Jeszcze przed rozpoczęciem tegorocznych mistrzostw Europy reprezentacja Anglii była postrzegana jako jeden z faworytów do zgarnięcia tytułu. Ten stan rzeczy uległ zmianie po meczach fazy grupowej, w których angielscy piłkarze, łagodnie mówiąc, nie zachwycili. Najpierw po mało porywającej grze wygrali 1:0 z Serbią. Następnie cudem uniknęli porażki z Duńczykami, remisując 1:1, a w ostatnim meczu nie zdołali strzelić gola przeciętnej Słowenii.
"Fatalny remis. Po raz kolejny występ drużyny Garetha Southgate'a nie był imponujący", "Anglia ponownie rozczarowuje", "Kolejny nudny remis tylko zaostrzy krytykę" - pisały tamtejsze media po kolejnym słabym występie swojej kadry narodowej. Z angielskich piłkarzy niezadowoleni byli również kibice. Tuż po końcowym gwizdku ostatniego meczu przeciwko Słoweńcom Gareth Southgate wyszedł na murawę i bił brawo po rozegranym spotkaniu.
Wtedy sfrustrowani fani nie wytrzymali. Zaczęli buczeć, a z trybun stadionu w Kolonii poleciało mnóstwo kubków z piwem. Zgodnie z planem miały one trafić w selekcjonera i piłkarzy, jednak wiele z nich doleciało do siedzących rodzin zawodników. W tym temacie głos zabrał Ezri Konsa. Środkowy obrońca Aston Villi i reprezentacji Anglii podkreślił, że latające kubki były zagrożeniem dla jego najbliższych.
- Mój brat został trafiony, kilka innych osób też. Niewiele możemy z tym zrobić. Rozmawiałem z nim później i zapytałem, jak się czuje. Odpowiedział, że wszystko w porządku. Dźwięk lecących przedmiotów dochodził ze wszystkich stron - tłumaczył piłkarz cytowany przez "Kickera". Następnie zwrócił uwagę na to, że wśród rodzin zawodników znajdowały się także dzieci. - Zawsze musimy sprawdzać, czy wszystko z nimi (dziećmi - red.) w porządku, uspokajać i pytać. Teraz staram się o tym nie myśleć, po prostu żyję dalej - dodał.
W 1/8 finału Euro 2024 reprezentacja Anglii zmierzy się ze Słowacją.