Kochają ich Tusk, Kurski i Obajtek. Starać się nie muszą. Prezesie Boniek! Brawo! Brawo! Brawo!

Powyższy tytuł wcale nie jest kpiną, żartem ani tym bardziej ironią. Naprawdę prezes Zbigniew Boniek zasługuje na najwyższe wyrazy szacunku. Nigdzie na świecie tak niewielu, nie dostaje tak wiele, za tak niewiele.

Może z tym nigdzie na świecie, to mała przesada. Pewnie znalazłoby się jakieś jedno czy drugie mało medialne państwo w Ameryce Łacińskiej, w którym można byłoby znaleźć podobnego rodzaju zjawisko społeczne. Czyli znowu bliżej nam do bananowych republik niż zachodniej cywilizacji.

Zobacz wideo

Samorządy dały piłkarzom prezenty za miliardy złotych

A to zjawisko to uwielbienie dla piłkarzy za to tylko, że są. Prawdopodobnie w żadnym innym kraju hojność kibiców, sponsorów, a przede wszystkim polityków nie przekłada się na tak małą liczbę sukcesów reprezentacji i punktów rankingu UEFA, na podstawie którego przyznawane są miejsca w europejskich pucharach. 

Same samorządy pompują do polskich klubów hektolitry kasy. Jak wyliczył Paweł Grabowski z Onetu w latach 2014-19 władze lokalne wpompowały do ekstraklasy 320 mln złotych, a mistrzostwo Polski Piasta Gliwice kosztowało w tym mieście średnio 168 zł od głowy mieszkańca. 

A to przecież tylko wierzchołek góry lodowej. Te 320 mln złotych to tylko to, co można nazwać "inwestycją bezpośrednią", gdzie kasa przeszła z rączki do rączki. Każdy z klubów ekstraklasy dostaje znacznie więcej od podatników - np. stadiony i ich utrzymanie. Bez tego nie ma mowy o grze w najwyższej lidze. Legia dostała stadion za 460 mln złotych, Lech za 750 mln, Lechia za 800 mln, Wisła Kraków za 600 mln. To tylko przykłady z ekstraklasy. W niższych ligach też hojnie wydaje się pieniądze podatnika na stadiony. Obiekt pierwszoligowego GKS Tychy kosztował 140 mln złotych, Widzewa tyle samo, a Łódź jeszcze buduje obiekt dla ŁKS za ponad 120 mln złotych.  

W całej Polsce zbudowano lub zmodernizowano za pieniądze podatników dziesiątki stadionów. Kolejne projekty czekają na realizację i przyznanie pieniędzy od samorządów. Niby wiadomo, że bez nowoczesnego stadionu nie zbuduje się silnego klubu. Tyle tylko, jak w ekstraklasie pomieści się te 50 "silnych" klubów? Jak to się mówi popularnie: para idzie w gwizdek. 

Tożsamość Polak kibic piłkarski jest bardziej ugruntowana niż Polak katolik

Nie szkodzi. Ważne, że sportowi wyborcy są dopieszczeni. A to grupa liczna i aktywna w mediach społecznościowych. Choć według badań 40 procent Polaków w ogóle nie interesuje się piłką nożną, to w każdej dyskusji o piłce możnej w mediach usłyszeć: "cała Polska czeka na decyzję Paulo Sousy", czy też "mamy w Polsce prawie 40 mln selekcjonerów". Tożsamość Polak kibic piłkarski jest bardziej ugruntowana niż Polak katolik. 

Kibiców szczególnie dopieszcza telewizja publiczna niezależnie od kosztów. Podczas Euro 2012 mimo rekordowej oglądalności TVP straciła "dziesiątki miliony złotych" - jak przyznał jej ówczesny prezes Juliusz Braun. Podobno było to ok. 50 mln. Oficjalnych danych nie ujawniono. Cztery lata później - już za czasów szefowania Jacka Kurskiego - mówiło się o 19 mln złotych strat według wyliczeń analityków. Zresztą obecny prezes TVP uwielbia piłkę nożną, czemu często daje wyraz na Twitterze, chwaląc się, że dzięki niemu Polacy za darmo oglądają mecze Ligi Mistrzów czy ekstraklasę.  

Miłość do piłki nożnej i kibica wyborcy jest wspólna obu stroną sceny politycznej. Donald Tusk jako premier nie tylko był kibicem, ale sam też lubił "poharatać w gałę". Euro 2012 i Orliki to były sztandarowe projekty jego rządu. A dziś to przede wszystkim samorządy, w których większość ma dzisiejsza opozycja, budują stadion za stadionem jak w Łodzi, Szczecinie, Częstochowie czy Warszawie. 

I nie ma co mieć pretensji. Skoro dają, to dlaczego nie brać?

Można powiedzieć, że prawica wspiera piłkę nożną, żeby budować dumę narodową, a lewica, żeby było jak na Zachodzie. 

Polityków dzielnie wspierają spółki skarbu państwa i te samorządowe. Lotos jest głównym sponsorem reprezentacji Polski, Orlen stał się ostatnio najważniejszym partnerem biznesowym Wisły Kraków. - Jesteśmy firmą, która służy każdemu Polakowi - powiedział na konferencji prasowej prezes Daniel Obajtek, gdy firma, którą rządzi, została sponsorem Wisły. 

Co prawda jako piłkarska gospodarka peryferyjna powinniśmy nadrabiać zaległości do najlepszych ciężką pracą, innowacyjnością i oszczędnością, ale nasze środowisko piłkarskie nie ma żadnej presji, by dążyć do najlepszych, skoro z lewa i prawa kasa się leje szerokim strumieniem. I nie ma co mieć pretensji. Skoro dają, to dlaczego nie brać? Dla środowiska piłkarskiego politycy złagodzili również przepisy ustawy hazardowej i firmy bukmacherskie ruszyły tłumnie, by reklamować się na koszulkach piłkarzy i wokół stadionów. 

W rankingu UEFA Polska jest na 30. miejscu za Białorusią, Azerbejdżanem i Kazachstanem.  

Polska piłka może szorować po dnie, a i tak w Excelu wszystko będzie się zgadzać

Na pożegnaniu Zbigniewa Bońka jako prezesa PZPN, to pierwszy - o ile byłbym tam prywatnie - zgotowałbym mu owację na stojąco. Jego kadencja była niesamowita! Oczarował polityków z lewa, prawa i centrum. Oczarował sponsorów. Owinął sobie wokół palca dziennikarzy, którzy nawet jak wbijali szpilki, to z sympatią i ze zrozumieniem, że przecież prezes po boisku nie biega. Każda wpadka została usprawiedliwiona, każda niemądra decyzja wybaczona. Jak ktoś smędzi, że z polską piłką wcale nie jest lepiej, niż było przed Bońkiem, to mu prezes wyciągnie bilans i okaże się, że jest dużo lepiej, bo bogaciej. Rok 2019 PZPN zamknął z przychodami 288,1 mln złotych. Rekordem wyższym od 2018 r. o 47 mln.  

I to jest cały problem polskiej piłki. Może szorować po dnie, a i tak będzie na bogato. Jesteśmy po prostu za dużym piłkarskim rynkiem, by piłkarze prawdziwe pieniądze i szacunek kibiców musieli sobie wyszarpać na boisku. Wystarczy, że są, że troszkę pobiegają, a już wszyscy są gotowi im nieba przychylić. I nic się nie zmieni, czy Paulo Sousa zostanie, czy odejdzie. Dalej będzie tak samo, czy nowy prezes PZPN będzie przyjacielem Zbigniewa Bońka, czy nie. Ogromne pieniądze z kieszeni kibiców i podatników będą dalej zasilały kluby i piłkarzy. 

Dopiero po latach odkrywam, że to nasze słynne "Polacy, nic się nie stało", jako kibice śpiewamy podświadomie nie piłkarzom, naszym ulubieńcom, ale sobie samym. Trzeba przecież jakoś zachować szacunek do samego siebie, że jest się takim frajerem, że ciągle się wierzy, że może być jeszcze dobrze.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.