Kiedy w 2008 roku prowadzona przez Luisa Aragonesa Hiszpania wygrywała pierwsze mistrzostwo Europy od 44 lat, triumfy święciła pochwała tiki-taki. Cztery lata później jej udoskonaloną wersję zademonstrował zespół prowadzony przez Vicente del Bosque. Hiszpania przestała grać jak nigdy, przegrywać jak zawsze. To był zespół, który zdominował światową piłkę, a oparty był na zawodnikach grających na co dzień w dwóch największych hiszpańskich klubach - Realu Madryt i FC Barcelonie.
Dziś, dwanaście lat po finale Euro 2012, który odbył się w Kijowie, Hiszpania ponownie jest na szczycie. Ponownie prowadzi ją doświadczony selekcjoner imieniem Luis, ale na tym podobieństwa się kończą. Wygrana w zakończonych w niedzielę mistrzostwach Europy zaprezentowała nowe oblicze hiszpańskiej piłki. Oparte o dynamicznych skrzydłowych - Nico Williamsa i Lamine Yamala, którzy wygrywając pojedynki, rozrywali kolejne defensywy rywali na turnieju.
To jednak przede wszystkim pokazanie, że hiszpański futbol to nie tylko Real i Barcelona. Jeszcze nigdy w XXI wieku Kraj Basków nie mógł być tak dumny. To właśnie piłkarze z tej prowincji stanowią o sile reprezentacji prowadzonej przez Luisa de la Fuente. Nie chodzi tylko o strzelców goli z finału, wszakże Nico Williams gra na co dzień w Athletiku, a Mikel Oyarzabal w Realu Sociedad.
Defensywa, której niełatwo przecież było strzelić gola na tym turnieju, opierała się o Unaia Simona z Bilbao, a duet stoperów stworzyli Robin Le Normand z Sociedad i wychowany przez Kraj Basków Aymeric Laporte. Obaj, choć pochodzą z Francji, to właśnie w Baskonii wypłynęli na szersze wody.
Kiedy w przerwie finału Rodri musiał opuścić boisko, de la Fuente posłał w bój kolejnego zawodnika z tej prowincji. Martin Zubimendi z Realu Sociedad nie miał łatwego zadania, a mimo to wywiązał się z niego bez zarzutu. Nie do przecenienia jest rola Mikela Merino - w finale pojawił się na murawie na kilka minut, ale w ćwierćfinale to jego główka wyeliminowała Niemców.
Dani Vivian był potrzebny w półfinale, kiedy obronę Hiszpanów zdziesiątkowały kartki i tak naprawdę tylko Alex Remiro, trzeci bramkarz, nie wystąpił w turnieju. Medal jednak przywiezie do kraju i z dumą będzie mógł go prezentować w Kraju Basków, konkretnie na Estadio Anoeta - stadionie zespołu, który może czuć się szczególnym zwycięzcą minionego Euro.
"Real Sociedad 14. klubem, który ma w składzie zwycięzcy Euro w danym roku co najmniej pięciu graczy" - wyliczył znany z zamiłowania do statystyk i nietypowych zestawień użytkownik AbsurDB.
Oczywiście - rola Barcelony, a konkretniej postaci Lamine'a Yamala - także jest nie do przecenienia. Katalończycy wysłali na turniej czterech zawodników. Poza genialnym skrzydłowym w kadrze znaleźli się Pedri, Ferran Torres i Fermin Lopez. Trudno jednak traktować ten tercet jako zawodników decydujących o obliczu La Roja.
Według wyliczeń wspominanego już użytkownika AbsurDB Barcelona tym samym dogoniła Bayern pod względem tego, ile razy jej zawodnik był w składzie zwycięzców Euro. Oba kluby mogą się pochwalić osiemnastoma takimi piłkarzami.
"Zróżnicowanie. Wystarczające było to, że Lamine i Nico połączyli siły przy pierwszym golu, mieli udział w 10 z 15 strzelonych przez nas bramek, a także to, że Katalończyk Cucurella i Bask Oyarzabal połączyli siły przy drugim golu; gracze pochodzą ze wszystkich stron Hiszpanii i różnych klubów, nie tylko Realu Madryt i Barcelony" - pisał dziennikarz Guillem Balague.
I rzeczywiście - to największa różnica pomiędzy hiszpańskimi triumfami. W 2012 roku dziewięciu piłkarzy z podstawowej jedenastki La Roja grało w Realu lub Barcelonie - to był czas, kiedy rywalizacja pomiędzy obiema drużynami była niezwykle zacięta, a mimo to zawodnicy potrafili odrzucić klubowe animozje, aby zjednoczyć się w walce dla drużyny narodowej. Euro 2024 pokazało, że istnieje hiszpańskie życie poza dwoma największymi ośrodkami piłkarskimi.
Przynależność klubowa piłkarzy hiszpańskich piłkarzy z meczów finałowych wielkich turniejów: