Euro 2016. Francja - Islandia. Pożegnanie z Islandią. Pochwała prostoty

Od Atlético do Leicester, od Walii do Islandii - niesamowity okresik w historii nowoczesnego futbolu, prawda? A na samym szczycie elity pręży się drużyna, która teoretycznie osiągnęła najmniej, bo zaledwie nieodnotowywany w medalowych tabelach ćwierćfinał. I została na pożegnanie okrutnie wychłostana - pisze na blogu "A jednak się kręci" Rafał Stec, dziennikarz "Gazety Wyborczej" i Sport.pl.

Atlético nie jest aż tak małe, a już na pewno nie jest aż tak biedne, jak chcielibyśmy sądzić, i zdobywa przychylność mnóstwo kibiców nie tylko dlatego, że mimo wszystko jest znacznie mniejsze i biedniejsze od drużyn, którym rzuciło wyzwanie w lidze hiszpańskiej i Lidze Mistrzów. Rajcuje nas raczej to, że - trochę tu przesadzę, zważcie proporcje - startowało w pewnym sensie od zera. Nie podbiera gwiazd wylansowanych gdzie indziej, lecz samo lansuje własne. Ewentualnie ratuje sportowe życie piłkarzom odrzuconym, uchodzącym za skończonych. Jak (to chyba przypadek szczególnie spektakularny) Fernando Torres.

Leicester, choć mniejsze niż przywołany wyżej klub madrycki, też nie jest aż tak małe - a już na pewno nie aż tak biedne - ale jest znacznie mniejsze i biedniejsze od rywali, którym rzuciło wyzwanie w lidze angielskiej. I też rajcuje nas dzięki temu, że startowało od zera. Nie podbiera gwiazd, lecz wystrzeliwuje w kosmos własne, ocaliło cały tłum piłkarzy odrzuconych. Jak Jamie Vardy, N'Golo Kante czy Riyad Mahrez, by poprzestać na przypadkach najgłośniejszych.

Walia jest bezapelacyjnie mniejsza od większości przeciwników, których wyprzedziła podczas Euro 2016. I w startowaniu niemal od zera (pamiętam o Bale'u czy Ramseyu, pamiętam) oraz rozsławianiu zawodników niechcianych osiągnęła jeszcze więcej - zwycięskie gole Belgom wbijali Hal Robson-Kanu, który w dniu meczu został bezrobotnym, oraz Sam Vokes, zatrudniony w minionym sezonie w drugiej lidze. Oni reprezentują plemię rzeczywiście małe, marne trzy miliony Walijczyków.

Islandzki duch sportu zespołowego

Islandia przelicytowuje wszystkich, ponieważ jest już maleństwem w sensie ścisłym. Selekcjonuje reprezentację z 330 tysięcy ludzi; sprzyjającej kombinacji genów i sprzyjających okoliczności nie zawdzięcza ani jednej choćby gwiazdki; wystawia zawodników nie tyle odrzuconych, ile z racji pochodzenia wręcz skazanych na kopanie piłki z dala od poważnego zawodowego biznesu. Urzekłaby jej historia każdego.

Nie chodzi tu jednak tylko o rozmiar, czyli archetypiczne strzelanie z procy do ciężko uzbrojonego Goliata (Islandia jako kraina pasterzy owiec wkomponowuje się w mit idealnie), oraz ubóstwo jako cnotę. Taką przynajmniej mam nadzieję.

Łączy bowiem owe mniejsze oraz najmniejsze drużyny etos współpracy. Wszystkie w najwyższym stopniu wyrażają ducha sportu zespołowego, gwałconego ostatnio coraz bardziej bezceremonialnie przez narcystycznych megagwiazdorów, którzy wyglądają na sfrustrowanych po wygranych meczach, jeśli tylko sami nie błysną. Doskonale znane nazwiska litościwie pomińmy, by nie wywoływać awantur.

Łączy ulubieńców publiki również upodobanie prostoty. W przypadku Atlético, Leicester oraz Islandii widoczne nawet w ustawieniu piłkarzy - wszędzie tam oglądamy powrót do klasycznego, przejrzystego jak roztopiony lodowiec 4-4-2.

Tajemnicze słówko "lagom"

Islandczycy górują tu nad wszystkimi, prowadzi ich wręcz kult prostoty. A także kult zwyczajności, powściągliwości, egalitaryzmu. Ucieleśniany przede wszystkim przez Larsa Lagerbacka. I ujęty w fundamentalnym dla szwedzkiej mentalności słówku "lagom". Pisałem o nim podczas Euro 2004, ale powtórzę. Otóż kiedy wikingowie zasiadali do posiłku, miska (zawsze jedna) wędrowała z ręki do ręki i każdy biesiadnik jadł tyle, by nasycić głód, a zarazem tyle, by wystarczyło dla wszystkich. Nie za dużo, nie za mało, dokładnie w sam raz. "Lagom" - to słowo Szwedzi rzucają przy byle okazji, upierając się, że niuansów ich mentalności nikt nie zrozumie. W tym wybitnie egalitarnym społeczeństwie chodzi o to, by nie odstawać, ale też, by się nie wybijać. Po prostu być "lagom".

Widzieliśmy i widzimy tę postawę w karierze Lagerbacka. Kiedy został on mianowicie asystentem selekcjonera Tommy'ego Soderberga, prędko został wywindowany na równego mu współtrenera. I na tych zasadach obaj pracowali w latach 2000-2004. Gdy się rozeszli, Lagerback próbował z kolei uczynić równym sobie asystenta Rolanda Anderssona, by publika doceniała wysiłek ich obu.

Teraz działa identycznie. My, którzy nie rozumiemy "lagom", upieramy się, że Islandczyków prowadzi Lagerback, tak informują niemal wszystkie światowe media. Tymczasem Szwed współprowadzi drużynę ze współtrenerem Heimirem Helgirssonem, sławnym już ze swojej drugiej profesji, wykonywanej na pół etatu (stomatologia). Jeszcze raz: selekcjoner Lagerback od 16 lat - z krótką przerwą na nieudany epizod w Nigerii - ostentacyjnie umniejsza swoją rolę. Redukuje samego siebie w czasach naszego wspólnego zachwytu dla trenerów jako demiurgów, nieomylnych i charyzmatycznych guru udających, że osobiście popychają stopę każdego piłkarza, bo on sam nie miałby pojęcia, jak kopnąć.

- Czterema oczami widzi się więcej - przekonuje współselekcjoner Islandczyków. Cytuje też swego nauczyciela z lat 70. ("Geniusz polega na tym, by umieć działać w prosty sposób") oraz Alberta Einsteina ("Jeśli nie umiesz czegoś prosto wyjaśnić, to znaczy, że niewystarczająco to rozumiesz"). I wypada mu wierzyć, w końcu zilustrował swoje motto najbardziej niesamowitym triumfem prostoty, skromności oraz "lagom", jaki kiedykolwiek oglądał futbol. W podróży do dzisiejszego meczu w Paryżu Islandia zatrzymywała m.in. Holandię, Czechy, Turcję, Portugalię, Austrię oraz Anglię. Oszałamiająca lista. Reprezentacją z bezprecedensowo maleńkiego kraju była już Islandia jako zwykły uczestnik mistrzostw Europy, a wypadem do ćwierćfinału ustanowiła prawdopodobnie jeden z tych rekordów, których nikt nigdy nie pobije.

Nic dziwnego, że na stadion Saint-Denis przyleciał prezydent kraju. I oczywiście wyminął lożę honorową, by usiąść między szeregowymi kibicami.

Zobacz wideo

Oni po mistrzostwach Europy mogą być bohaterami wielkich transferów!

Więcej o:
Copyright © Agora SA