Niespodziewany bohater Euro z karierą pełną tragedii. Piłkarz uderzony piorunem

Jakub Kręcidło
Kasper Hjulmand Euro 2020 miał oglądać w telewizji. A stał się jednym z największych bohaterów turnieju. Czerpiąc z tragicznych doświadczeń wcielił się w rolę nie tylko lidera reprezentacji Danii, ale też całego narodu.

Jak przystało na filozofa, zanim Kasper Hjulmand rozpoczął pracę z reprezentacją Danii, spędził rok na poznawaniu krajowej mentalności. Nie tylko rozmawiał z piłkarzami, szukając sposobu na poukładanie kadry, ale jeszcze kontaktował się z muzykami, dyrektorami, selekcjonerem reprezentacji szczypiornistów czy nawet byłą premier Helle Thorning-Schmidt. Wszystko po to, by zrozumieć, czym dla Duńczyków jest poczucie narodowej tożsamości. I dlatego też nie mogą dziwić wypowiedzi jak ta Simona Kjaera: – Wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że Hjulmand żyje piłką przez cały czas. Ale pokazał, że jest kimś więcej, niż trenerem.

Zobacz wideo Sterling, niekochane cudowne dziecko Anglii

Trener Duńczyków nie ukrywa: "Potrzebowałem pomocy psychologa"

Tragiczny wypadek z udziałem Christiana Eriksena, który doznał ataku serca podczas debiutanckiego meczu Duńczyków na Euro, był dla Hjulmanda szczególnie trudnym wydarzeniem. Otworzył stare rany. Kariera 49-latka, który swoich piłkarzy uczy wyjątkowo radosnego, "cruyffowskiego" futbolu, naznaczona jest tragediami na boisku. W 2009 roku, gdy pracował w Nordsjaelland, podczas treningu Jonathan Richter został uderzony piorunem. Został wprowadzony w śpiączkę, a później amputowano mu część lewej nogi. – Najważniejsze, że przeżył – podkreśla selekcjoner, który na boisku stracił wujka. – Zmarł na zawał serca podczas gry w piłkę – przyznał Hjulmand, którego asystent, Morten Wieghorst, również jest po przejściach. Podczas gry w Celticu zmagał się z zespołem Guillaina-Barrego – rzadką chorobą prowadzącą do osłabienia (i potencjalnego paraliżu) mięśni, którą udało mu się jednak błyskawicznie wyleczyć, bo po roku wrócił na boisko. – Naprawdę wiele razem przeszliśmy – nie ukrywa Hjulmand.

Tragedia związana z Eriksenem mogła Duńczyków przygnębić albo wzmocnić jako grupę. Dzięki Hjulmandowi, który z Christianem jest bardzo zżyty, udało się tę drużynę scalić. Wielu piłkarzy, na czele z Kjaerem czy Kasperem Schmeichelem, komplementowało trenera za otwartość, bliskość i zrozumienie, którym darzył zawodników. Jak opowiadał Joakim Maehle, w trudnych momentach był dla nich nie trenerem, ale kumplem. Człowiekiem, który służył pomocą i radą w trudnej chwili. Ale wiązało się to z bardzo dużym kosztem. 

– Potrzebowałem pomocy psychologa – przyznał trener, który zwykł porankami uprawiać sport, by "wyrzucić z siebie złe myśli i uczucia". – Próbowałem i próbuję trzymać się w tym czasie, ale bez wsparcia zespołu nie dałbym rady. Jesteśmy w tym jako grupa. A ja niczego nie ukrywam i niczego nie udaję. Po prostu jestem sobą – tłumaczy Hjulmand, który wprowadził Duńczyków do najlepszej czwórki mistrzostw.

– Nie wiem, czy to najlepszy okres w moim życiu. Ale wiem, że to okres, w którym na dystansie czterech tygodni przeżyłem tyle, ile często ludzie przeżywają w ciągu całego życia – uśmiechał się szkoleniowiec. – To był nieprawdopodobny czas. Gdy za kilkanaście lat o tym pomyślę, powiem: "Kurde, to było szaleństwo!". Zetknęliśmy się ze śmiercią w sposób, w którym nigdy się nie spodziewaliśmy. Prawie straciliśmy naszego najlepszego piłkarza, naszego przyjaciela, serce drużyny. Musieliśmy walczyć z emocjami. Ale dziś myślimy już tylko o Anglii – deklaruje Hjulmand.

W Danii "przede wszystkim czyste konto" zastąpiło cruyffowskie: „Idźcie i bawcie się"

49-latek przekonuje, że przesądny nie jest, ale na Wembley ma założyć szczęśliwy sweterek z dziurą na prawym rękawie. Gdy trener miał go na sobie, jego zespół ograł Anglików w Londynie (1:0), a także Rosjan (4:1), Walijczyków (4:0) i Czechów (2:1). – Zobaczymy, czy to nam pomoże – uśmiecha się selekcjoner skandynawskiej drużyny. Jego drużynę wielu sprowadza do roli turniejowego kopciuszka, ale to wyjątkowo krzywdzące, tak samo jak porównania do "mistrzów Europy wywiezionych z plaży" z 1992 roku. – Nie chcę słyszeć nawet słowa więcej o tamtym turnieju! – deklarował Hjulmand, który jednocześnie podkreślał: "Chcę osiągnąć z kadrą coś wielkiego". I na pierwszym zgrupowaniu pokazywał piłkarzom, że celem jest występ na Wembley. 

W środę w Londynie faworytem będą Anglicy, ale skreślanie Duńczyków byłoby wielkim błędem. To jedna z najmocniejszych drużyn w Europie. Już za kadencji Hareide mieli świetne wyniki, ale duńska federacja chciała czegoś więcej. Nie rozumiał tego Hareide, nie rozumieli kibice. Ale dziś nikt tej decyzji nie kwestionuje. Mantrę "przede wszystkim czyste konto" zastąpiło cruyffowskie "wyjdźcie na boisko i bawcie się". W kwalifikacjach do mistrzostw świata Dania prowadzi w swojej grupie z kompletem trzech zwycięstw i bilansem bramkowym 14:0. Euro zaczęła od falstartu, ale z meczu na mecz się rozkręca. – Hjulmand napisał mi SMSa: "Jedziemy na Parken z dwoma selekcjonerami". To bardzo miłe. Ale uważam, że dzięki jego pracy reprezentacja jest lepsza – przyznał Hareide.

Dania zakochała się w "piłkarskim świrze". To mistrz świata w zarządzaniu

– Chcę dać ludziom wiarę i nadzieję, by mogli być dumni z reprezentacji. Piłkarze są wzorami do naśladowania. Muszą zdawać sobie sprawę z tej roli – podkreślał Hjulmand. Jan Laursen, prezes Nordsjaelland, rozpływa się w zachwytach nad selekcjonerem. – Ma nieprawdopodobny piłkarski umysł – przekonywał w rozmowie z "New York Timesem". Po dziesięciu latach pracy w Lyngby Laursen zatrudnił w 2008 roku zatrudnił Hjulmanda. Początkowo był asystentem, później pełnoprawnym trenerem Nordsjaelland – klubu skromnego, słynącego z romantycznego podejścia do futbolu i stawiającego na młodzież. Hjulmand pracował w nim dekadę (2008-2019, z roczną przerwą na nieudany pobyt w FSV Mainz) i doprowadził go do mistrzostwa i wicemistrzostwa Danii, największych sukcesów w historii klubu.

W ojczyźnie o Hjulmandzie mówi się, że jest "piłkarskim świrem". Gdy media zachwycały się, że na cztery miesięcy przed Euro analizował silne i słabe strony Czechów, on mówił: "Ale co w tym dziwnego?". To trener metodyczny, który do romantyczne Nordsjaelland pasował teoretycznie mniej niż do analitycznego, opartego na liczbach Midtjylland. Jak pisał "NYT", to dwa kluby z mniejszych ośrodków, które są napędzane różnymi motywacjami i które łączy jeden cel: rozwój. I z tego rozwoju korzysta dziś kadra. Hjulmand nie tylko korzysta z uwag znajomych z Midtjylland, ale może też wykorzystywać wsparcie specjalistów z innych klubów, bo - jak podkreśla Soren Berg, szef analityki w Midtjylland - "Dania zainwestowała kolosalne pieniądze w szkolenie, ale generalnie to mały kraj". – Nasza liga nie jest tak słaba jak się wydaje – podkreśla Laursen, a "NYT" zaznacza, ze z analiz jednej z drużyn Premier League wynika, iż duńska ekstraklasa jest porównywalna poziomem z holenderską Eredivisie.

Hjulmand wykonał z Duńczykami fenomenalną pracę. Wykreował nowych bohaterów (Maehle, Mikkel Damsgaard), odkurzył starych (Kasper Dolberg) i wykorzystał potencjał pewniaków (Schmeichel, Kjaer, itd.), umacniając Duńczyków w gronie najmocniejszych ekip w Europie. A do tego zdobył poparcie całego kraju. "Powinien dostać nagrodę dla lidera roku" – napisał duński magazyn "BT", a na łamach "Euroman" czytaliśmy: – "Dania może nie zdobyć mistrzostwa Europy. Ale Hjulmand zdobył tytuł mistrza świata w zarządzaniu".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.