Euro 2016. Komplement dla Fernando Santosa

Mistrzostwa Europy nie porwały, wręcz stanowią przykład, że reprezentacjom coraz dalej do klubów. Kiedyś imprezy międzynarodowe inspirują, dziś stanowią przypomnienie o znaczeniu pragmatycznej części warsztatu każdego trenera.

Po meczu Francji z Niemcami krążyło zdjęcie z dachu stadionu przedstawiające drużynę Joachima Loewa w ataku pozycyjnym. Pojedynczy zrzut z ekranu sprowadzono do stwierdzenia, że w Marsylii oglądaliśmy kopię Bayernu Monachium Pepa Guardioli. Hiszpan prosił swoich zawodników, by na połowie przeciwnika ustawiali się w formacji 2-3-5. Jednak skopiowanie pomysłu na rozgrywanie akcji nic nie dało, Niemcy w półfinale odpadli z turnieju.

Drużyna Loewa i tak na Euro 2016 była wyjątkiem. Niemcy jako jedyni narzucali warunki każdemu rywalowi, w dominacji - w przeciwieństwie do Hiszpanów - czuli się komfortowo, ruchem piłkarzy i podaniami, tworząc sobie wolne miejsce w ścisku. Do tego byli elastyczni taktycznie, w meczu z Włochami potrafili przestawić się na system z trójką środkowych obrońców, a jakość ich gry na tym nie ucierpiała. Słowem: Niemcom najbliżej było do drużyny klubowej.

Brak wysokiego pressingu

Euro 2016 tylko potwierdziło, że futbol klubowy oddala się od tego w wydaniu międzynarodowym. Jak zauważał dziennikarz Jonathan Wilson, "poziom do którego rozwinęła się gra klubów tak wyprzedził reprezentacje, że obecnie przepływ pomysłów może iść tylko w jedną stronę". Selekcjonerzy chcieliby mieć możliwość zbudowania własnego stylu, ale mogą wyłącznie zapożyczyć to, co oglądają w Lidze Mistrzów. A gdy już to robią, to i tak zwykle ograniczają się do trzech z czterech faz gry - obrony, przejść do ataku i do defensywy. Na wypracowanie schematów i automatyzmów w ofensywie - czyli najtrudniejszej rzeczy w warsztacie trenerskim - po prostu nie starcza czasu.

Oddalanie się wyznacza wysoki pressing, a właściwie jego brak na Euro 2016. W futbolu klubowym intensywność prób odbierania piłki na połowie przeciwnika jest wyznacznikiem klasy drużyny oraz nawiązaniem do aktualnych trendów. Tymczasem we Francji, pomijając pojedyncze przypadki z meczów Polski (pierwsza połowa ze Szwajcarią) oraz Anglii (przeciwko Rosji), tylko Niemcy starali się za każdym razem powtarzać grę wysokim pressingiem.

Najlepiej widać to po tym, jakie zadania mieli napastnicy. Nie atakowali obrońców, ale blokowali środkowych pomocników. Arkadiusz Milik w 1/8 finału świetnie ograniczył wpływ Granita Xhaki, Graziano Pelle w spotkaniu z Hiszpanią sprawił, że w akcjach rywali znacznie rzadziej uczestniczył Sergio Busquets. Przed finałem Pepe chwalił Cristiano Ronaldo za to, jak pomaga drużynie w obronie, wracając się na swoją obronę i blokując możliwość gry rywali.

Defensywne Euro

To, że rozszerzone mistrzostwa będą defensywne, przewidywano jeszcze przed turniejem. Ale to podejście selekcjonerów okazało się ważniejsze. Najbardziej ofensywna reprezentacja w eliminacjach - Polska, której piłkarze strzelili 33 gole - przed Euro ćwiczyła głównie defensywę. Pięć najskuteczniejszych drużyn kwalifikacji już we Francji w sumie tylko w czterech spotkaniach strzeliło przynajmniej trzy gole (Belgowie dwukrotnie, Hiszpania, Niemcy - po jednym razie). Anglikom ta sztuka nie udała się w ogóle, podobnie jak Polakom.

Dlatego w fazie grupowej aż dziewięć drużyn straciło nie więcej niż dwa gole, w tylko dwóch meczach padły więcej niż trzy bramki. Tak biednego w gole turnieju (średnia 1,92 bramki na mecz) nie oglądaliśmy od 1992 roku (średnia 1,75). W ostatniej rundzie spotkań w grupach w aż siedmiu meczach padła nie więcej niż jedna bramka. W fazie pucharowej średnia była wyższa, ale tak naprawdę dzięki czterem z czternastu meczów: Francji z Islandią (5:2), Belgii z Węgrami (4:0), ich porażki z Walią (1:3) oraz zwycięstwa Niemców ze Słowacją (3:0). To niemal połowa dorobku wszystkich drużyn, tylko w dwóch innych spotkaniach padły przynajmniej trzy gole.

- Jeśli po finale nadal będą mówić, że wygrywamy grając brzydko, to będę szczęśliwym człowiekiem - mówił Fernando Santos, którego Portugalia jest najlepszym obrazkiem piłkarskiej części Euro. Jak inni trenerzy, on także odrzucił ładną stronę futbolu, by osiągnąć cel. Jedyna różnica była taka, że wybrał inną drogę: ustawienie 4-1-3-2, z tzw. diamentem w środku pola. A za najlepsze spotkanie Portugalczyków uznał wyjątkowy gniot z 1/8 finału z Chorwacją, w którym pierwszy celny strzał piłkarze oddali w dogrywce.

Kontry i "kontry kontry"

Na kolejnym międzynarodowym turnieju kluczem były kontry i one także podkreśliły rozróżnienie w stosunku do futbolu klubowego. W Lidze Mistrzów coraz ważniejsze stają się nie pierwsze uderzenia po odzyskaniu piłki, ale te drugie - kontra kontry. Brak pressingu spowodował, że drużyny po przejęciu posiadania zwykle do bramki miały kilkadziesiąt metrów. Dlatego trenerzy stawiali na napastników, których głównym atutem jest szybkość. Gareth Bale, Nani, Cristiano Ronaldo to skrzydłowi zatrudnieni na Euro do roli "dziewiątek". Antoine Griezmann również zaczynał turniej na boku pomocy, dopiero w przerwie 1/8 finału z Irlandią Didier Deschamps przesunął go do środka. I tam jako napastnik odmienił losy przegrywającej Francji właśnie dwoma kontrami zaczynanymi z własnej połowy: pierwsza dała gola na 2:1, przy drugiej starający się go dogonić rywal faulował na czerwoną kartkę.

- Piłkarze są zbyt skupieni na taktyce i dlatego popełniają tyle prostych błędów technicznych - denerwował się w studiu ARD były reprezentant Niemiec Mehmet Scholl. O ile ten ekspert swoimi kontrowersyjnymi (i nietrafionymi) uwagami rozpętał wokół drużyny Loewa burzę, a to stwierdzenie jest wyjątkowo absurdalne, o tyle w jednym można przyznać mu rację. To były mistrzostwa taktyki - bez innowacji, ale pod względem przygotowania strategii przez trenerów i realizowania jej przez piłkarzy. - Osiemdziesiąt procent mojej pracy odbywa się przed meczami, w ich trakcie mój wpływ na zespół jest mocno ograniczony - mówił trener Islandii Lars Lagerbäck przed ćwierćfinałem z Francją. Mogą to robić zmianami piłkarzy lub ustawienia, nakazać bardziej ofensywnej lub defensywnej gry, ale te korekty oznaczają problemy zespołu na boisku. By je ograniczyć najważniejszy jest trafiony plan taktyczny.

Minimalizować ryzyko

Dlatego aż do finału tylko 38 proc. goli strzelono w pierwszych połowach meczów, a aż dwadzieścia osiem bramek padło w ostatnich kwadransach spotkań. Piłkarze naprawdę byli skupieni na realizowaniu taktyki, ale - w przeciwieństwie do tego, co twierdzi Scholl - nie popełniali błędów. Tylko w pięciu meczach drużyna, która strzeliła pierwszego gola przegrywała mecz. Piłkarze starali się minimalizować ryzyko błędu, blokując własne pole karne oraz oddając rywalom piłkę. Punkty oraz awanse starali się zdobywać w pierwszej kolejności ustawieniem defensywnym, a nie rozwiązaniami w ataku. Raz jeszcze najlepszym przykładem jest Portugalia, która w 90 minutach pierwszy mecz wygrała dopiero w półfinale. Wcześniej finaliści zaliczyli cztery remisy, a Chorwacji strzelili gola trzy minuty przed końcem dogrywki.

Można zastanowić się, czy Euro nie jest do tej pory najlepszym przykładem na to, że taktycznie futbol międzynarodowy przestał się rozwijać. Już od dekad mistrzostwa Europy czy świata nie stanowią inspiracji dla trenerów, nie dowiadujemy się niczego nowego. Owszem, na turnieju we Francji obserwowaliśmy drużyny grające w różnych ustawieniach, ale są to rozwiązania, które w futbolu klubowym były podstawą i niczym więcej już kilka lat temu.

Francja jako ostatnia nadzieja

Wątpliwe, by na kolejnych mistrzostwach było inaczej. O ile w futbolu klubowym wraz z intensywnością rośnie liczba rozwiązań i mnogość opcji, które trenerzy stosują w trakcie meczu, o tyle reprezentacje mogą osiągać sukcesy, gdy selekcjonerzy do odpowiedniego poziomu wytrenują jedno rozwiązanie. Czasu na pracę z drużynami narodowymi ta druga grupa szkoleniowców będzie miała coraz mniej, także przez ograniczanie liczby sparingów niewiele będzie okazji do sprawdzania ustawień. Tym bardziej nie będą kombinować, ale w najlepszych wypadkach czerpać częściowo z dóbr piłki klubowej: jak Antonio Conte opierając grę na trójce stoperów Juventusu, jak Loew styl dopasowując do obecnych (jest ich pięciu) i byłych (kolejnych trzech) piłkarzy Bayernu. Jednak takich okazji jest coraz mniej, kluby są coraz bardziej wymieszane i ten trend będzie postępował.

Francję można by odbierać jako ostatnią nadzieję dla futbolu międzynarodowego. Drużyna Deschampsa w fazie grupowej nie przekonywała, że należy do grupy faworytów, także jej trener długo szukał odpowiedniego ustawienia i najlepszej jedenastki. Jednak w trakcie turnieju udowodnił, że jego zespół potrafi wygrywać przez dominację, ale też dzięki szczelnej obronie i kontrom. Jest skuteczny dzięki akcjom złożonym z wielu krótkich podań i strzela gole po takich, które ograniczają się do długiego zagrania. Chociaż Francuzom daleko do perfekcji, to mogą być dla innych reprezentacji przykładem, że jeszcze warto szukać drugiego oraz trzeciego rozwiązania.

Ale ta drużyna przegrała z pragmatyczną twarzą Euro. Już na zawsze wizerunek Portugalii będzie zdobił francuski turniej. Niech jednak nie przesłoni to prawdy o mistrzu, który po prostu był odpowiednio zarządzanym zespołem. Wielki szacunek należy się Santosowi, że potrafił nie tylko zmienić styl gry Portugalii, ale wymienić jej drugą linię, wprowadzić młodzież i zapanować nad np. panującym jeszcze na mundialu w Brazylii chaosem na całym boisku. Nawet po zmianach w finale było widać warsztat i rękę trenera. Mniejsza o styl i taktykę, przepaść między futbolem klubowym i reprezentacyjnym, w świecie piłki nożnej to zawsze będzie jeden z najwyższych komplementów.

Zobacz wideo

Portugalia - Francja. Dramat Cristiano Ronaldo. Boli od samego patrzenia [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.