Reprezentacja Niemiec nie miała większych problemów z awansem do fazy pucharowej rozgrywanych u siebie mistrzostw Europy, ale zremisowany mecz ze Szwajcarią 1:1 mógł wlać do drużyny Juliana Nagelsmanna nieco wątpliwości. Aby je rozwiać, nasi zachodni sąsiedzi musieli pokonać w 1/8 finału półfinalistę ostatniego Euro - Danię, choć rywale wydawali się nie być aż tak silnym zespołem jak przed trzema laty. W fazie grupowej nie wygrali ani razu, remisując wszystkie spotkania - ze Słowenią (1:1), Anglią (1:1) oraz Serbią (0:0).
A zaczęło się w Dortmundzie od huraganu, a konkretnie huraganowych ataków gospodarzy Euro. Już w czwartej minucie gry po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Toniego Kroosa złe wyjście z bramki Kaspera Schmeichela wykorzystał Nico Schlotterbeck i głową umieścił piłkę w siatce. Gol grającego regularnie na tym samym stadionie obrońcy Borussii nie został jednak uznany - angielski sędzia Michael Oliver słusznie zauważył, że Joshua Kimmich postawił nielegalną "zasłonę", eliminując w ten sposób obrońcę, który miał kryć Schlotterbecka.
Niemcy nie zamierzali się tym podłamać i z pasją atakowali dalej, posyłając kolejne celne uderzenie na bramkę Schmeichela. Najpierw z dystansu huknął Kimmich, następnie z powietrza uderzył Kai Havertz, a głową otworzyć wynik meczu starali się Schlotterbeck i Robert Andrich, ale przy każdej z tych okazji Schmeichel popisywał się bardzo dobrymi interwencjami.
Danii w pierwszych 20 minutach nie było na boisku, ale potrafiła ona przetrwać ten okres bez strat bramkowych, po czym sama zaczęła groźnie atakować od czasu do czasu bramkę Manuela Neuera. Najpierw zablokowany w polu karnym został Christian Eriksen, a później w niezłej sytuacji bardzo niecelnie uderzył Joakim Maehle.
Podczas gdy huraganowe ataki Niemców w Dortmundzie zelżały, warunki atmosferyczne psuły się z minuty na minutę. W końcu czarne, kłębiaste chmury przyniosły prawdziwą burzę z piorunami. Wyładowania atmosferyczne w okolicach stadionu sprawiły, że sędzia Oliver w 35. minucie podjął bardzo odpowiedzialną decyzję o przerwaniu spotkania.
Podczas gdy piłkarze zeszli na około 20 minut do szatni, kibice musieli pozostać na trybunach lub pod nimi. Nad stadionem lało jak z cebra, a kiepsko skonstruowany dach Signal Iduna Park sprawiał, że w niektórych miejscach pojawiał się istny wodospad. Niektórzy jednak nawet w tych warunkach się świetnie bawili.
W końcu mecz został wznowiony i znów lepiej zaczęli Niemcy, którzy próbowali zaskoczyć Kaspera Schmeichela strzałami głową. Duńczyk obronił próbę z kilku metrów Havertza, a chwilę później Schlotterbeck posłał piłkę w boczną siatkę.
Tuż przed przerwą mogło być jednak 1:0 dla Danii, ale dwie bardzo dobre okazje zmarnował Rasmus Hojlund, który najpierw sytuacyjnym strzałem z kilku metrów nie trafił w bramkę, a następnie po kontrataku nie zdołał pokonać Manuela Neuera w sytuacji sam na sam. Do przerwy w Dortmundzie było więc 0:0.
W drugiej części spotkania nie trzeba było długo czekać na emocje. Już w 48. minucie zamieszanie po stałym fragmencie gry dla Danii wykorzystał Joachim Andersen, który z kilku metrów trafił do siatki i przez kilkadziesiąt sekund cieszył się z gola dla swojej drużyny narodowej. Radość tę przerwał VAR, bo okazało się, że chwilę przed strzałem Andersena na spalonym był Thomas Delaney.
Duńczyk spalił tę akcję dosłownie o czubek buta!
Żeby tego było mało, Niemcy szybko ruszyli z akcją, która zakończyła się niecelnym uderzeniem z dystansu Roberta Andricha. Tyle że znowu zareagował VAR, bo okazało się, że Andersen, autor nieuznanego gola sprzed dwóch minut, dotknął piłkę ręką w polu karnym po dośrodkowaniu Davida Rauma. Duński obrońca przeszedł szybciutko drogę z nieba do piekła, bo Michael Oliver podyktował rzut karny dla Niemców.
Do piłki ustawionej na 11. metrze podszedł w 53. minucie Kai Havertz i precyzyjnym płaskim strzałem pokonał Kaspera Schmeichela, otwierając wynik meczu.
Co więcej, chwilę później Havertz powinien mieć już dwa trafienia na koncie, bowiem bardzo komfortowo wychodził sam na sam ze Schmeichelem, podciął nad nim piłkę, ale ta nieznacznie minęła duńską bramkę. W odpowiedzi swoją kolejną szansę miał Rasmus Hojlund, jednak znów nie był w stanie z kilku metrów pokonać Manuela Neuera.
Niemcy w 68. minucie byli w stanie podwyższyć prowadzenie. Po fantastycznym długim podaniu Nico Schlotterbecka sam na sam z Kasperem Schmeichelem wyszedł Jamal Musiala i okazał się skuteczniejszy od Havertza - posłał piłkę technicznym strzałem tuż przy słupku do duńskiej siatki.
Gol na 2:0 praktycznie zakończył emocje w tym spotkaniu, gdyż Duńczycy nie potrafili już zareagować i wywołać więcej emocji na Signal Iduna Park. Swoje szanse mieli za to na 3:0 Niemcy. Najpierw w kontrataku Niclas Fullkrug nie zdołał wykorzystać sytuacji sam na sam z Kasperem Schmeichelem.
Później, już w doliczonym czasie gry w analogicznej okazji rezerwowy Florian Wirtz minął Schmeichela i trafił do bramki, jednak on z kolei był na spalonym. Tego uniknął Kai Havertz w ostatniej akcji meczu, po czym jednak znów nie był w stanie pokonać z gry duńskiego bramkarza.
Niemcy pewnie pokonali w Dortmundzie Danię 2:0 i awansowali do ćwierćfinału Euro 2024. W nim zmierzą się z Hiszpanią lub Gruzją, które w niedzielę zagrają ze sobą w Kolonii. Ćwierćfinał z udziałem gospodarzy turnieju odbędzie się z kolei piątek 5 lipca w Stuttgarcie.