• Link został skopiowany

Oto prawda na temat Ronaldo. "Przytłacza, przeraża, ogłupia"

Dawid Szymczak
Zderzenie z wielkością Cristiano Ronaldo jest surrealistyczne. Zdumiewa, przytłacza, wprowadza w zakłopotanie, chwilami przeraża i ogłupia, na dobre każe zapomnieć o racjonalności i regulaminach. Dla niego łamie się zasady, ryzykuje, cierpi. To sława, z jaką jeszcze się nie zetknąłem. I chyba już nie zetknę.
Zderzenie z wielkością Cristiano Ronaldo jest surrealistyczne. Zdumiewa, przytłacza, wprowadza w zakłopotanie, chwilami przeraża
Dawid Szymczak

Wydawało mi się, że ostatnie półtora roku, które spędził w Arabii Saudyjskiej, coś zmieniło. Albo, że już nieudana końcówka gry w Europie spowodowała przynajmniej drobny spadek zainteresowania. Na scenę weszli przecież młodsi i bardziej imponujący. Jest kogo podziwiać. Ale wystarczy spędzić dzień kawałek od Cristiano Ronaldo, by zrozumieć, że to wciąż największa piłkarska gwiazda na świecie. A może nie ma sensu się ograniczać i należy pisać o najbardziej popularnym człowieku, jaki w ogóle chodzi po ziemi?

Zobacz wideo Żelazny: Ronaldo pokazał, że mężczyzna też może płakać. Ale czy to jest lider?

Na pewno wszyscy inni przy nim giną. Gwiazdy Manchesteru United, Manchesteru City czy PSG, stają się przezroczyste. Liczy się tylko Ronaldo. Tylko jego gole na rozgrzewce są fetowane przez grupę kibiców, jak te strzelone w meczu. Tylko jego nazwisko jest przez spikera i kibiców wykrzykiwane tak głośno. Tylko jego twarz rzucona na stadionowy telebim wywołuje na trybunach absolutną ekscytację. Tylko jego nazwisko wyjadą się mieć na koszulkach portugalscy kibice. Tylko jemu wiecznie towarzyszy przynajmniej dwóch ochroniarzy. I tylko jego w kierunku autobusu gonią dziennikarze. Wreszcie - samo jego pojawianie się w pomieszczeniu każe wstrzymać wszystkie rozmowy i obserwować każdy krok. Wielu zaczyna wtedy wykrzykiwać jego imię, by choć na chwilę spotkać się z nim wzrokiem. Kult to dobre słowo.

Co za szał! Nie ma drugiego takiego piłkarza, jak Cristiano Ronaldo

40 minut do meczu - Ronaldo chwilę wcześniej pojawił się na rozgrzewce. Kibice pierwszy raz skandują jego imię. Zaczynają śpiewać na jego cześć. Gdy podnosi rękę i dziękuje za wsparcie, trybuny ogarnia szał.

32 minuty do meczu - spiker wyczytuje skład Portugalii. Gdy dociera do numeru 7, decybele gwałtownie podskakują. Spiker wyczytuje już kolejnego zawodnika - Bruno Fernandesa, ale trybuny jeszcze na chwilę zostają przy Ronaldo i krzyczą: "Siii!".

27 minut do meczu - Portugalczycy zaczynają oddawać strzały na bramkę. Gole Ronaldo są fetowane przez kibiców, jakby już trwał mecz. Gole innych nie wywołują żadnej reakcji.

22 minuty do meczu - Ronaldo ustawia piłkę jakieś 25 metrów od bramki. Bierze charakterystyczny rozbieg, staje w rozkroku, rusza. Trafia idealnie, tuż przy słupku. Brawa niosą się po całym stadionie.

9 minut do meczu - realizator pokazuje na telebimach stojącego w tunelu Ronaldo. Kibice reagują, jakby po długiej rozłące zobaczyli bliskiego członka rodziny.

2. minuta meczu - Ronaldo pierwszy raz dotyka piłki. Za zwykłe kilkumetrowe podanie do tyłu dostaje gromkie brawa. Po chwili Rafael Leao efektowanie drybluje w kierunku pola karnego Francuzów, ale takiego podniecenia nie wywołuje. Dopiero jak zagra piętą między nogami Julesa Kounde, zasłuży na uznanie, jakie Ronaldo otrzymuje przy byle jakim kontakcie z piłką.

Ale to wszystko zaczyna się dużo wcześniej, daleko od stadionu. Gdy na dworcu mija się kilku Portugalczyków, krzyczą do siebie "Siii!" - tak, jak ich idol po strzelonych golach. Najpierw jedni, później drudzy. I idą dalej, każdy w swoją stronę, jak gdyby nigdy nic. To ich pozdrowienie, sygnał przynależności do tej samej rodziny. Co bardziej zaangażowani dodają do tego charakterystyczny wyskok z rozłożonymi rękami, ale to już trąci - przyznacie - delikatną przesadą.

Kawałek dalej - poruszenie. Podchodzę bliżej. Okazuje się, że jeden z kibiców naciągnął na twarz kartonową maskę z podobizną Ronaldo, a reszta robi sobie z nim zdjęcia. Zresztą, do Niemiec na Euro przyjechał z Portugalii sobowtór Ronaldo - to znaczy on tak się określa, bo mnie podobieństwo wydaje się naciągane. Ale albo jestem w mniejszości, albo pozostali przymykają oczy. Później niemal każdy napotkany kibic Portugalii ma na sobie koszulkę z jego nazwiskiem na plecach. O ile w przypadku Francuzów śledzenie nazwisk na koszulkach noszonych przez kibiców zabiera w podróż przez bogatą historię ich piłki, bo znajdzie się i Zidane, i Blanc, i Henry, i Desailly, i Vieira, i Pogba czy Mbappe, to Portugalia wydaje się mieć tylko jednego piłkarza w całej historii. Za kibiców Portugalii przebierają się zresztą ludzie z całego świata. Niektórzy nawet nie udają, że chodzi o reprezentację i mają koszulki Realu Madryt, Manchesteru United, Juventusu czy Al-Nassr. Liczy się tylko ten "RONALDO" na plecach.

Trudno znaleźć kibica w koszulce innej niż z Ronaldo na plecach
Trudno znaleźć kibica w koszulce innej niż z Ronaldo na plecachDawid Szymczak

Przed samym stadionem w Hamburgu, nieco ponad godzinę przed meczem, trafiam na dwóch kibiców z Chin. Jeden z nich pozuje na tle stadionu z rozłożonymi rękami niczym Chrystus Zbawiciel. Ma zamknięte oczy. Po chwili obraca się i w podobny sposób ustawia plecami do aparatu. Zagaduję. - Przylecieliśmy specjalnie dla niego - zaczyna. Nie musi podawać nazwiska. - Zimą byliśmy na meczu w Arabii Saudyjskiej, a teraz jesteśmy tutaj. Kocham go, odkąd zaczął grać w Manchesterze United. Później przerzuciłem się na Real Madryt i przez te wszystkie lata, gdy tam występował, przegapiłem maksymalnie pięć meczów. Jest moim idolem. Zobacz - wyciąga telefon i pokazuje zdjęcie, na którym stoi wraz z Ronaldo. Gratuluję, ale zauważam, że jest trochę rozmazane. - Drżała mi ręka. To było pod hotelem w Rijadzie. Miałem może trzy sekundy, żeby je zrobić. Ronaldo wyszedł i na chwilę się zatrzymał. Wiesz, jakie to emocje? Dzisiaj spróbuję zrobić lepsze - uśmiecha się i dopytuje, czy wiem, którędy piłkarze będą wychodzić ze stadionu.

Portugalię wspierali kibice z całego świata
Portugalię wspierali kibice z całego świataDawid Szymczak

To faktycznie znacznie lepszy moment na zrobienie zdjęcia z Ronaldo niż po wbiegnięciu na murawę w czasie meczu albo po desperackim skoku z trybuny prosto pod jego nogi. To wszystko miało już miejsce podczas Euro. Mecz Portugalii z Turcją był przerywany kilkukrotnie, bo najpierw do Ronaldo dobiegł młody chłopiec, a później jeszcze dwóch starszych kibiców. Obejmowali go i usiłowali zrobić "selfie". Cristiano chętnie pozował z pierwszym kibicem, a ich zdjęcie wylądowało następnego dnia na rozkładówce "Bilda". Ale od pozostałych już się odganiał. Rozkładał ręce i robił sfrustrowaną minę - tę samą, co po wielu zmarnowanych okazjach podczas meczu. Jakby całym sobą chciał zapytać, czy może jeszcze normalnie pograć w piłkę. Podczas meczu z Francją wokół murawy stało mnóstwo ochroniarzy. Byli ustawieni bardzo gęsto, miejscami - np. za bramką Francuzów, skąd do Ronaldo było najbliżej - tworzyli podwójne zasieki. Wyglądało na to, że organizatorzy wyciągnęli wnioski z poprzednich meczów. I tym razem nie doszło do incydentów.

 
Na meczu z Francja ochroniarze ustawiali się w dwóch rzędach, byle zapobiec wbiegnięciu kibiców na boisko
Na meczu z Francja ochroniarze ustawiali się w dwóch rzędach, byle zapobiec wbiegnięciu kibiców na boiskoDawid Szymczak

Nie dość, że uwielbienie do Ronaldo nie ma już wiele wspólnego z boiskową dyspozycją, bo od początku Euro spisywał się słabo i w żadnym z pięciu meczów nie strzelił gola, to nie dotyczy tylko kibiców. Ulegają jej także dziennikarze. Mix-zona, czyli strefa, w której piłkarze po meczu udzielają krótkich wywiadów, jest w Hamburgu zorganizowana inaczej niż na większości stadionów. Niemcy zadbali tu o porządek. Ustawili trzy mównice, a rzecznicy prasowi obu reprezentacji na zmianę przyprowadzają do nich piłkarzy. Zawodnicy stają jakieś półtora-dwa metry od odgrodzonych taśmą dziennikarzy i odpowiadają na ich pytania. System ma swoje wady i zalety, ale na pewno wprowadza większy ogranicza przepychanki między dziennikarzami i ich kontakt z piłkarzami.

W piątek jestem jednym z pierwszych, który schodzi z trybuny i dociera w to miejsce. Słyszę, jak jedna z dziennikarek dopytuje oficera prasowego z UEFA, jak działa ten system. Ten tłumaczy, że każdy rzecznik reprezentacji ma obowiązek przyprowadzić tutaj trzech piłkarzy. - Nie będą się zatrzymywać po drodze. Odpowiedzą na pytania tylko na mównicy. Możesz ich nagrywać, robić zdjęcia - wyjaśnia. Dziennikarka wydaje się rozczarowana. Zajmuje miejsce na samym końcu, tuż przy drzwiach, którymi piłkarze będą wychodzić ze stadionu do autobusu, dość daleko od wszystkich trzech mównic. Później nie zadaje pytań. Nie słucha odpowiedzi.

W końcu zaczyna krzyczeć w kierunku Mbappe, który właśnie skończył odpowiadać na pytania - "Kylian! Kylian!", a gdy ten podchodzi, robi sobie z nim zdjęcie. Ludzie z UEFA przypominają, że to zabronione i grożą odebraniem akredytacji. Wstawia się za nią sam Mbappe. Robią jeszcze jedno - lepsze - zdjęcie. On odchodzi, a ona wydaje się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ale po chwili mówi do towarzyszącego jej operatora, że teraz jeszcze Cristiano. Ten jednak nie odpowiada na pytania dziennikarzy. Przemyka przez pomieszczenie niemal niezauważony - z drugiej strony sponsorskich ścianek. Niemal, bo akurat stojąca przy drzwiach dziennikarka go dostrzegła. Wybiegła za nim na parking. Nie ona jedna zresztą. Zza drzwi słychać nawołujące okrzyki: "Cristiano! Cristiano! Cristiano!" - próbują przyciągnąć jego uwagę wyznawcy. Gdy sam pojawiam się na zewnątrz, Ronaldo jest już w autobusie. Zrobienie mu zdjęcia przez szybę to wszystko, na co mogą liczyć.

Ronaldo jest postacią. Wielką, chełbioną, pomnikową, wręcz boską. I chyba nieśmiertelną

Obserwując całe mistrzostwa wiem, że to uwielbienie do Ronaldo wykracza daleko poza piłkę. Może wyrosło dzięki jego boiskowym osiągnięciom, ale dawno już nie zależy tylko od nich. Co z tego, że Euro mu nie wyszło? Co z tego, że od półtora roku strzela gole w Saudi Peo League - rankingowo lidze wciąż gorszej od cypryjskiej? Co z tego, że w większości meczów Euro był najsłabszym zawodnikiem w reprezentacji Portugalii? Tego szaleństwa nie napędza już wiara, że w trudnym momencie odmieni mecz, ale czysty podziw. Za całokształt - wynikający z lat spędzonych na szczycie, z rekordów które pobił i jak rozsławił Portugalię. Na to zwraca uwagę kilku kibiców, z którymi rozmawiam przed meczem. Mówią, że Ronaldo to ich legenda, ambasador na cały świat. Rozumiem to, ale to nie tłumaczy wszystkiego.

Absolutnie zachwyciło mnie na tych mistrzostwach podejście Chorwatów do Modricia. Uznaję je za czyste uwielbienie. Widziałem w nim dumę, troskę, współczucie, gdy nie wykorzystał karnego z Włochami i szał, gdy po chwili trafił do ich bramki. Biła z tego szczerość. Nazwanie wszelkich towarzyszących temu emocji było łatwe. Z Cristiano Ronaldo jest inaczej. Z niego rodacy też są dumni. Podkreślają, że jest najważniejszym piłkarzem w ich historii, najpopularniejszym Portugalczykiem w dziejach. Ale ta relacja nie wydaje mi się tak bliska, jak Chorwatów z Modriciem. To wszystko jest większe. Ale jednocześnie nie tak autentyczne.

Cristiano jest nie tylko obiektem westchnień, ale też celem do upolowania - chcesz jego autograf, chcesz mieć z nim zdjęcie. To trofea - najważniejsze w albumie każdego kibica. Jak zdjęcie zrobione na Mount Evereście są dowodem wdrapania się na szczyt świata, tak zdjęcie z nim - dowodem dopchania się do najpopularniejszego piłkarza świata. Na Instagramie konto Ronaldo śledzi 633 mln ludzi. Żaden człowiek na świecie nie zgromadził większej publiczności - następny jest Leo Messi z 503 milionami. A dalej Selena Gomez, Kylie Jenner, Ariana Grande, Dwayne Johnson, Kim Kardashian i Justin Bieber.

Co drugi telefon na stadionie w Hamburgu wydaje się wymierzony w Ronaldo. Każdy chce sam go nagrać, jak zbiera się do rzutu wolnego, idzie do piłki podczas serii jedenastek, czy zwyczajnie przechadza się podczas rozgrzewki. Też wydaje mi się to dowód w sprawie: byłem, widziałem osobiście. Nie wiem, czy tak było przez całą jego karierę, czy wyścig jest dziś bardziej zacięty, bo każda okazja do spotkania może być tą ostatnią przed zakończeniem kariery. W Katarze też panował wokół niego szał, sami oficerowie prasowy z ramienia FIFA, którzy jednego dnia ścigali dziennikarzy za zrobienie zdjęcia piłkarzowi w mix-zonie (panowały inne zasady niż w Niemczech), już następnego sami robili sobie zdjęcia z Ronaldo i podkładali mu albumy, by podpisał się na swoim zdjęciu. Ale Euro w Niemczech i tak przebija wszystko, co działo się na mundialu. Tłumaczę to tym, że zmienili się kibice, którzy przyjechali na ten turniej. Jest tańszy, bardziej dostępny. Więcej osób - także tych prawdziwie oddanych reprezentacji i samemu Ronaldo - mogło sobie pozwolić na taką podróż.

Widziałem, jak Niemcy szanują Toniego Kroosa. Jak dumni są Hiszpanie, że to im trafił się Lamine Yamal. I jak Francuzi wierzą w Kyliana Mbappe. Ale długo wydawało mi się, że nikt na tych mistrzostwach piękniej nie kocha piłkarza niż Chorwaci swojego Lukę. Aż zobaczyłem, co się dzieje wokół Ronaldo. Miłość kibiców do niego deklasuje wszystko. A jednak jest w niej coś dziwnego. Brakuje intymności, która ujmuje w relacji Chorwatów z Modriciem. Może to wynika z charakteru Chorwatów? Może z charakteru samego Modricia? A może z tego prostego porodu, że Modrić jest największy i najwspanialszy tylko dla rodaków, a Cristiano dla wszystkich? Modrić w oczach kibiców odbija się jako człowiek. Ronaldo jest w nich postacią. Wielką, pomnikową, wręcz boską. I chyba nieśmiertelną.

Dawid Szymczak

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: