Euro 2016. Rosja - Słowacja 1:2. Rosja przegrała bez rozróby

Porażka Rosji 1:2 ze Słowacją może doprowadzić do zakończenia turnieju dla Sbornej, jeszcze zanim zrobią to rosyjscy kibole.

Wydawało się, że mecz rozstrzygnął Marek Hamsik, który najpierw cudownie podał na kilkadziesiąt metrów do Vladimira Weissa tak, że grzech było nie wykorzystać okazji, a potem jeszcze piękniej sam strzelił gola, uderzając piłkę tak, że ominęła bramkarza Igora Akinfiejewa, odbiła się od słupka tuż przy spojeniu z poprzeczką i wpadła do bramki.

Potem Słowacy opadli z sił, a Rosjanie jakby złapali drugi oddech. Ładna akcja zespołowa na 10 minut przed końcem i gol kontaktowy przedłużyły marzenia Rosjan o remisie - marzenia uprawnione, bo przecież w doliczonym czasie meczu z Anglią wyrównali.

Ale osiągnięcie Rosjan w końcówce meczu z Anglią zostało przykryte rozróbami, które zbulwersowały piłkarską Europę.

Przedstawiciele rosyjskiego rządu potępili chuliganów, którzy wywołali awantury w Marsylii. Ale zrobili to dopiero po czterech dniach, próbując ich jednak usprawiedliwiać. "Bo dobrze wiedzieli, że rozrób nie da się uniknąć" - piszą niezależni dziennikarze.

Bójki między kibolami podczas francuskiego Euro zakończyły się tragicznie, bo wczoraj w Marsylii zmarł 51-letni Anglik, najciężej pobity przez Rosjan. UEFA zareagowała, karząc rosyjską federację 150 tys. euro grzywny i dyskwalifikacją z turnieju, o ile powtórzą się zamieszki na trybunach stadionu w Lille. W środę w mieście było spokojnie. Jak już informowała "Wyborcza", wcześniej na autostradzie koło Cannes zatrzymany został autobus z 40 Rosjanami. Okazało się, że większość z nich nie chciała okazać dokumentów i nie pozwoliła na przeszukanie bagaży.

W Rosji to zdarzenie wywołało histerię w mediach. Dziennikarze pisali o niewinnych kobietach szykanowanych przez Francuzów, a minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow wezwał do siebie ambasadora Francji. Ale większość zatrzymanych, którzy czwartek zamiast na meczu ze Słowacją spędzili w marsylskim areszcie, to chuligani, co potwierdził rosyjski konsul. Korespondent "Sport-Expressu", największej sportowej gazety w Rosji, donosił, że policja i żandarmeria nie chcą chronić jego rodaków. "Anglicy i Walijczycy bratają się ze Słowakami, a wszyscy razem są przeciwko naszym kibicom" - pisał w korespondencji.

- Nie można zachowywać się tak jak niektórzy rosyjscy kibice, ale nie można zamykać oczu na prowokacje zagranicznych fanów - stwierdził minister Ławrow. Zaś rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow mówił o nieprzygotowanych organizatorach mistrzostw.

Bohaterem mediów znów został Aleksandr Szprygin, najważniejszy rosyjski kibic. Były kryminalista, bliski współpracownik nacjonalisty Władimira Żyrinowskiego. Już cztery lata temu, podczas turnieju w Polsce i na Ukrainie, atakował polską policję, nazywając areszt we Wrocławiu, do którego trafili chuligani, "polską katownią". Teraz ubolewał nad losem biednych rodaków prowokowanych przez Anglików i Francuzów. A kontrole policyjne nazwał zamachem na wolność.

Ale są jednak w Rosji ludzie, którzy inaczej oceniają sytuację. Nikita Simonian, znany przez lata piłkarz, a obecnie wiceprezes federacji, stwierdził, że jest mu wstyd za kiboli. Wiaczesław Kołoskow, honorowy prezes federacji, powiedział, że Rosji grozi odebranie organizacji mundialu.

Przeciwnicy Kremla uważają, że tragedii można było uniknąć, ale władzom na tym nie zależało. Podają dowody, że organizacje kibicowskie są kontrolowane przez służbę bezpieczeństwa, czego przykładem jest kariera Szprygina.

Opozycjonistka Olga Kurnosowa napisała o grupie kibiców z Sankt Petersburga znajdującej się pod kuratelą tamtejszego oddziału MSW do walki z ekstremizmem oraz władz miejskich. Urzędnicy zapewniają budżet, a specsłużby nadzorują pododdziały, które - pisze Kurnosowa - pojechały walczyć do Francji. Inni dziennikarze odkryli, że w czarterach fundowanych przez państwo byli kibole notowani za chuligaństwo. Niektórzy zostali zawróceni z Francji. Bilety i wizy organizowały im państwowe instytucje.

Pojawiła się nawet coraz częściej powtarzana teoria, że władze Rosji nic nie robiły, żeby uniknąć skandalu z kibolami, bo Władimirowi Putinowi nie zależy już na organizacji mistrzostw świata w 2018 r. W budżecie nie ma pieniędzy na dokończenie inwestycji, które w sumie mają kosztować 10 mld dol. - To bzdura, bo gdyby tak było, Rosja wprowadziłaby sankcje przeciw Turcji po zestrzeleniu samolotu. Mimo zapowiedzi nie zrobiła tego, bo stadiony budują tureckie firmy - uważa jednak Wacław Radziwinowicz, wieloletni korespondent "Wyborczej" w Moskwie.

Zobacz wideo

Nasza jedenastka pierwszej rundy. Znalazł się jeden Polak. Który?

Copyright © Agora SA