Kraj na ślinę miał najlepszą reprezentację, której nigdy nie było [Euro fiction]

Kuba Czernikiewicz
Jeden kraj na ślinę, gdzie nic tak nie łączyło i dzieliło jak sport. Sześć sztucznie złączonych i nienawidzących się narodów. Dwudziestu piłkarzy, którzy z Euro w 1992 roku wróciliby w złocie, gdyby nie jeden strzał na boisku. Wcale nie w piłkę.

11 czerwca rozpoczyna się Euro 2020, rozgrywane rok od pierwotnej daty. Aż do meczu otwarcia - zawsze co piątek - na Sport.pl i Gazeta.pl przedstawimy pięć alternatywnych historii pod hasłem "Euro fiction". Wszystkie łączy jedno wydarzenie, które mogło zmienić bieg futbolowej historii.

W bałkańskim kotle gotowało się zawsze na czerwono. Wykipiało po raz kolejny 28 czerwca 1914 roku, gdy w Sarajewie bośniacki Serb Gawriło Princip zastrzelił przyszłego cesarza Austro-Węgier Franciszka Ferdynanda i jego żonę Zofię. Europa pogrążyła się w wojnie, która pochłonęła czternaście milionów ofiar i na kolejne lata zmieniła granice.

Na Bałkanach powstało Królestwo SHS (Serbów, Chorwatów i Słoweńców), w 1929 roku przemianowane na Królestwo Jugosławii. Po drugiej wojnie i dojściu do władzy Tito nastała era socjalistycznej republiki, której udało się uniezależnić od wielkiego, sowieckiego brata.

"Brazylia Europy"

Lepsze drogi, zagraniczne produkty, rockowa muzyka, narkotyki. Działający na wyobraźnię sportowcy - piłkarze i koszykarze. Jugosławia to był - przynajmniej dla Polaków - inny świat. Pod powierzchnią wciąż wrzało. Śmierć trzymającego państwo twardą ręką Tito w 1980 roku zaczęła rozbijać kraj od wewnątrz.

W powojennej historii Jugosławii nic tak nie jednoczyło Serbów, Chorwatów, Bośniaków, Czarnogórców, Słoweńców i Macedończyków jak sport. Koszykarze - mistrzowie i trzykrotni wicemistrzowie olimpijscy, trzykrotni mistrzowie świata, pięciokrotni mistrzowie Europy. Piłkarze noszący przydomek "Brazylii Europy", na kontynencie grający najpiękniej. Mistrzowie olimpijscy, dwukrotni wicemistrzowie Europy. Na mundialach zmierzający po medale, ale zatrzymani przez Polskę Górskiego i Argentynę Maradony w ćwierćfinałach.

 

Przełom lat 80. i 90. to absolutne apogeum. Koszykarze biorą niemal wszystko, splicka Jugoplastika wygrywa Puchar Europy (dzisiejszą Euroligę) trzy razy z rzędu. Ostatni taki wyczyn (i drugi w ogóle, po zamierzchłych latach 50. i potrójnej zdobyczy ASK Ryga) w historii. Reprezentacja z Petroviciem (zginie w 1993 roku wracając z Wrocławia) czy gwiazdą NBA Divacem jest najlepsza na świecie, od 1988 roku przegrywa tylko olimpijski finał z ZSRR.

Najlepsze pokolenie

Jugosławia wydaje też najlepsze piłkarskie pokolenie w historii - w 1987 roku sięga po mistrzostwo świata juniorów, choć do Chile nie jedzie wcale jako faworyt. Boksić i Jugović zostają w kraju, bo Hajduk Split i Crvena zvezda Belgrad wolą szlifować swoje talenty. Mihajlović jest pominięty, bo odmawia gry w Dinamie Zagrzeb. Gotuje się nawet tam.

Slobodan Milosević już wtedy wyprowadza tłumy Serbów na ulice Belgradu. Chcą własnego państwa, jednocześnie boleśnie manifestując nacjonalistyczne ciągoty: zabierają autonomię Wojwodinie i Kosowu. W drugim ośrodku - Chorwacji - ludzie jednoczą się wokół Franjo Tudmana. Na boisku jest inaczej.

W grupie juniorskiego mundialu odprawia rywali z bilansem bramkowym 12:3, w ćwierćfinale bije Brazylię, w półfinale NRD. W finale prowadzi z RFN, ale dochodzi do rzutów karnych. W nich myli się tylko Marcel Witeczek, król strzelców turnieju.

 

Gwiazdy dojrzewają, kraj gnije. W czerwcu 1991 roku Chorwacja ogłasza niepodległość. Miesiąc wcześniej Crvena zvezda pokonuje w rzutach karnych Marsylię i zdobywa Puchar Europy. W składzie są nie tylko Serbowie, bo i genialny Chorwat Robert Prosinecki, obrońca z Macedonii Ilija Najdoski i jego rodak w napadzie, Darko Pancev.

Niecały rok później kraju już nie ma. Chwilę później nie będzie reprezentacji. Czy tak musiało się stać?

Cios karate

Oczywiście, ale rozpad kraju mógł się opóźnić. Gdyby Bośnia ogłosiła niepodległość kilka miesięcy później. Gdyby... Ale był też mecz, który na wzrost napięcia miał wpływ niebagatelny.

13 maja 1990 roku na zagrzebskim Maksimirze Dinamo grało z Crveną. Dla gospodarzy mecz z wielkim rywalem był okazją do manifestacji niepodległościowego dążenia. Ale i do walk z policją i gośćmi ze stolicy. Na boisko wbiegają fani Dinama. Za nimi ruszają policjanci. W obronie staje gwiazdor Dinama, a później Milanu, Zvonimir Boban. Ciosem karate powala mundurowego. - Zaryzykowałem życie i karierę. Liczyła się tylko Chorwacja - powie pomocnik.

 

Zostaje zawieszony, nie jedzie na mundial. Przez pryzmat zamieszek i słów Bobana widać, co stało się z projektem kraju złożonego z różnych słowiańskich narodów, kultur, języków, religii. Kraju nie da się już uratować. Reprezentacji po rozpoczęciu wojny też - UEFA wyklucza ją z Euro 1992.

Mistrzowie z autokaru

Plavi eliminacje do turnieju w Szwecji przeszli jak burza - siedem zwycięstw, jedna porażka. Na Euro byliby w gronie murowanych faworytów. Tymczasem w szwedzkich finałach mieli bilans: 0-0. - Graliśmy w imieniu Jugosławii i dla wszystkich Jugosłowian. Jeździliśmy nawet autobusem w ich barwach. Byliśmy Jugosławią - powie potem Peter Schmeichel. Bramkarz prowadzi Danię do sensacyjnego mistrzostwa. Danię, której tam w ogóle miało nie być. Jeszcze 30 maja piłkarze "Dynamitu" byli na urlopach.

Wyobraźmy sobie skład Jugosławii na Euro 1992. W bramce Tomislav Ivković (Chorwacja, człowiek, który na MŚ 1990 obronił rzut karny Diego Maradony). Obrona: Robert Jarni (Chorwacja, w 1998 roku podpora brązowej drużyny z Francji), Sinisa Mihajlović (Serb, legenda Serie A, specjalista od strzałów z dystansu), Branko Brnović (Czarnogórzec, ponad 100 meczów w lidze hiszpańskiej). Pomoc: Zvonimir Boban (legenda Milanu, kapitan Chorwatów z 1998 roku), Robert Prosinecki (Chorwacja, piłkarz Realu i Barcelony), Dragan "Pixie" Stojković (Serbia, lider Jugosławii z MŚ 1990 i 1998), Vladimir Jugović (Serb, dwa razy wygrywał LM), Dejan Savicević (Czarnogórzec, pewnie największy talent). Atak: Davor Suker (Chorwat, król strzelców MŚ 1998) i Predrag Mijatović (Serb, gwiazda m.in. Realu). Do tego: Pancev, Boksić, Katanec... Nie do pomieszczenia, nie do ustawienia.

***

Gdyby Boban nie kopnął policjanta na meczu. Gdyby wojna zaczęła się kilka miesięcy później. A może gdyby Hadżibegić, Brnović i Stojković wykorzystali rzuty karne w ćwierćfinale mundialu z Argentyną dwa lata wcześniej? Jugosławia pomaszerowała po mistrzostwo świata, jednocząc chociaż na chwilę kraj. Naiwne? Jak w przypadku strzałów Principa, decyduje chwila. Arcyksiążę miał jechać inną trasą, ale kierowca ją pomylił i natknął się na zamachowca.

Więcej o:
Copyright © Agora SA