Euro 2016. Tam, gdzie rodzi się Francja

Napastnik Antoine Griezmann mknie po tytuł króla strzelców Euro 2016 nie dzięki, lecz wbrew systemowi. Systemowi powstającemu pod Paryżem, w podupadłej fabryce mistrzów świata.

O nie tak dawnej świetności nie chcą tu zapomnieć. Przed otwartym wiosną - ultranowoczesnym, wzorowanym na siedzibie UEFA, wzniesionym z okazji Euro - centrum biurowo-konferencyjnym stoi ogromna kopia trofeum wręczanego za triumf na mundialu. A na drzwiach pokojów, w których mieszkają podczas Euro 2016 piłkarze reprezentacji Francji, wiszą tabliczki z nazwiskami poprzedników, którzy zdobywali złoto mistrzostw globu (1998) i kontynentu (2000). Niech wiedzą, jakiego zaszczytu dostąpili. I jakim oczekiwaniom powinni sprostać.

Cicho i dziko

Serce francuskiego futbolu bije pośrodku zajmującego 200 km kwadratowych lasu Rambouillet. Komunikacji miejskiej tu nie ma, od najbliższego dworca dzieli nas 11 kilometrów, w miasteczku Clairefontaine-en-Yvelines mieszka kilkaset osób. Cicho i dziko, na południu lasu żyje kilkadziesiąt kangurów, które w latach 70. uciekły z pobliskiego zoo.

W tym miejscu, 50 kilometrów na południowy wschód od Paryża, trzy dekady temu powstał dom francuskiej piłki. A dokładniej: dom reprezentacji oraz uniwersytet, którego najlepsi absolwenci mieli się do tego domu wprowadzić.

Co się stało z systemem?

Clairefontaine co roku przyjmuje najlepszych trzynastolatków z aglomeracji paryskiej. Dzieci trenują i uczą się pięć dni w tygodniu, weekendy spędzają w domu. Przez trzy lata mają nabyć wszechstronnej edukacji piłkarskiej, żeby potem już nie musieć nadrabiać żadnych ewidentnych zaniedbań, lecz jedynie udoskonalać to, co wpojono im za młodu. Przynajmniej taka jest teoria.

Na przełomie wieków wydawało się, że Francuzi odkryli kamień filozoficzny futbolu - reprezentacja w 1998 r. pierwszy raz wygrała mundial, dwa lata później została mistrzem Europy, w 2006 r. dołożyła srebro MŚ w Niemczech. Samo Clairefontaine wychowało Thierry'ego Henry'ego, Williama Gallasa, Nicolasa Anellkę i Louisa Sahę, według prawideł z podparyskiej szkółki szkolono zawodników w 13 jej związkowych filiach oraz - z wyjątkami - w klubach. Piłkarz wyszkolony we Francji był nienaganny technicznie, przystosowywał się do każdej taktyki, aklimatyzował w każdym miejscu. Słowem: miał znak najwyższej jakości. Jeszcze w 1997 r. w najintensywniej importującej lidze angielskiej grało tylko dziewięciu Francuzów, w 2002 r. - aż 39.

Dziś tubylcy twierdzą, że systemowi bardzo zaszkodził największy sukces w dziejach francuskiej piłki. Trener mistrzów świata Aimé Jacquet po mundialu został dyrektorem technicznym Clairefontaine i nakazał, by szkolić piłkarzy na wzór tych, którzy dali Francji złoto. On miał w szatni jednego wirtuoza (Zinédine'a Zidane'a), ale generalnie nie była to drużyna wyjątkowo kreatywna, zachwycająca wymyślnymi akcjami w ofensywie. Najlepszy strzelec złotych medalistów - Henry - w siedmiu meczach uzbierał tylko trzy gole. Złoto dała Francuzom szczelna obrona (przez cały turniej Fabien Barthez puścił dwie bramki), kierowana przez zawodników mocno zbudowanych i świetnie przygotowanych fizycznie. A także jeden czynnik nieprzewidywalny, przełamujący wszelkie schematy. Czyli właśnie zjawiskowy rozgrywający Zidane.

''Jesteś za mały''

O przyjęciu do Clairefontaine - a co za tym idzie, innych jej filii - zaczęły decydować badania kości, które prognozowały wzrost piłkarza. Urodzony w 1991 r. Griezmann wszelkie piłkarskie testy przechodził bez problemu, ale ten jeden notorycznie oblewał. Odbijał się od kolejnych francuskich klubów, aż w końcu wypatrzył go skaut Realu Sociedad z baskijskiego San Sebastian. Hiszpanom nie przeszkadzało to, że chłopiec jest drobny (wyrósł ostatecznie na 174 cm), skoro technicznie nie można mu niczego zarzucić. Oni szukają nade wszystko graczy wyróżniających się boiskową inteligencją. Tymczasem we Francji nawet Dimitri Payet (175) - najbardziej spektakularny uczestnik Euro 2016, który w sezonie klubowym razi rywali z ligi angielskiej golami poprzedzonymi nieprawdopodobną trajektorią lotu piłki - usłyszał okrutne: "Jesteś za mały". I Le Havre bez żalu odesłało go na rodzinny Réunion. Szansę dało mu szkolące piłkarzy po swojemu, z dala od związkowych zasad Nantes.

Francuski system futbolowy odrzucił zatem dwóch piłkarzy, którzy na Euro 2016 strzelili siedem z jedenastu goli drużyny Didiera Deschampsa. Całkowicie zdyskwalifikował też bohatera minionego sezonu klubowego, błyszczącego w Leicester N'Golo Kante (169 cm) - nawiedzonego pracusia ze środka pola, spychanego kiedyś nawet na poziom ósmej ligi. Zanim zleciał na dno hierarchii, bezskutecznie próbował zahaczyć się w Sochaux, Rennes i Guingamp.

Reforma - stop z mięśniakami

W 2010 r. Laurent Blanc rozpaczał, że gdyby genialni Hiszpanie Andrés Iniesta (171 cm) i Xavi (170 cm) urodzili się we Francji, nie zmieściliby się w widełkach przygotowanych w Clairefontaine. - Potrzebujemy innych kryteriów, nie możemy szukać wyłącznie wielkich chłopów - mówił ówczesny selekcjoner, mistrz świata z 1998 r. I jego, i rodaków coraz częściej nachodziła refleksja, że "każda minuta dziecięcego treningu bez piłki to minuta stracona". Oświecało ich w czasach, gdy w podstawowym składzie reprezentacji Francji nawet w meczach z Wyspami Owczymi grywało aż dwóch silnych, typowo defensywnych pomocników.

Dlatego pięć lat temu wajcha została przesunięta w drugą stronę. Francuzi znów uwierzyli, że należy szkolić piłkarzy, a nie wytrenowywać mięśniaków. Czy zreformowali się skutecznie, nie wiadomo. Skutki poznamy w przyszłości.

Zmianę priorytetów spowodowała klęska na mundialu w RPA. Tak jak dekadę wcześniej, gdy złote medale zdobyte przez "wielkich chłopów" skłoniły federację do hodowania kolejnych pokoleń "wielkich chłopów". Błędnie zdiagnozowano przyczyny tamtych sukcesów, a efekty zaczęły odczuwać starzejąca się reprezentacja i drużyny juniorskie. Od 2006 r. francuska młodzieżówka ani razu nie zakwalifikowała się na mistrzostwa Europy do lat 21 (odbywają się co dwa lata), seniorzy nie dość, że kolejne wielkie turnieje przegrywali, to jeszcze każdy kończyli awanturą. Po zakończonym strajkiem piłkarzy mundialu w 2010 r. Clairefontaine nie uchodziło już za szkółkę mistrzów świata, tylko wylęgarnię przeciętnych, zepsutych piłkarzy niezdolnych do współpracy w grupie i podporządkowania się komukolwiek.

To ma się zmienić, sensem istnienia sprawnie funkcjonujących futbolowych laboratoriów generalnie jest nieustająca zmiana. Na razie jednak Francuzi suną po złoto Euro 2016 - pośledniejszy kruszec ich nie interesuje - z piłkarzami, którzy ocaleli wbrew systemowi. To odrzuceni dają drużynie gospodarzy najwięcej ofensywnej mocy, błyskotliwości, natchnienia. I dwa mecze dzielą ich od wypełnienia misji.

Misji, o której doniosłości w Clairefontaine - Olivier Giroud nazywa ośrodek mitycznym - mieli pamiętać w każdej chwili. Tak przewidywał projekt niedawnych zmian w wystroju wnętrz. Kiedy jednak wiosną piłkarze weszli do wspomnianych pokojów z nazwiskami poprzedników na drzwiach i zobaczyli, że na ścianach wiszą jeszcze zdjęcia triumfujących medalistów, poprosili o ich usunięcie. Żeby zmniejszyć presję. I skupić się na pisaniu własnej historii.

Więcej o:
Copyright © Agora SA