Półtorej minuty brakowało, by Anglia sensacyjnie odpadła z Euro 2024 już w 1/8 finału. Drużyna Garetha Southgate'a przegrywała ze Słowacją 0:1 i wydawało się, że nie ma już dla niej ratunku. A jednak. Anglików uratował schemat, który znamy z ekstraklasy, a potem magiczne kopnięcie jednej z gwiazd.
Kiedy piłkę z autu w pole karne Słowaków wrzucił Kyle Walker, a pojedynek główkowy wygrał Marc Guehi, fanom naszej ligi mogła przypomnieć się Puszcza Niepołomice. Po podobnych wrzutach drużyna Tomasza Tułacza zdobyła w minionym sezonie sześć bramek. Nikt w ekstraklasie nie robił tego częściej.
Ten prosty schemat ktoś jednak musiał wykończyć. W przypadku 1/8 finału Euro 2024 padło na Jude'a Bellinghama, który pokonał Martina Dubravkę efektowną przewrotką. - Kto jak nie on? - pytał na konferencji prasowej Southgate, dumnie wskazując na pomocnika, który w minionym sezonie wszedł z drzwiami do szatni Realu Madryt.
Reprezentacja Anglii ostatecznie awansowała do ćwierćfinału mistrzostw Europy po golu Harry'ego Kane'a w pierwszej minucie dogrywki, ale na jej grę znów nie dało się patrzeć. Kadra Anglii, choć naszpikowana gwiazdami, w Niemczech wygląda paskudnie.
Anglicy, którzy przed Euro stawiani byli w roli faworytów w jednym szeregu z Francją i Niemcami, dziś są skazywani na porażkę ze Szwajcarią w ćwierćfinale. W drużynę Southgate'a nie wierzy już chyba nikt, a sam selekcjoner znów stał się w kraju wrogiem publicznym numer jeden.
Mecz ze Słowacją powiedział nam o Anglikach wszystko. W Gelsenkirchen znów zobaczyliśmy rozedrganą obronę, wielką dziurę w środku pola, przegrywających pojedynki skrzydłowych i niemrawego Kane'a. W grze Anglików nie było ruchu, dynamiki, pasji, o kreatywności i momentach zaskoczenia nie wspominając.
Drużyna Southgate'a popełniała proste błędy w obronie, a w ataku grała na stojąco i do bólu przewidywalnie. Jej bezradność biła po oczach, które od patrzenia na to wszystko naprawdę mogły solidnie rozboleć. Gol Bellinghama, który padł po pierwszym celnym strzale na bramkę Słowacji, najlepiej podsumował angielskie poczynania w ofensywie. Przez cały mecz zespół Southgate'a w najprostszy sposób transportował piłkę do liderów, licząc na to, że wszystko rozstrzygnie indywidualny błysk.
I na szczęście dla Anglii rozstrzygnął. Na drużynę kolejny raz spadła jednak potężna krytyka. "Kiedy już wytrzeźwiejemy, wrócą do nas dziesiątki pytań. Jak to możliwe, że drużyna złożona z pretendentów do Złotej Piłki, rekordzistów wszech czasów i piłkarzy roku w najlepszych ligach, kolejny raz zagrała tak źle? Jak to możliwe, że byliśmy o krok od porażki z grupą weteranów i zawodników Slovana Bratysława?" - pytał dziennik "The Times".
"Po meczu selekcjoner otrzymał od kibiców brawa, ale nie sposób było nie wyczuć w nich ironii. Kibice są rozczarowani i zrezygnowani. Wieczorem spotkałem dwóch fanów, którzy śpiewali: 'Jesteśmy gó**em i wiemy o tym'. I trudno się z nimi nie zgodzić" - to z kolei "The Guardian".
I na Wyspach, i poza jej granicami odpowiedź na te pytania jest jedna: Southgate. To w nim wszyscy widzą winowajcę angielskich męczarni. "Southgate - cóż to za maszyna do marnowania talentów" - napisano w dzienniku "El Confidential" po meczu ze Słowenią, a "Mundo Deportivo" wtórowało: "Southgate jeszcze raz zapobiega, aby Anglia była najlepsza". "Marca" zupełnie nie gryzła się w język i napisała po prostu: "Anglia śmierdzi jakby gniła" - co na Sport.pl przytaczał Michał Kiedrowski.
- Southgate jest teraz na etapie, w którym opinia publiczna straciła wiarę w niego, eksperci stracili wiarę w niego i Anglię, a drużyna również straciła wiarę w niego. Nie wiadomo, o co mu chodzi - dodawał były reprezentant Niemiec i piłkarz Liverpoolu, Dietmar Hamann.
Po meczu ze Słowacją portal "The Athletic" porównał reprezentację Southgate'a do kadry jego poprzednika - Roy'a Hodgsona - która skompromitowała się na Euro 2016. Anglicy w grupie zremisowali wtedy z Rosją (1:1) i Słowacją (0:0) oraz wygrali z Walią (2:1). Mimo to zajęli w niej drugie miejsce, a w 1/8 finału przegrali z Islandią (1:2).
Wtedy po oczach biła nie tylko bezradność piłkarzy, ale też umęczona twarz 69-letniego wówczas Hodgsona, który po mistrzostwach Europy podał się do dymisji. "Pamiętamy Islandię. Pamiętamy ten ból, upokorzenie i strach. Pamiętamy samozadowolenie przed meczem i wstyd po nim. Pamiętamy, że to najgorszy moment w historii tej reprezentacji" - napisano na "The Athletic".
"Southgate był o minutę od osobistej Islandii. Selekcjoner był kilkadziesiąt sekund od kolejnej tragedii i szamba, które by się na niego wylało" - dodano. Problem w tym, że niezależnie od wyniku, szambo już wybiło. I chyba tylko zwycięstwo w finale mogłoby odwrócić tę tendencję.
Z każdym meczem Southgate staje się większym wrogiem angielskich kibiców. Po meczach z Serbią i Danią bardziej się z niego śmiano, oskarżając go o chęć uśpienia fanów kadry. Po spotkaniu ze Słowenią żarty przerodziły się w agresję, a w stronę Southgate'a poleciały dziesiątki kubków z piwem.
- Rozumiem to i nie zamierzam od tego uciekać. Kibice narzucili taką narrację i lepiej tak, niż mieliby oskarżać piłkarzy. Musimy pozostać jedną drużyną. Nie widziałem jednak, by inna reprezentacja, która wciąż gra na Euro, miała równie specyficzne warunki - komentował Southgate.
Niechęć do angielskiego selekcjonera jest jednak ogromna, co najlepiej widać w internecie. Southgate stał się bohaterem żartów i memów. Część z nich śmieszy, część balansuje na granicy dobrego smaku. Tak jak ten, który nawiązywał do ataku terrorystycznego z 11 września 2001 r.
Southgate'a i jego reakcje w trakcie meczów zostały porównane do Joe Bidena, którego kilka dni temu skrytykowano za postawę w debacie przeciwko Donaldowi Trumpowi. Selekcjoner Anglików miał być jak amerykański prezydent: wolny, przewidywalny, gubiący wątki.
"Pierwsza bramka w 95. min, druga w 91. To jego matematyka. Żeby awansować, uciekł się do podróży w czasie", "wprowadza telefon w tryb niskiego zużycia baterii, kiedy ta naładowana jest w 99 proc.", "zatrzymuje się na światłach w GTA", "jedzie Ferrari 10 km/h", "zakłada pasy bezpieczeństwa siedząc w toalecie", "kiedy jesteś na bezludnej wyspie z puszką mielonki i Southgate'em, to najpierw zjadasz Southgate'a, by więcej nie poprowadził kadry" - to tylko część "opinii" o angielskim selekcjonerze.
Po meczu ze Słowenią tabloid "The Sun" umieścił na okładce zdjęcie śpiącego w trakcie spotkania kibica. Okazał się nim niejaki Freddie Hahn, a dziennikarze porozmawiali nawet z jego ojcem. Ten narzekał na Southgate'a, że to przez niego jego syn i inni angielscy kibice stracili mnóstwo pieniędzy na wyjazd na turniej. W internecie powstała nawet petycja, która domaga się deportowania Southgate'a do Rwandy.
Z selekcjonera śmieją się jednak nie tylko kibice i dziennikarze, ale też duże firmy. W trakcie meczów Anglików w mediach społecznościowych dowcipkują m.in. wielkie sieci lotnicze, spożywcze i bukmacherskie. "Trzeba mu oddać, że z najlepszego strzelca w Niemczech, najlepszych zawodników sezonu w Anglii i Hiszpanii stworzył drużynę, która przypomina Derby County z sezonu 2007/08. To wielkie osiągnięcie" - napisała jedna z nich. Wspomniane Derby to najgorsza drużyna w historii Premier League. W 38 meczach zdobyła tylko 11 punktów, a jej bilans bramowy wynosił minus 69.
To wielka zmiana w stosunku do tego, jak jeszcze niedawno postrzegano Southgate'a. Po dołujących latach z Hodgsonem były reprezentant Anglii postrzegany był jako nadzieja kadry i powiew świeżości. Czwarte miejsce na mundialu w Rosji i drugie na Euro 2020 tylko te opinie potwierdzały. Opinią o selekcjonerze nie zachwiała porażka z Francją w ćwierćfinale mundialu w Katarze.
- Każdy rozsądny kibic reprezentacji Anglii wie, że Southgate, to najlepsze, co przydarzyło się tej kadrze w ostatnich kilkudziesięciu latach. To on był najważniejszym czynnikiem, który zmienił ten zespół ze średniaka w drużynę, która może walczyć o złoto na mistrzostwach świata czy Europy. To on sprawił, że reprezentanci Anglii są pewni siebie i nie boją się ataku pozycyjnego i nieszablonowych zagrań, czego zawsze nam brakowało - przed ostatnimi MŚ mówił nam angielski dziennikarz Rob O'Connor.
Dzisiaj to wszystko jest już wspomnieniem, a Southgate może się czuć jak w 1996 r., kiedy cały naród też był przeciwko niemu. 28 lat temu Southgate jako jedyny pomylił się w serii rzutów karnych, a Anglia przegrała w półfinale mistrzostw Europy z Niemcami.
Porażka była tym bardziej dotkliwa, że została poniesiona z odwiecznym rywalem na turnieju, którzy Anglicy organizowali na swoich stadionach. Cały kraj w jednej chwili znienawidził zawodnika, któremu grożono nawet śmiercią.
- Początki były straszne. Nawet na wakacjach, z dala od Anglii, byłem obiektem drwin. Chcieli odebrać mi obywatelstwo, mówili, że nie jestem Anglikiem. Czułem się beznadziejnie - mówił Southgate kilka tygodni po wydarzeniach na Wembley. - Dzisiaj to już nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Przerobiłem to i stałem się silniejszy - zapewniał dwa lata temu w Katarze.
Doświadczenie sprzed ponad ćwierć wieku może dziś okazać się bezcenne. Zwłaszcza że sobotni mecz przeciwko rosnącej z meczu na mecz Szwajcarii może się okazać setnym i ostatnim spotkaniem Southgate'a w roli angielskiego selekcjonera. A wtedy memów i żartów na pewno przybędzie. Choć naród w końcu odetchnie z ulgą.