Wszyscy w Anglii nastawiali się, że po niedzielnym finale hasło "Football's coming home" (piłka nożna wraca do domu) wreszcie stanie się faktem. Ale tak się nie stało, bo po rzutach karnych (1:1, karne 3:2) na Wembley minimalnie lepsza okazała się reprezentacja Włoch.
Po ostatniej jedenastce, wybronionej przez bohatera finału Gianluigiego Donnarummę, na twarzach Anglików pojawiły się łzy, natomiast w obozie włoskim zapanowała prawdziwa euforia. Nie zabrakło też złośliwości - Leonardo Bonucci przez dobrych kilkadziesiąt sekund krzyczał do jednej z kamer: "It's coming to Rome!" (Jedzie do Rzymu!).
Bonucci został zapytany po meczu o to, czy mowa Anglików o "It's Coming Home" zmotywowała Włochów. - Zdecydowanie. Słyszeliśmy o tym każdego dnia. Przykro mi, ale puchar pojedzie z nami we wspaniałą podróż do Rzymu. Włosi na całym świecie mogą świętować - powiedział jeden z bohaterów reprezentacji Włoch.
To samo hasło opanowało także sektor włoskich kibiców, co skrzętnie zauważyli obecni na Wembley dziennikarze.
Reprezentacja Włoch zdobyła drugie mistrzostwo Europy w swojej historii. Po raz pierwszy Włochom udało się to w 1968 roku, czyli 53 lata temu. Leonardo Bonucci, strzelec jedynej bramki dla Włochów, został wybrany najlepszym zawodnikiem tego spotkania.
Z kolei najlepszym piłkarzem całych mistrzostw uznano włoskiego bramkarza - Gianluigiego Donnarummę. 22-latek wygrał swojej drużynie dwie serie rzutów karnych - w półfinale z Hiszpanią, gdy w decydującym momencie obronił strzał Alvaro Moraty, a także w niedzielnym finale, gdy zatrzymał w dwóch ostatnich seriach Jadona Sancho oraz Bukayo Sakę.
Pięć meczów zakończonych serią rzutów karnych i wszystkie wygrane. To statystyki Gianluigi Donnarummy, który w niedzielę był bohaterem reprezentacji Włoch. To dzięki niemu pokonała ona w finale mistrzostw Europy na Wembley reprezentację Anglii (1:1, 3:2 po rzutach karnych), o czym więcej można przeczytać tutaj >>