- ISIS, gdzie jesteś? - krzyczą już drugą noc z rzędu angielscy kibice. Oni do Marsylii przyjechali tysiącami na kilka dni przed sobotnim meczem z Rosją, urządzając sobie na lazurowym wybrzeżu dłuższy weekend. Weekend pełen tego, co źle się z ich wyjazdami po międzynarodowych turniejach kojarzy - obraźliwymi przyśpiewkami, prowokacjami, rzucanymi butelkami. A w Marsylii była mieszanka wybuchowa, bo dołączyli do nich Rosjanie, a obecność zagranicznych kibiców nie spodobała się fanom lokalnego Olympique. I od dwóch dni trwa szarpanina o to, kto właściwie noc w noc zamieszki prowokuje.
Dlatego tak dobrze być w Nicei. Tak, tu też są Anglicy, którym może nie tyle pomyliły się miasta, ale w Marsylii nie byli już w stanie znaleźć żadnych miejsc w hotelach. Zabłądzić mogli Niemcy, którzy swoje mecze grają w Paryżu lub na północy. Do tego Szwedzi, którzy w Nicei urządzili sobie bazę do wyskoków na dwa pierwsze spotkania fazy grupowej i dom na to trzecie, z Belgią.
Wreszcie dotarli też Polacy i Irlandczycy z Północy. Cały dzień zjeżdżali się i zlatywali, na lotnisku spotykali się znajomi z Warszawy i Anglii, chwilę razem pośpiewali i ustawiali się w długiej kolejce po taksówkę. Właśnie skończyła grać Francja z Rumunią, więc wreszcie było też o czym porozmawiać.
A w centrum Nicei tłumy wyległy ze zbudowanej na placu Massena strefy kibiców. Szczęśliwi gospodarze świętowali, dla całej reszty powodem do świętowania było rozpoczęcie się kilkudniowej imprezy. Nie burd - imprezy. Zaczepki? Były, ale wyśpiewane i nie obraźliwe. Przekrzykiwanie się, kto gra u siebie, a kto jest z Irlandii Północnej. I szukanie miejsc w tych restauracjach i barach, które wciąż były otwarte. Policji i służb mundurowych nie brakowało, ale stali z boku i nie interweniowali. Uśmiechnięci, pewnie dlatego, że nie wysłano ich do Marsylii.
Było normalnie, czyli tak, jak powinno być na Euro. Gdy obrazki z Marsylii przykrywają to, co dzieje się w innych miastach organizujących mecze, warto przypomnieć, że nie wszyscy do Francji z zamiarem pijackiej walki. Oby po jutrzejszej, przedmeczowej nocy to zdanie nadal było aktualne.