Euro 2016. Polska jakość w trzech punktach

Nie hejtujcie Milika - apeluje Michał Okoński, komentator Sport.pl i dziennikarz ?Tygodnika Powszechnego?, podsumowujący mecz z Niemcami w trzech punktach.

1. Zremisować z mistrzami świata i odczuwać niedosyt

Zremisować na wielkim turnieju mecz z mistrzami świata i odczuwać niedosyt - oto skala postępu, jaki zrobiła w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy reprezentacja Polski. Podsumowywać mecz na chłodno i widzieć, że nawet jeśli Niemcy częściej strzelali, to przecież tak naprawdę lepsze sytuacje mieli Polacy - nie tylko Milik, ale także Lewandowski, który zwlekał ze strzałem tak długo, aż odebrał mu piłkę Boateng. Mieć poczucie, że Łukasz Fabiański pozostawał niemal bezrobotny (no, spora w tym zasługa obrony, a zwłaszcza znakomitego Michała Pazdana ). Zauważać statystyki posiadania piłki: 60 do 40 to, jak na standardy kochającej szanować piłkę drużyny Joachima Loewa, bardzo przyzwoity wynik. Widzieć, że przygotowanie fizyczne drużyny nie było najmniejszym problemem (gdzie teraz jesteście, krytycy przedturniejowych sparingów z Holandią i Litwą?).

2. Wypada doceniać Nawałkę i zachwycić się Pazdanem

Nade wszystko: doceniać pracę selekcjonera. Poprzednim razem robiliśmy to na przykładzie Kapustki i Mączyńskiego , tym razem wypada zachwycić się wspomnianym Pazdanem - były przecież takie mecze reprezentacji, w których wyśmiewano go równie silnie jak Mączyńskiego. Jesteśmy po drugim meczu turnieju i na razie życie Adama Nawałki wydaje się bezproblemowe. Kontuzja Rybusa? Spróbujcie się przyczepić do gry Jędrzejczyka. Wypada Szczęsny? Fabiański pewnie wyłapuje dośrodkowania, broni strzały i dobrze rozpoczyna akcje drużyny. Pod nieobecność Grosickiego zachwyca Kapustka? To tylko zwiększa pole manewru trenera i każe zgadywać rywalom, na którego skrzydłowego postawi, ale nie zmienia jego zasadniczej koncepcji: zauważmy, że najgroźniejsze sytuacje Polaków były właśnie efektem dośrodkowań skrzydłowego Rennes.

3. To nie jest przedsiębiorstwo marketingowe

Tak dobrze grającej przeciwko tak wymagającemu rywalowi reprezentacji Polski nie widziałem na wielkim turnieju od czasów mundialu 1982. I nie jest to dziennikarska przesada, tylko stwierdzenie faktu. Nie mówimy wszak o pojedynczym meczu w eliminacjach, gdzie nawet mistrzowi świata może się zdarzyć słabszy dzień, tylko o imprezie, w której jedno nieudane spotkanie może oznaczać (w 2002, 2006, 2008 i 2012 oznaczało) pożegnanie z marzeniami. Mówimy o drużynie, która zachowuje zimną krew, nie daje się zdekoncentrować ani wyprowadzić z równowagi - słowem o drużynie, która w końcu nie przegrywa meczu toczonego w głowach zawodników. Która nie popełnia głupich błędów (pierwszy groźny stały fragment Niemców miał miejsce dopiero w 93. minucie).

Celowo piszę "drużyna". To nie jest przedsiębiorstwo marketingowe "Lewandowski i spółka", skupione wokół jednej megagwiazdy. Po pierwsze, ta megagwiazda na boisku haruje jak inni: schodzi do boku, wyciągając za sobą kryjących go obrońców, i udanie walczy o odbiór piłki. Po drugie, ci inni również nie zawodzą. Na koniec wypada więc zaapelować: nie hejtujcie Milika za jego pudła. Nie dość, że już się przydał z Irlandczkami z Północy, to będzie wam jeszcze potrzebny. Wszystko wskazuje na to, że nie tylko w meczu z Ukrainą.

Zobacz wideo

Niemcy - Polska. Pazdan jak Staam, a gdzie ten Kapustka? [MEMY]

Czy Polska dojdzie do półfinału?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.