Rafał Stec: Portugalia w finale?

Portugalczycy latami czekali na medalowe spełnienie swojej złotej generacji. Czekali, czekali... aż narodziła się nowa. I dziś stoją przed szansą, jakiej nie mieli nigdy.

Co czuli portugalscy kibice w minionej dekadzie i jaki jest ich stan ducha dziś, najlepiej zrozumieliby... polscy miłośnicy siatkówki. Obie grupy łączą powracające sny o potędze opartej na mistrzach świata juniorów i smutek po kolejnych rozczarowaniach. Tyle że Polacy wypatrują seniorskich triumfów od 1997 roku, a Portugalczycy od 1991, kiedy po młodzieżowe złoto sięgnęli Luis Figo i spółka. Ci ostatni najbliżej szczęścia byli na poprzednim Euro. Dopiero w półfinale - zakończonym zresztą awanturą z sędziami - ulegli Francuzom, późniejszym mistrzom.

Teraz Polacy "ostatnią z ostatnich szans" widzą w igrzyskach, a Portugalczycy - w Euro 2004. Sęk w tym, że słuch o wielu piłkarzach z tamtej, rzekomo genialnej generacji zaginął, a w kadrze utrzymało się ledwie trzech. Figo, czyli ten, który osiągnął najwięcej (wybierano go na najlepszego gracza na świecie), Rui Costa, czyli - jak się o nim mawia - jeden z ostatnich klasycznych rozgrywających, a także mocno zbudowany obrońca Fernando Couto. Dwaj pierwsi to wciąż kluczowe postacie reprezentacji, pozycja trzeciego budzi już jednak wątpliwości. 35-letni Couto pozostaje niezastąpiony w walce o górne piłki, góruje nad kolegami doświadczeniem (w kadrze od 14 lat, ponad sto występów), ale coraz wolniej biega, co rekompensuje sobie narastającą skłonnością do fauli. Widać to było w Serie A, może też przynieść opłakane skutki podczas Euro.

Trener Scolari od razu z Couto - pełniącego zresztą funkcję kapitana - raczej nie zrezygnuje, być może jednak do męskiej decyzji zmuszą go okoliczności. Tuż obok jego ławki do gry palił się będzie bowiem Ricardo Carvalho - murowany kandydat na następcę starszego kolegi, dysponujący podobnymi zaletami (świetny w powietrzu, przydatny także w polu karnym rywali), ale pozbawiony jego wad. Jeśli brazylijski selekcjoner postawiłby na młodość, dokonałby zmiany symbolicznej, bo Carvalho to jeden z bohaterów FC Porto, a zwycięzcy Ligi Mistrzów to właśnie nowa jakość z reprezentacji Portugalii. Carvalho, Paulo Ferreira, Nuno Valente, Costinha, Deco tworzą grupę zróżnicowaną wiekowo (i nie tylko, bo Deco to naturalizowany Brazylijczyk), ale spójną, bo wychowaną przez trenera Jose Mourinho.

Jeśli pamiętać jeszcze o całym tłumie emigrantów rozrzuconych po słynnych europejskich klubach, to czy powiedzieć "Portugalczycy rozdają karty w dzisiejszej piłce" będzie dużą przesadą? Prócz wspomnianych Figo (Real), Rui Costy (Milan) i Couto (Lazio), są jeszcze Cristiano Ronaldo (Manchester Utd.), Jorge Andrade (Deportivo) czy Pauleta (PSG). Kadrę tworzą więc starzy mistrzowie + młodzi mistrzowie + cudowne dzieci + gwiazdy najsilniejszych lig. Skuteczni napastnicy, bajeczni technicy w środku pola, twardzi i zgrani obrońcy. Trenuje ich trener aktualnych mistrzów świata. We wszystkich meczach będą mieli publiczność za sobą.

Czy drużynie trzeba czegoś więcej? Czy Portugalczycy wystąpią wreszcie w finale? Szansa jest naprawdę wyjątkowa. Następnej takiej mogą nie doczekać się nigdy.

Copyright © Agora SA