- W narodzie od dawna jest poczucie, czy nawet akceptacja, że Irlandii Północnej nie uda się awansować na wielki turniej. Ja chciałem to zmienić. Każdy kibic poniżej 40 roku życia słabo pamięta mistrzostwa świata z 1982 i 1986 roku, dla wielu Euro 2016 to pierwsze takie doświadczenie - mówi Michael O'Neill, selekcjoner najbliższych rywali reprezentacji Polski. - Mistrzostwa Europy mają być pierwszym krokiem, początkiem seryjnych awansów na kolejne turnieje, by nikt nie musiał czekać trzydziestu lat - dodaje.
Jednak szanse na to, że Irlandię Północną zobaczymy na najbliższym mundialu w Rosji (2018) są niewielkie. Nie dlatego, że O'Neill nie ma planu na to, jak pokierować obecnym zespołem lub nie potrafi osiągać wyników. Ograniczenia są naturalne - prowadzi reprezentację kraju, w którym w federacji jest zarejestrowanych ledwie 25 tys. piłkarzy w 960 klubach. Sam nie ukrywa, że kadrę na Euro wybierał z puli nieco ponad czterdziestu graczy.
Belfast od Montevideo dzieli ponad 11 tys. kilometrów. To jednak tam dwa lata temu przed startem mundialu w Brazylii wyprawiła się kadra Irlandii Północnej. W rezerwowym składzie przegrała mecze towarzyskie z Urugwajem (0:1) i Chile (0:2), ale najważniejsze podpatrzyła. Gdy przed wyprawą do Ameryki Południowej O'Neill poleciał ze skromną ekipą, by sprawdzić hotel oraz bazę, wizytował także Nacional Montevideo.
- Niesamowite co tam robią, a przecież nie mają nawet takich baz, jakie mamy w naszym kraju - mówił w wywiadzie z Grahamem Hunterem. To tam wychowywał się Luis Suarez, którego O'Neill podziwia i któremu przyznał najwięcej punktów w plebiscycie Ballon d'Or w 2015 r. Jest jednak ktoś, kto imponuje mu bardziej.
Z Montevideo pochodzi przecież także Oscar Tabarez, obecny selekcjoner Urugwaju. Ich karier szkoleniowych porównać się nie da - gdy w 2006 r. Tabarez po raz drugi przejmował reprezentację kraju, O'Neill zdecydował się rzucić karierę w finansach i przejąć drugoligowe szkockie Brechin City. Ale Urugwajczyk zaimponował Irlandczykowi z Północy nie sukcesami, a planami.
- Gdy obejmowałem posadę nikt nie chciał z nami grać. Poprzedni sztab nawet nie planował żadnych meczów towarzyskich - przypomina Tabarez sytuację sprzed dziesięciu lat. Oprócz poprawy sytuacji reprezentacji - w 2011 r. wygrał Copa America - zajął się też systemem szkolenia, wywrócił postrzeganie prowadzenia juniorów do góry nogami. Stworzył specjalne centra, zinstytucjonalizował proces treningowy i osiągnął sukces. Na mistrzostwach świata do lat 20 już po siedmiu latach Urugwaj zajął drugie miejsce. Właśnie do jednego z takich centr dwa lata temu zajrzał O'Neill.
- Nasza liga musi być lepszą ścieżką dla młodych talentów do kariery w profesjonalnych klubach w Anglii czy Szkocji - twierdził O'Neill w "Belfast Telegraph". - Sam sprawdziłem dane. Szukałem zawodników, którzy pochodzą z Irish League i wciąż grają zawodowo. Liczba jest alarmująco niska. Tymczasem klub z Irlandii, Derry City sprzedał w tym czasie pięciu czy sześciu zawodników. Demograficznie nie ma wielkich różnic między Derry a Belfastem, więc co jest grane?
- Zasugerowałem naszym klubom, by wystawiały więcej młodzieżowców. Wyobraźcie sobie, że trzech występuje w każdym zespole, co dawałoby 36 w każdej kolejce. I skauci z angielskich lub szkockich klubów już mieliby powód, by poświęcić chwilę na wizytę w naszym kraju. Warto też zastanowić się, czy drużyny nie powinny być bardziej profesjonalne. Większość z nich trenuje dwa razy w tygodniu a w sobotę gra. Jest tak samo, gdy wyjeżdżałem z kraju trzydzieści lat temu! - dodawał.
Dlatego stworzono projekt "Club NI" siedemnastu centr w których kilkudziesięciu trenerów prowadzi dodatkowe zajęcia dla najbardziej obiecujących piłkarzy. Oprócz tego tworzą oni drużyny, które wyjeżdżają na zagraniczne turnieje lub mierza się z czołowymi akademiami z Anglii. By nie być gołosłownym, że na najlepszych czeka szansa, O'Neill zaprosił dwóch młodych piłkarzy z ligi Irlandii Północnej na zgrupowania kadry przed Euro 2016.
Belfast od Rejkiawiku dzieli prawie 1400 kilometrów. W Islandii zarejestrowanych piłkarzy jest jeszcze mniej niż w Irlandii Północnej, ale na odległych wyspach wulkanicznych jedna na 825 osób ma skończony kurs trenerski. Rewolucję w myśleniu o futbolu przeprowadził tam Lars Lagerback. Szwed równolegle z pracami nad systemem szkolenia prowadzi do sukcesów dorosłą reprezentację Islandii. Dwa lata temu odpadli dopiero w barażach do MŚ z Chorwacją. W tym roku daje im się szanse w trudnej grupie z Portugalią, Austrią i Węgrami.
- Kraje o takiej wielkości muszą pracować w cyklu czteroletnim między mistrzostwami Europy. Z grupy eliminacyjnej do MŚ 2014 nie mieliśmy szans wyjść. Przy pomocy zmian UEFA nam się udało dotrzeć na to Euro. I mniejsze kraje jak nasz, Islandia czy Albania będą chciały sprawić niespodziankę - mówił w marcu O'Neill. - Jednak pamiętajmy, że Islandia ma ponad stu piłkarzy grających na poziomie profesjonalnym w Europie, to dużo więcej od nas - dodawał.
W Belfaście wiedzą, że swoje plany muszą równać nie do wielkich, ale właśnie krajów o podobnym potencjale. I planują: za cztery lata trafić z piłką do 90 proc. szkół, a nie połowy. Zaangażować w zabawę futbolem nie kilkanaście tysięcy młodzieży szkolnej, ale pięć razy więcej. Trzy lata temu ogłaszano zmianę w podejściu do futbolu i dokument zatytułowano: "Nie jesteśmy Brazylią... Jesteśmy Irlandią Północną". Ale mogą być Urugwajem lub Islandią. Z własną tożsamością i własnym wizjonerem.
Michael O'Neill jest o ponad dwadzieścia lat młodszy od Lagerbacka i Tabareza, a już myśli, planuje i buduje na ich poziomie. W marcu przedłużył kontrakt z federacją o kolejne cztery lata. Pierwszym punktem wspomnianego planu - planu pisanego po porażce w eliminacjach m.in. z Luksemburgiem - był awans na wielki turniej. By przyciągnąć kibiców, by zrobić modę na futbol. Kto w niedzielę w Nicei zobaczy czterdziestotysięczną armię fanów w zielono-białych barwach szybko zrozumie, że O'Neill także to zdążył już zrealizować.