Kamil Glik pobił rekord Euro. Cztery energetyki, kłótnie i krzyki

Może być wolniejszy, słabszy, starszy i mniej zwrotny niż na Euro 2016. Ale gdy tylko reprezentacja Polski tego potrzebowała najbardziej, Kamil Glik stanął na wysokości zadania. W meczu z Hiszpanią był dosłownie wszędzie, dowodził defensywą i to w dużej mierze dzięki niemu drużyna Paulo Sousy wciąż jest w grze na mistrzostwach Europy. Aż przypomniały się legendarne mecze z Niemcami...

„Obrazkiem spotkania może być którakolwiek z min Kamila Glika. Doświadczony stoper na przedmeczowej konferencji prasowej deklarował, że atmosfera w drużynie jest bojowa. Po nim bardzo to było widać. Glik grał w sobotę jak byk. I to taki, który wypił cztery red bulle. Kłócił się ze wszystkimi. Darł się na kolegów, wyrzucał coś sędziemu, debatował z rywalami. Żądza sukcesu aż od niego biła. – W takich meczach potrzeba determinacji, ale i odrobiny szczęścia, którą posiadali też Szwedzi – powiedział Glik. I my też ją mieliśmy. Sam Morata miał przynajmniej cztery stuprocentowe okazje do zdobycia bramki. Ale seryjnie je marnował. Wojciech Szczęsny i nasi defensorzy popełniali błędy, ale reagowali na tle szybko, by móc je poprawić" – pisał w swoim pomeczowym tekście nasz wysłannik do Sewilli – Jakub Kręcidło.

Zobacz wideo Co w Hiszpanii piszą o nadchodzącym meczu z Polską? Jakub Kręcidło z Sewilli

Portal Squawka wyróżnił doświadczonego obrońcę reprezentacji Polski, zauważając, że aż 11 razy wybijał piłkę z pola karnego, co jest dotychczasowym rekordem Euro 2020. Stanowił centralną postać defensywy w drużynie Paulo Sousy.Dowodził kolegami, znakomicie się ustawiał i jeździł na tyłku, gdy to było niezbędne. Oczywiście, nie ustrzegł się błędów, choćby jak tuż przed polem karnym sfaulował Alvaro Moratę, ale jego determinacja i doświadczenie sprawiły, że Hiszpanie nie stworzyli dziesięciu sytuacji pod bramką Wojciecha Szczęsnego. Gdy na Euro 2016 przyćmił go „minister obrony narodowej" Michał Pazdan, tak dzisiaj Glik przejął tę teczkę od zawodnika Ankaragucu.

Kamil Glik: Mało kto w nas wierzył. Ja wierzyłem

- Przed tym meczem mało kto w nas wierzył. Ja wierzyłem, widzieliście to na konferencji. Czasami trzeba zrobić krok w tył, aby zrobić dwa do przodu. To była ta stara dobra reprezentacja Polski - mówił po spotkaniu Glik przed kamerami Telewizji Polskiej. 

Nie wierzono, to fakt. Nie tylko w drużynę, ale i w Kamila Glika. Nie wierzył nawet Paulo Sousa, który w swoim debiucie z Węgrami (3:3) posadził go na ławce. Mówiono, że wolny, że mało zwrotny, że stary, że źle rozgrywa piłkę, że popełnia błędy. Nie dzisiaj. Nie w Sewilli. Przeciwko Hiszpanii to był "Lider" przez duże „L". Jego energia nie pozwoliła kolegom zdrzemnąć się ani na moment. Być może było jej chwilami nawet zbyt wiele, bo w polskiej defensywie zdarzały się zagrania nadgorliwe, gdy wielu zawodników zbyt mocno chciało zaatakować tego samego rywala (jak Jakub Moder w polu karnym) czy też piłkę. Niemniej jednak, to właśnie ta pasja, której na twarzy Glika było widać najwięcej, sprawiła, że Polacy wytrzymali 90 minut ciągłego biegania za piłką i wywalczyli cenny remis w starciu z rywalem, który miał ich zmieść z murawy.

 

- Wiele ludzi we mnie wątpiło. Mam 33 lata, 80 meczów w kadrze i wciąż występuję na najwyższym poziomie. Inni mogą we mnie nie wierzyć, ale ważne jest to, że wierzę ja, trenerzy i moja rodzina – podsumowywał. - Prawdziwy finał zagramy jednak ze Szwedami. Mam nadzieję, że od dzisiaj ten turniej się dopiero dla nas zaczyna – zakończył Kamil Glik. I oby właśnie tak było.

Mural na żywo

Emocje start! Chcesz podzielić się swoimi piłkarskimi emocjami? Nic prostszego. Specjalnie na Euro przygotowaliśmy Mural na żywo! Pokaż nam, jak kibicujesz polskiej reprezentacji, a my spośród przesłanych haseł wybierzemy najlepsze i umieścimy je na żywym muralu (jest do obejrzenia w Warszawie pod adresem Waryńskiego 3) oraz największym ekranie LED w Warszawie na placu Unii Lubelskiej.

Więcej o:
Copyright © Agora SA