Euro 2016. Błog, czyli notatnik szczęśliwego kibica szczęście jako ostatnia instancja

Przed ośmiu laty smuciliśmy się, że nasi najlepsi piłkarze grają u Niemców (Podolski i Klose); teraz to my mamy w składzie gracza z niemieckim paszportem, którego Niemcy mogą nam zazdrościć. W dodatku nazywa się Glück, czyli szczęście. Czy można się dziwić, że dobrze nam idzie, skoro mamy szczęście w obronie? Bez niego zwycięstwo z Ukrainą byłoby niemożliwe, ba, nawet remis moglibyśmy uznać za szczęśliwy.

1.

Tymczasem kolejna próba dojrzałości za nami: Polska zagrała słabiej od rywali, a mimo to zdołała wygrać. Próba kluczowa, bo umiejętność wygrywania z lepszymi będzie podstawą naszej egzystencji na tym turnieju. Do przerwy graliśmy w dziesiątkę, bo Piotr Zieliński więcej by dał drużynie, gdyby w ogóle nie dochodził do piłki - kiedy jej dotykał, to tylko po to, by stracić i umożliwić rywalom groźną kontrę. Młodzież jednak zestresowała nam się nad miarę - Kapustka wykluczył się ze składu na Szwajcarów, wcześniej nie zachwycając, Milik sytuację sam na sam zmarnował, zanim zdążyliśmy usiąść w fotelach. O sile Biało-Czerwonych stanowią zatem ograni wyjadacze: Krychowiak z zimną krwią czyści wszystko na przedpolu, a czego nie wyczyści, zajmują się tym Glik z Pazdanem. Cionek zrobił swoje: nie jest graczem klasy Piszczka, więc różnica na niekorzyść z prawej strony musiała być widoczna, ale nie na tyle, by Nawałka musiał uciekać się do ratunkowej zmiany. Reszta gra pewnie i nie zawodzi. Kuba znowu wzniósł ręce ku niebu po smakowitym golu, wreszcie inteligentna kombinacja podań po rzucie rożnym dała należyty efekt.

Wygraliśmy drugi mecz w turnieju; kiedy nam się to przytrafiło po raz ostatni, trzydzieści cztery lata temu skończyliśmy na podium.

2.

Rosjanie wrócili do domu, co generalnie stanowi fakt radosny dla wszystkich i jest zarazem niewymownie smutne.

To, że za każdym razem, kiedy Ruscy wracają do domu, Polacy się z tego cieszą, jest co najmniej zrozumiałe od września 1993, kiedy podpisano ostateczne wyjście wojsk radzieckich. Na to, że świat oddycha z ulgą, kiedy przychodzi czas sprzątania po przykrych gościach z Moskwy, zapracowują osobiście ludziki Putina. Rosjan już nikt nie lubi, co gorsza, oni sami wydają się z tym pogodzeni i bezpieczniej czują się jako postrach niż jako przedmiot adoracji. Nie muszą nas lubić, ważne, żeby się bali - w myśl tej zasady wataha kiboli pokazała we Francji, co potrafi, a potem w glorii zdobywców dała się wysłać do ojczyzny, gdzie naród witał ją z honorami i aplauzem. Obecność piłkarzy na turnieju po takim pokazie siły była już całkowicie zbędna, przeto Artiom Dziuba i jego koledzy, nie przemęczając się zanadto, dograli mecze grupowe bez ryzykowania awansu.

Nikt się tym przejmować nie musi, od dwóch lat na okoliczność piłkarskich klęsk Rosjan obowiązuje śmieszno-straszny mem: Wowa P. tłumaczy, że to nie byli rosyjscy piłkarze, a reprezentacyjne koszulki można kupić w każdym sklepie z gadżetami. Zastanawiam się tylko, jak ma wyglądać mundial za dwa lata - nawet jeśli Rosja odpadnie w pierwszej rundzie, co nie będzie dla nikogo niespodzianką, kibole zostaną. I to nie będzie kilkuset osiłków, którzy przyjechali zabawić się w wojnę partyzancką do Marsylii, tylko tysiące, dziesiątki tysięcy agresywnych i dobrze się czujących w stanie permanentnej wojny z całym światem fanatyków, zgodnie z prawdą mogących w każdej chwili odśpiewać triumfalnie: "Jesteśmy u siebie!". Jeszcze zatęsknimy za tym "chuligańskim turniejem" we Francji, teraz Hunowie dopiero zaprezentowali ledwie degustacyjną próbkę swoich cymesów, na godne przywitanie gości ze świata zapewne przygotują coś ekstra.

3.

Gospodarze pobawili się ze Szwajcarami tak, żeby nikomu krzywdy nie zrobić, nie powinny nas zwieść postrzępione koszulki Helwetów, które stanowiły wszakże największą atrakcję meczu. Ta rewolucja tekstylna mogłaby jeszcze bardziej podnieść poziom sędziowania, oto bowiem dyskretne pociąganie za koszulkę, faul często trudny do wykrycia, znalazło swój odpowiednik technologii goal-line. Jeśli przy każdym szarpnięciu trykot się podrze, sędzia ma widomy dowód występku. Wyobraźmy sobie te symulki - piłkarze gotowi sami na sobie drzeć odzież, aby pokazywać sędziemu, jak ich potraktowano, popularność futbolu wśród pań wzrośnie natychmiastowo, sześciopaki wyzierające z seksownych dziur w strojach mogą się okazać skutecznie powabne.

Ukraina - Polska. Chytry Lewandowski, Pazdan rób głębię! [MEMY]

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.