Euro 2016. Polska - Irlandia Północna. Adam Nawałka, czyli gracz meczu

Jedni wybrali piłkarzem meczu Grzegorza Krychowiaka, inni Bartosza Kapustkę, jeszcze inni podkreślali rolę strzelca bramki Arkadiusza Milika. Czas jednak oddać sprawiedliwość temu, który ich wszystkich wybrał, Adamowi Nawałce - pisze Michał Okoński, dziennikarz ?Tygodnika Powszechnego? i komentator Sport.pl.

Nigdy nie lubiłem słowa "selekcjoner", ale na tym przecież polega ta praca. Podpisać umowę z federacją, wyznaczyć wspólnie cel, np. awans do mistrzostw Europy, a potem, no właśnie: nie tyle wytrenować, co wyselekcjonować grupę piłkarzy, która zapewni jego osiągnięcie. Mieć przy tym zdolność przewidywania przyszłości: widzieć nie tylko bieżącą formę zawodników, ale założyć, w jakim momencie rozwoju będą znajdować się za dwa i pół roku - tyle czasu minęło od chwili, gdy Adam Nawałka przejął reprezentację Polski. Mieć "plan A", "plan B", "plan C" i wiele innych wariantów, na wypadek czyjejś kontuzji czy załamania formy. Przećwiczyć te warianty podczas sparingów czy zgrupowań - warianty nieraz tak z pozoru egzotyczne jak Bartosz Kapustka na prawej obronie w meczu towarzyskim z Litwą, tydzień przed tym, jak piłkarz Cracovii biegał w Nicei na lewym skrzydle. Potrafić przy tym nie zasklepić się w swoich wyborach i pozostać elastycznym: po tym, jak w pamiętnym zwycięskim meczu z Niemcami Nawałka wprowadzał z ławki Sebastiana Milę, gwiazdy mistrzów świata przyznawały, że nie wiedziały, czego się spodziewać po blond rezerwowym, który ostatni raz w drużynie narodowej wystąpił dwa i pół roku wcześniej, czyli jak na futbol w innej epoce.

Zaufać Mączyńskiemu

Ta zdolność przewidywania przyszłości wydaje mi się kluczowa. Ileż było głosów krytyki, gdy Nawałka powoływał do kadry Krzysztofa Mączyńskiego. Ileż było zarzutów o kumoterstwo, zabrzańsko-krakowskie sentymenty. Ileż było śmichów-chichów z chińskiej przygody pomocnika Wisły. Ile szydery ze zdarzających się już w trakcie pierwszych występów w kadrze niedokładności. Niewykluczone nawet, że krytycy mieli wówczas rację. Że Mączyński jesienią 2013 r. nie był jeszcze gotowy. Wkrótce jednak, choćby podczas meczu ze Szkocją, gdzie strzelił jedną z najważniejszych bramek eliminacji do Euro, pokazał, że selekcjoner wiedział, co robi. Rola Mączyńskiego we wczorajszym meczu, gdy przyjął piłkę od Błaszczykowskiego i automatycznie, zgodnie z wypracowanym niewątpliwie schematem ( na rolę tych ostatnich słusznie zwraca uwagę Michał Zachodny ) odegrał ją w tempo do biegnącego już prawym skrzydłem pomocnika Fiorentiny, była nie do przecenienia: w spotkaniach z takim rywalem, broniącym się w siedmiu we własnym polu karnym, najważniejsze bywa nieraz właśnie przedostatnie podanie, nieoczekiwanie przyspieszające grę, pozwalające kolegom zgubić krycie albo skorzystać z luki (kolejny schemat), jaką daje zbiegnięcie na skrzydło środkowego napastnika. Dodajmy: podobnie jak Mączyńskiego, w trakcie ostatnich lat rosła w reprezentacji rola Kamila Grosickiego - dla Nawałki gracza podstawowego na długo przed tym, jak w Rennes osiągnął życiową formę.

Dostrzec Kapustkę, pożegnać Milę

Kolejny przykład to oczywiście Bartosz Kapustka. Na mecz z Gibraltarem powołany po rozegraniu zaledwie dwudziestu paru spotkań w ekstraklasie, osiemnastoletni wówczas - czy mógł marzyć, że dziewięć miesięcy później wyjdzie w pierwszym składzie reprezentacji na Euro? Gdybyśmy wówczas układali hierarchię polskich skrzydłowych, na którym umieścilibyśmy gracza Cracovii? Ile wyobraźni musiał mieć selekcjoner, wysyłając pierwsze powołanie dla młokosów - oprócz Kapustki jest przecież jeszcze Linetty?

A wspomniany Mila? Bohater eliminacji, człowiek, bez którego gola może nie pojechalibyśmy na ten turniej - ostatecznie zostawiony w kraju, mimo tak ogromnych zasług dla drużyny. Ilu selekcjonerów powołałoby kogoś takiego właśnie za zasługi albo choćby dla poprawy atmosfery w ekipie?

Wybrać Szczęsnego

Kolejny rys selekcjonera: decyzyjność. Nieprzywiązywanie się do żadnej gotowej formuły, gotowość na nieustanną zmianę. Przed meczem z Irlandią Północną należałem do tych, którzy woleliby zobaczyć między słupkami Łukasza Fabiańskiego. Bo z wyspiarskim stylem gry miał ostatnio do czynienia dużo częściej niż Szczęsny, który miejsce w bramce Arsenalu stracił półtora roku temu, a ostatni sezon spędził w Rzymie. Bo świetnie wyłapywał dośrodkowania i dobrze współpracował z obrońcami (można się zastanawiać, czy Fabiański staranowałby Piszczka, tak jak zrobił to Szczęsny - a może by się skomunikowali, a może bramkarz Swansea zostawiłby piłkę zawodnikowi Borussii?). Bo eliminacje do turnieju zakończył jako pierwszy bramkarz - i to zakończył w sposób niebudzący zastrzeżeń. Nawałka postawił jednak na bardziej charyzmatycznego piłkarza Romy - i wspominając choćby sytuację, w której Szczęsny powstrzymał Stevena Davisa, nie sposób nie przyznać mu racji.

Grać z mediami

Towarzyszący drużynie dziennikarze są Adamem Nawałką zachwyceni: choć nie chce udzielać im wywiadów, wychwalają jego profesjonalizm pod niebiosa. Mówią o skupieniu na detalu (przykład: zmiany miejsc, w których odbywały się zgrupowania, czy niezamykanie hoteli, w których przebywa drużyna - żeby zawodników nie dopadła przypadkiem monotonia; inny: getry poprawiające krążenie, zakładane przez podopiecznych podczas podróży samolotem), umiejętności zbudowania więzi z piłkarzami (regularne telefony i wizyty u tych pracujących za granicą, ale też odwołanie poniedziałkowego treningu) i przekazania im swoich pomysłów na grę - również na stałe fragmenty. O nieprzespanych przez sztab szkoleniowy nocach, poświęconych analizom taktycznym, obejmujących nawet - w przypadku Irlandczyków z północy - graczy, którzy jeszcze nie byli przez Michaela O'Neilla powoływani do reprezentacji. O uporządkowaniu, spokoju i chodzeniu po ziemi (czy zawdzięcza je Nawałka także własnym doświadczeniom na boisku; doświadczeniom ograniczonym przez kłopoty ze zdrowiem?). Ale z dala od kadry widać coś jeszcze: sposób, w jaki selekcjoner gra z mediami, używając konferencji prasowych i nielicznych wypowiedzi do wysyłania sygnałów konfundujących podsłuchujących go rywali. Czasami widząc zagrywki Nawałki przychodzi na myśl Jose Mourinho.

Powiada się, że polski selekcjoner ma szczęście. Że pracuje z najlepszym od lat pokoleniem polskich piłkarzy. Że kręgosłup tej reprezentacji tworzą wielkie gwiazdy europejskiej piłki, jak nigdy wcześniej samoświadome i profesjonalnie podchodzące do swoich obowiązków. Wszystko to prawda, ale przecież nie cała. Oblicza tej reprezentacji to nie tylko Lewandowski czy Krychowiak, ale także autorskie odkrycia Nawałki. Odkrycia, które podobnie jak on na razie na tym Euro robią, co do nich należy. Oby jak najdłużej.

Zobacz wideo

Wielka radość Polaków w szatni i w autokarze po zwycięstwie nad Irlandią Północną [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.