Euro 2016. Islandia: nowy wiatr futbolu. Jak kraj mający mniej mieszkańców niż Lublin awansował do ćwierćfinału mistrzostw Europy?

Islandia wyrwała swój futbol zimie jak kiedyś Holandia ziemię morzu. I nie był jej już dłużej w stanie hamować ani bezlitosny klimat, ani to, że to nieliczny naród, ani niedostatek pieniędzy na futbol. Nawet kryzys bankowy jakoś się piłce przysłużył. Islandczycy wyeliminowali Anglików z mistrzostw Europy i zagrają o półfinał (i medal!) z reprezentacją Francji.

W bramce reżyser, trenerem dentysta

Islandia to najmniejszy w dziejach futbolu finalista wielkiego turnieju. Islandia ma dużo mniej mieszkańców niż Polska zarejestrowanych piłkarzy - ledwie 320 tysięcy. Ma najkrótszy ligowy sezon na świecie: trwa pięć miesięcy, bo na więcej nie pozwala pogoda. Ma półamatorską ligę, w której z gry w piłkę może się utrzymać ledwie kilku piłkarzy na gwiazdorskich kontraktach. Reszta albo normalnie pracuje, albo uczy się i czeka na propozycje klubów z zagranicy, w których gra obecnie blisko stu islandzkich piłkarzy. Bramki reprezentacji broni reżyser filmów reklamowych, zresztą jeden z najbardziej cenionych na wyspie. A drugim trenerem kadry jest dentysta.

Stadion na 3 procent mieszkańców

Dwa lata temu Islandia pierwszy raz grała w barażach o mundial. Już wtedy była w kraju euforia. Ale jeszcze nie było awansu. Udało się dopiero teraz, pierwszy raz w historii. W morderczej grupie z Holandią, Czechami, Turcją, Islandia wygrała 6 z 10 meczów. Bilety na jej mecze u siebie rozchodziły się w pół godziny, choć stadion pomieści aż 3 procent populacji. A przed telewizorami mecz decydujący o awansie oglądało 68 procent Islandczyków. Dla porównania - w Polsce najlepszym wynikiem w zakończonych eliminacjach było 27 procent. Mecz o ćwierćfinał Euro 2016 z Anglią miał na Islandii pewnie jeszcze większą oglądalność.

Amatorscy piłkarze, zawodowi trenerzy

Futbol to od dawna najpopularniejszy sport na wyspie. Ale nigdy nie było w nim wielkich pieniędzy. - Nasza federacja żyje z dotacji UEFA, nasze kluby - z tego co zarobią w europejskich pucharach, a nie zarabiają dużo, bo szybko odpadają. Na ligowe mecze przychodzi po tysiąc, dwa tysiące ludzi, więc na zysk z biletów nie można liczyć - tłumaczy Magnus Mar Einarsson z portalu fotbolti.net.

Reprezentacja przez dziesięciolecia funkcjonowała jeszcze bardziej amatorsko niż kluby. W latach sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych w ogóle nie zgłaszała się do eliminacji mundiali. - A w eliminacjach mundialu 1954 nie zagraliśmy, bo federacja wysłała wniosek po terminie, FIFA go odrzuciła - mówi Sport.pl Hans Steinar Bjarnason, komentujący mecze reprezentacji w islandzkiej telewizji publicznej RUV.

Ale w obecnych sukcesach nie ma żadnego przypadku. To systematyczny marsz w górę. Bajka, ale nie cud. Islandia sobie ten sukces zaplanowała i wybudowała. Federacja piłkarska doszła do wniosku, że być amatorem to nie musi oznaczać: działać po amatorsku. A jeśli masz mało pieniędzy, to musisz mądrze wybierać, na czym ci zależy. I wymyślić coś, co oczaruje bogatszych od ciebie. Mija piętnaście lat od kiedy na Islandii zaczęły powstawać wielkie hale piłkarskie, by śnieg i wiatr przestały paraliżować futbol na długie miesiące. To był wielki projekt we współpracy federacji i władz państwowych i samorządowych. Mija trzynaście lat od kiedy Islandia zaczęła swój wielki narodowy kurs trenerski: od tego czasu nawet z kilkuletnimi dziećmi muszą na Islandii pracować trenerzy z licencjami UEFA, a federacja i kluby dopłacają do kursów, by każdy chętny mógł się kształcić. Niech piłkarze pozostaną amatorami, ale trenerzy staną się zawodowcami

Dwa wuefy i pływanie

Tak jest taniej i z korzyścią dla wszystkich. Licytacji na pensje piłkarzy Islandia i tak by nie wygrała, w samej Norwegii płacą im kilkanaście razy więcej. A licytację na umiejętności trenerów już zaczyna w regionie wygrywać.

W najlepszym pod tym względem roku 2010 na kursy trenerskie zapisało się aż ponad 600 osób, czyli co pięćsetny Islandczyk. O ile budowę wielkich hal zatrzymał krach systemu bankowego w 2008 roku, to akurat liczba chętnych do zostania trenerem zaczęła po kryzysie rosnąć.

- Może trochę się zmieniło nasze nastawienie, zaczęliśmy być bardziej aktywni - zastanawia się Magnus Mar Einarsson. - Ja sam zrobiłem już dwa kursy, one są naprawdę bardzo tanie. Pierwszy kurs finansujesz sobie sam. Gdy go skończysz, możesz już zacząć działać w jakimś klubie, a wtedy on dopłaci ci do drugiego kursu. I tak dalej. Hale są otwarte dla wszystkich. Nasze dzieci już w wieku kilku lat mają po trzy, cztery treningi w tygodniu. Więcej niż ich rówieśnicy z innych krajów. Od początku są pod opieką świetnie wykształconych trenerów, bo nikt nie może pracować z dziećmi jeśli nie skończy przynajmniej dwóch kursów. U nas właściwie nie funkcjonuje popularny w Skandynawii model, że trenerami są wolontariusze, rodzice dzieci. Chyba że ci rodzice są trenerami z licencją. Teraz inne kraje zaczynają nas naśladować - mówi Einarsson. - Zawsze byliśmy bardzo usportowionym narodem. W szkole obowiązkowe są dwa wuefy i jedna lekcja pływania w tygodniu. Teraz oprócz zapału do sportu mamy jeszcze opiekę fachowców. I przede wszystkim: jest gdzie sport uprawiać cały rok.

Trudno przeoczyć talent

Oprócz siedmiu pełnowymiarowych hal piłkarskich Islandia ma kilka półwymiarowych, blisko 200 małych boisk, przypominających nasze Orliki i 22 boiska ze sztuczną trawą. Dla porównania: w 2002 miała jedną halę, pięć sztucznych muraw i osiem orlików. Trenowanie wreszcie przestało być walką z wiatrem, zima nie oznacza już rozstania z piłką na długie miesiące.

Teraz Islandia ma właściwie dwa sezony. Zwykły, letni, i zimowy, podczas którego przygotowujące się do ligi drużyny grają pod dachem w mniejszych i większych turniejach, pucharach. A hale są jednocześnie centrami szkolenia młodzieży. - Te hale tętnią życiem w jesienne i zimowe miesiące, a przy takim systemie organizacji rozgrywek trudno przeoczyć jakiś talent. Federacja stworzyła program szkolenia, każdy kto się wyróżnia od razu trafia do dobrego fachowca, a potem jest prowadzony krok po kroku, coraz wyżej - mówi Hans Steinar Bjarnason.

Nawyk wygrywania

Islandczycy do charakteru do sportu i ciężkiej pracy, który sobie chwalą wszyscy trenerzy którzy z nimi pracują (Lagerback powiedział kiedyś, że to piłkarze z którymi wejdziesz na każdy wulkan), dołączyli technikę. To już nie są waleczni drwale, jak kiedyś. Mają swoich artystów, choćby Gylfiego Sigurdssona, który gra z Łukaszem Fabiańskim w Swansea. A gdy w 2011 kadrę przejął Lars Lagerback, jeden z najlepszych w Europie specjalistów od awansów do wielkich turniejów, uwierzyli, że oni też mogą się tam dostać.

- Ta kadra ma coś, czego nie miała żadna przed nią: nawyk wygrywania. Gdy trafiła nam się w eliminacjach mundialu 2014 słaba grupa ze Szwajcarią, Słowenią, Norwegią, Albanią, Cyprem, ludzie w federacji i piłkarze powiedzieli sobie: to jest ten moment, wykorzystajmy prezent od losu, nauczmy się wygrywać, czas na zmianę. Nasza reprezentacja U-21 w 2011 awansowała do mistrzostw Europy, to był wielki sukces, widać było że nadchodzi zdolne pokolenie, które potrzebuje dobrej opieki - mówi Bjarnason.

Imiona ważniejsze od nazwisk

Lagerback był pierwszym od 20 lat zagranicznym trenerem reprezentacji. I pierwszym z wielkim nazwiskiem. Szwecję zakwalifikował do pięciu wielkich turniejów z rzędu. Na Islandii trafił na świetny moment. Reforma szkolenia zaczynała przynosić efekty, pojawiło się pierwsze w tym kraju pokolenie gwiazd piłki. Wcześniej trafiały się Islandczykom tylko gwiazdy osamotnione. I nawet jeśli to były gwiazdy grające w Chelsea czy Barcelonie jak Eidur Gudjohnsen, nic nie poradziły bez wsparcia. Teraz 37-letni już Gudjohnsen, a raczej Eidur, bo na Islandii imiona są ważniejsze od nazwisk, ma obok siebie młodych piłkarzy przyzwyczajonych do wielkich meczów, mających miejsca w składach dobrych klubów. Wspomnianego już Sigurdssona ze Swansea, kapitana Gunnarssona z Cardiff City, Kolbeinna Sigthorssona, napastnika o czterech płucach, który swego czasu rywalizował o miejsce w składzie Ajaksu z Arkadiuszem Milikiem, a teraz gra w Nantes. Birkira Bjarnasona z Basel, którego piłkarze i kibice Lecha na długo zapamiętają z tegorocznych meczów w europejskich pucharach.

Jak trenować operatora dźwigu

Kiedyś szczytem marzeń piłkarza z Islandii było wyrwanie się z krajowej ligi, w której i dziś w najlepszych klubach zarabia się średnio nie więcej niż równowartość 12-13 tysięcy złotych miesięcznie (niewiele przy tutejszym poziomie cen), do Norwegii. Dziś skauci z całej Europy kaperują już islandzkich nastolatków. Jest w mocnych ligach moda na islandzką młodzież, dobrze radzą sobie reprezentacje U-17 i U-19, U-21.

- Gdy pracowałem w islandzkich klubach, wszyscy piłkarze przychodzili na treningi po całym dniu pracy. Miałem w drużynie np. operatora dźwigu, który z budowy pędził prosto na trening. Jakbym go jeszcze zapędził do robienia siły, biegania, to by pewnie na następny trening nie przyszedł. Więc trzeba było się dostosowywać do rzeczywistości. Futbol to była zabawa. A teraz jest sposobem na karierę, bo dzieciaki widzą takich jak Gudjohnsen i wszystko zrobią, żeby im się w futbolu udało - wspominał przed barażami o mundial 2014 w rozmowie ze Sport.pl Rafał Ulatowski, który pracował na Islandii w latach 2000-2004, prowadząc m.in. Trottur Reykjavik.

Lagerback na emeryturę?

Duch półamatorstwa zupełnie z reprezentacji nie zniknął, choć coraz go mniej. Bramkarz Hannes Halldorson z KR Reykyavik nadal dorabia jako reżyser filmów reklamowych. Ale Heimir Hallgrimson z asystenta Larsa Lagerbacka awansował przed eliminacjami Euro 2016 na partnera w trenerskim duecie i choć nadal jest właścicielem gabinetu dentystycznego, to sam pracuje w nim bardzo rzadko. - Gdy był trenerem klubowym, musiał dorabiać w gabinecie. Federacja lepiej płaci - tłumaczy Magnus Mar Einarsson . Po Euro 2016 Halldorson ma zostać głównym trenerem, bo Lagerbackowi kończy się kontrakt i Szwed coraz częściej wspomina o emeryturze. Ale też nie wyklucza, że da się przekonać do zmiany zdania.

Koniec wojen

- Lagerback przyszedł do nas odbudować się po nieudanej pracy w Nigerii podczas mundialu 2010, a wcześniej porażce ze Szwecją w eliminacjach tamtych mistrzostw. Mógł wybrać wielkie pieniądze gdzie indziej, wybrał pracę z utalentowaną grupą. Przyszedł sam. Takie było jego życzenie, żeby mieć islandzkich współpracowników. Nie zna naszego języka, ale perfekcyjnie mówi po angielsku. Przylatuje na Islandię wykonać zadanie, pozostaje jednocześnie ekspertem w szwedzkiej telewizji- mówi Bjarnason.

Szwedzcy dziennikarze wspominają Lagerbacka jako znakomitego fachowca, ale człowieka trudnego we współpracy, prowadzącego swoje wojny z mediami. Na Islandii nie mogą się go nachwalić pod każdym względem. - W Szwecji Lagerback toczył wojny, bo media pisały o jego życiu prywatnym. Nasze nie piszą, współpraca jest znakomita - mówi Magnus Mar Einarsson.

Lepsze wytyczne, niż nakazy

W Szwecji Lagerback musiał też od czasu do czasu uderzyć pięścią w stół w relacjach z piłkarzami, m.in. Zlatanem Ibrahimoviciem. W islandzkiej kadrze na razie nie musi. - Nie jestem zwolennikiem nakazów i zakazów, w reprezentacji Islandii mamy wytyczne. Przedyskutowałem je z drużyną raz na początku współpracy, potem drugi raz. Bo jeśli masz reguły, to musisz karać za ich łamanie. A wytyczne oznaczają więcej swobody, ale i odpowiedzialności dla piłkarzy - tłumaczył przed Euro Lagerback. - A na turniej nie jedziemy tylko po to by wziąć udział. Pokazaliśmy, że umiemy sprawiać problemy mocnym - stwierdził.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.