- Autografu od niego nie wezmę, choć bardzo go cenię. Zacząłem go oglądać, gdy grał jeszcze w Manchesterze United. Lubię piłkarzy, którzy nie boją się niekonwencjonalnych zagrań. Moim idolem był Ronaldinho. Kiedy dostałem jego koszulkę, tylko w niej wychodziłem na podwórko. Próbowałem kopiować jego sztuczki. Szybkość i dynamikę można wyćwiczyć, ale takiego panowania nad piłką, swobody nie miał nikt.
- Chciałem zagrać z Francją, bo bardzo lubię Antoine'a Griezmanna. Mamy jeszcze na to szansę, jeśli dojdziemy do finału. Każdy po cichu liczy, że się uda. Nie wybiegamy jednak w przyszłość. Jak myśleć o finale, skoro za chwilę czeka mnie spotkanie z Ronaldo i piłkarzami, których wcześniej znałem tylko z telewizji?
- Trudno mi porównywać się do Piotrka. Tym bardziej że z Ukrainą też nie zagrałem rewelacyjnie. Lubię występować przed dużą publiką. Mecze o wysoką stawkę mnie nie paraliżują. Nie boję się, gdy do Krakowa przyjeżdża Legia. Wręcz przeciwnie. Mecze z otoczką mnie napędzają.
- Będę szczęśliwy, jeśli w Marsylii wejdę choćby na parę minut. Swoją drogą, pytałem chłopaków, jak to z tymi medalami jest, skoro nie ma meczu o trzecie miejsce.
- Wtedy dostałem dopiero zaproszenie na trening seniorów Cracovii. Zaczynałem marzyć o debiucie w ekstraklasie. Ale Euro 2016? Wiedziałem, że trener Nawałka buduje zespół na eliminacje, że jest szansa na awans, ale nigdy nie pomyślałbym, że mogę być częścią tej drużyny.
Latem zagrałem dwa mecze w lidze. Potem na chwilę wylądowałem na ławce i nagle dostałem powołanie. Życie wyprzedziło wyobrażenia. Nie zdążyłem jeszcze pomarzyć o reprezentacji, a już w niej byłem.
- Nie chciałem być wyrywny i zbyt szybko przechodzić na ty. Nie mówiłem do nikogo na pan. Próbowałem bezosobowo. Okazało się, że nie muszę się przedstawiać. Wiedzieli, kim jestem. Pytali o mecze Cracovii.
Zaskoczył mnie też trener. Myślałem, że nie poświęci mi czasu. Ma przecież ważniejszych graczy. Pierwszego dnia zabrał mnie na długą rozmowę, podczas której analizował nawet moje mecze sprzed lat. Wskazywał błędy, mówił nad czym mam pracować. Wszystko o mnie wiedział. Wszystko. Poczułem, że mu na mnie zależy.
- Z natury jestem pewny siebie. Cieszyłem się, że mogę spełnić marzenie z dzieciństwa. Chciałem wykrzesać z siebie tyle, by zasłużyć na kolejne powołania. Miałem szczęście. W klubie nie strzelam dużo goli, a w dwóch pierwszych meczach w kadrze piłka tak mi spadła na nogę, że zdobyłem dwie bramki.
Kiedy trzech Polaków grało w Borussii Dortmund, oglądałem każdy mecz i im kibicowałem. Poznanie Kuby, Łukasza i Roberta było dużym przeżyciem. Ale szybko poczułem się częścią reprezentacji, jednym z nich.