Christian Wilhelmsson: Nie będzie żadnych układów

Nie pojmuję tych wszystkich podejrzeń. Niby jak mamy umówić się z Danią na remis, by wyeliminować Włochów? Przecież tak się nie da - zdumiewa się Christian Wilhelmsson, skrzydłowy reprezentacji Szwecji, która we wtorek zagra skandynawskie derby z Danią

Rafał Stec: Zgodzi się Pan, że mecz z Włochami był najlepszy na turnieju, a dla Was najlepszy w ostatnich latach?

Christian Wilhelmsson: Też mi się wydawało, że my gramy bardzo dobrze, a Włosi - rewelacyjnie, a później obie drużyny już świetnie. Nie chcę jednak ogłaszać, że to spotkanie stało na wyższym poziomie niż np. Francja - Anglia, bo bardzo trudno jest porównywać mecz, w którym się grało, z oglądanym w telewizji. A dla nas byłby to wyjątkowy dzień - jak pan sugeruje - gdybyśmy odnieśli zwycięstwo. Ooo, pan jest z Polski? Grając z wami, chyba też wypadliśmy nieźle... (śmiech).

Czy po fantastycznych paradach Buffona nie przemknęła Panu przez głowę myśl, że Włochom gola po prostu nie da się strzelić?

- Gdyby przemknęła - mnie albo kolegom - tobyśmy go nie strzelili. To jest właśnie wielka siła Szwecji. Nigdy się nie poddajemy. Nigdy. I kiedy oglądamy Zidane'a strzelającego Anglii dwa gole, gdy mecz się już właściwie skończył, wiemy, że mamy rację. U nas nie ma Zidane'a, ale jest Zlatan [Ibrahimovic - red.].

Mam wrażenie, że prawdziwą grupą śmierci na Euro jest właśnie grupa ze Szwecją, Danią i Włochami, że to najlepsze - obok Czech - drużyny na turnieju. Przesadzam?

- To całe gadanie o grupach śmierci jest trochę bez sensu. Na mundialu też wszyscy nam wmawiali, że do takiej trafiliśmy, mieliśmy tam Argentynę, Anglię i Nigerię, ale awansowaliśmy do drugiej rundy. I co? I odpadliśmy po meczu z Senegalem...

Czy skandynawskie derby z Danią naprawdę są dla Was takie wyjątkowe?

- Pewnie. Wie pan, jak to jest, fajnie pokazać sąsiadowi, kto jest lepszy.

Dlaczego Dania? Są cztery skandynawskie kraje?

- To prawda i myślę, że Norwegia jako przeciwnik mogłaby wywołać nawet większe emocje. A w hokeju najważniejszy z najważniejszych rywali to Finlandia. W piłkę jednak Duńczycy zawsze grali lepiej od nas, mówią o sobie "Brazylijczycy Północy", a nasz futbol uchodził przez lata za bardzo brzydki. Mam nadzieję, że ludzie powoli zaczynają myśleć inaczej, a jeśli jeszcze nie zauważyli, jak świat się zmienia, to więcej zrozumieją po tych mistrzostwach. Ibrahimovic, Larsson czy Ljungberg byliby gwiazdami każdej drużyny w tym turnieju. Zastanówcie się! Czy oni naprawdę grają nudną piłkę?

Czy jednak można porównać mecz ze Szwecja do bitew angielsko-szkockich czy holendersko-niemieckich? W tamtych przypadkach padają słowa "wróg", "nienawiść"...

- Tak, jest pewna różnica. Nawet wyraźna. Słowo "nienawiść" w ogóle nie powinno dotyczyć futbolu. W poniedziałek żaden z nas nie będzie chciał skrzywdzić Duńczyka i jestem pewien, że żaden Duńczyk nie będzie chciał skrzywdzić Szweda. Można nawet powiedzieć, że się lubimy.

Tego właśnie obawiają się Włosi. Wynik 2:2 wyrzuca ich z turnieju, dając awans do II rundy Szwecji i Danii. Już to wystarcza, by spodziewali się takiego rezultatu. A Pan jeszcze twierdzi, że się z Duńczykami lubicie...

- Nie aż tak, żeby nie chcieć z nimi wygrać! Poza tym jak oni to sobie wyobrażają? Czegoś tu nie rozumiem. Zawołam do Tomassona: "Hej Jon, teraz ty strzelasz gola, a za pięć minut Henrik"? Spekulacji w futbolu zawsze było mnóstwo, ale jak tu przewidzieć, czy np. nie pomyli się sędzia i nie podyktuje karnego w ostatniej sekundzie? Wtedy ktoś miałby celowo chybić? Nie ma mowy, nie będzie żadnych układów.

Ale chciałby Pan, by w drugiej rundzie znalazła się i Dania, i Szwecja?

- Chciałbym, żeby awansowała Szwecja. Poprzestańmy na tym.

A Pana rodacy? Kibicują obu skandynawskim zespołom?

- Gdybyśmy odpadli, to trzymaliby kciuki za Duńczyków. Co nie zmienia faktu, że żądają, byśmy ich pokonali. Mają dość porażek. Dlatego daję słowo, że mimo wszystko nie zobaczycie w poniedziałek meczu przyjaźni. To będzie wielki mecz!

Mówi Pan tak, jakby grał we Francji czy innej drużynie uchodzącej za wielkiego faworyta. Kto sięgnie po mistrzostwo?

- Ciśnie mi się na usta, że Szwecja. Ale nie, na razie tego nie powiem. Dania to może być najtrudniejszy przeciwnik na turnieju... O innych trochę niezręcznie mi się wypowiadać, bo niewiele widziałem. Tak to już jest - jak samemu grasz na Euro, to niewiele sobie pooglądasz. Czasem nawet szkoda, jest tyle fajnych meczów...

Nie rozczarowuje Pana Francja? Dwa razy ledwie się uratowała.

- Czasami gra się tak, by wystarczyło do zwycięstwa. Francja niby gra słabo, ale jak pokona Szwajcarię, czego można się spodziewać, to wygra grupę. Czego więcej chcieć? Pamiętam, jak Francuzi zdobywali pierwsze mistrzostwo świata. Męczyli się jak mało kto. Przecież niewiele brakowało, by wyeliminował ją Paragwaj! Nie przekreślajcie Francji.

A jaki piłkarz zrobił na Panu jak dotąd największe wrażenie?

- Zlatan Ibrahimovic.

Mówi Pan tak, bo to kolega z drużyny...

- Słowo, dla mnie to największa gwiazda. Przecież ten gol strzelony Włochom [piętą, Szwed stał tyłem do bramki - red.] był absolutnie niesamowity. Czy ktoś inny dokonał tutaj czegoś podobnego? Nie. Dlatego Zlatan jest najlepszy.

Wielu fachowców twierdzi, że kluby rosną w siłę, a drużyny narodowe słabną. Czy ten turniej to potwierdza?

- W klubie, jak ci nie wyjdzie jeden, dwa, a nawet pięć meczów, masz jeszcze 30 innych, w których możesz się zrehabilitować. Tutaj jedna wpadka i może być po tobie, bo trenerzy nie ryzykują, kiedy każde spotkanie jest o wszystko. Trzeba idealnie trafić z formą. Mam nadzieję, że my, Szwedzi, z nią trafiliśmy i najlepszego jeszcze nie pokazaliśmy.

Jak sądzisz, czy Dania i Szwecja zagrają na remis 2:2?