Belgowie przed sobotnim meczem z Irlandią byli prawdopodobnie pod największą presją pośród wszystkich drużyn na Euro 2016. Wiceliderzy rankingu FIFA, dla których francuski turniej miał być momentem przełamania, przegrali na inaugurację z Włochami (0:1). Co więcej, w pierwszym spotkaniu pokazali się jako zespół statyczny i mało pomysłowy.
Piłkarze Marka Wilmotsa rozpoczęli mecz z dużym animuszem, mieli ogromną przewagę w posiadaniu piłki (nawet 72 proc. do 28), jednak w żaden sposób nie potrafili zagrozić skoncentrowanym na obronie Irlandczykom. W pierwszej połowie praktycznie jedyną wartą odnotowania sytuacją była nieuznana bramka Yannicka Ferreiry Carrasco. Zawodnik Atletico Madryt na raty pokonał Darrena Randolpha, ale był na spalonym.
Ulga dla nieskutecznych Belgów przyszła zaraz po przerwie - w 48. minucie Romelu Lukaku po podaniu od Kevina de Bruyne znalazł się 18 metrów przed bramką i ładnym strzałem w kierunku dalszego słupka pokonał golkipera rywali. Trafienie to spowodowało kompletną dezorganizację w obronie ekipy Martina O'Neila.
Na 2:0 podwyższył Axel Witsel, który doskonale wbiegł w pole karne z głębi pola i pewnym strzałem głową wykorzystał bardzo precyzyjne dośrodkowanie Thomasa Meuniera. Dziewięć minut później było już 3:0 - szybką kontrę Edena Hazadra na bramkę zamienił Lukaku.
W ostatniej fazie spotkania Irlandczycy ruszyli do przodu tak, jakby za wszelką cenę chcieli pokazać, że potrafią nie tylko bronić, ale też atakować. Ekipie O'Neila nie udało się jednak zdobyć choćby honorowej bramki. Nie pomógł nawet wprowadzony na boisko Robbie Keane, najskuteczniejszy strzelec w historii reprezentacji Irlandii (65 goli).
W trzeciej serii gier Irlandia zagra z Włochami, a Belgia ze Szwecją (obie potyczki 22 czerwca o godz. 21).
Polscy piłkarze na przejażdżce rowerowej. Humory znakomite [ZDJĘCIA]
