"Same old story" (znów ta sama historia) - tak brzmiała większość tytułów piątkowych angielskich gazet porozkładanych dla dziennikarzy w ośrodku kadry "Trzech lwów" w Cruz Quebrada pod Lizboną składającego się z kilku klimatyzowanych namiotów, oddzielnych salek do wywiadów dla prasy, radia i telewizji oraz z małego snack-baru. Ośrodka - jak ostrzegała naklejka - który miał zostać zlikwidowany dwie godziny po zadaniu ostatniego pytania na piątkowej konferencji. Angielscy piłkarze wracają bowiem na Wyspy - jak zwykle odpadając z wielkiego turnieju po gorzej wykonywanych karnych (poprzednio na mistrzostwach świata 1990 i 1998 oraz na Euro'96).
Pierwsze pytanie do Svena Gorana Erikssona. Zdaniem dziennikarza Anglia została okradziona z gry w półfinale przez prowadzącego spotkanie szwajcarskiego arbitra Ursa Meiera, który nie uznał prawidłowo zdobytego przez Sola Campbella gola. Czy trener też ma takie odczucie, a Angielska Federacja Piłkarska nie powinna złożyć oficjalnej skargi? - Po meczu poszedłem do pokoju sędziowskiego i wyraziłem swoją opinię. Zostanie ona jednak między mną a panem Meierem. Czy padł wówczas poprawny gol? Po co się spierać, gol pada wtedy, gdy uznaje go sędzia, a jak nie uznaje to znaczy, że go nie było - odpowiada wstrzemięźliwy Szwed. I prosi, żeby nie "napuszczać" go na krytykowanie UEFA, bo przed Anglią eliminacje do mistrzostw świata w 2006 roku, po co się narażać, skoro to i tak nic nie da.
Oczywiście Eriksson chce prowadzić kadrę w tych eliminacjach. - Nie wstydzę się swoich dokonań. Przez ostatnie 2,5 roku z 25 spotkań przegraliśmy tylko trzy - z Brazylią (w ćwierćfinale mundialu w Japonii) oraz Francją i Portugalią na Euro 2004. We wszystkich byliśmy równą drużyną dla rywali i przegraliśmy o... tyle, a nawet tyle - Szwed zbliża kciuk do palca wskazującego, tak że się niemal stykają.
Czekam na pytanie o taktykę w meczu z Portugalią, zastąpienie ofensywnych wojowników Scholesa i Gerrarda graczami defensywnymi i bez polotu. O trzymanie na boisku słabego Beckhama - zwłaszcza że trener Scolari nie bał się zdjąć Figo. Ale ostatnim zagadnieniem spotkania jest kwestia nieodpowiedniego punktu, z którego wykonywano karne. - To prawda, po środowym treningu trzy razy skarżyliśmy się organizatorom i prosiliśmy, żeby podczas meczu strzelać na bramkę po drugiej stronie boiska. Powiedzieli, że dobrze, ale widzieliście jak było - mówi Eriksson i żegna się rozpromieniony.
Beckham na konferencji jest trochę bardziej pochmurny. Też opowiada, że podczas karnego kopnął w murawę, a koledzy długo ustawiali piłkę, poprawiali ją, starali się strzelać z miejsca obok, ale sędzia im nie pozwalał. Uspokaja dziennikarzy, że nadal będzie wykonywał "jedenastki". - Po występie na Euro 2004 czuję tylko jedno - dumę z gry kolegów, z tego, że każdy z nich dawał tu z siebie wszystko. Owszem, czuję się rozczarowany, ale to normalne po przegranym meczu, bo przecież zawsze chcę wygrywać - opowiada Beckham.
Dziennikarze wszystko gładko łykają, tylko jeden, ale zasłaniając się kibicami, mówi, że ci ostatni mają wątpliwości, czy David nadal inspiruje drużynę. - Pan uważa, że nie? - dopytuje się Beckham, - Nie, nie. Ja nie mam zdania, ja tylko cytuję, co mówią fani. - Jeśli chodzi o to, czy nadal będę kapitanem, to nie widzę powodów, żeby przestać nim być - ucina Beckham.
Nikt nie zapytał np. o analogię z mistrzostwami świata we Francji, gdzie Anglia odpadła z Argentyną po karnych, do których doszło, bo Beckham otrzymał czerwoną kartkę. - Niech się pan nie dziwi. Nawet pan nie wie, jak Anglia potrzebuje Beckhama, co najmniej tak samo jak Beckham Anglii - mruga okiem dziennikarz "Mirrora", popijając pepsi z wizerunkiem Beckhama na puszce.