Fabio Capello czeka na swoje 6 mln euro

W Rosji trwa wojna między ministrem sportu a szefem piłkarskiej federacji. Obaj jako argumentu używają selekcjonera permanentnie zawodzącej reprezentacji. Włocha wzywają na dywanik do Dumy, a związek nie płaci pensji.

Kariera włoskiego trenera w Rosji przypomina jazdę rollercoasterem. W 2012 roku Capello zastąpił Dicka Advocaata, zwolnionego po nieudanym Euro 2012, w którym sborna nie wyszła z grupy. Podpisał dwuletni kontrakt, a jego głównym zadaniem był awans do finałów mistrzostw świata. Wywiązał się z niego celująco - Rosjanie jako jedni z pierwszych zapewnili sobie wyjazd na mundial. Capello został trenerem roku, a nagrodą była nowa umowa. Bajeczna, bo rocznie gwarantująca mu 8,6 mln euro (według innych źródeł nawet 10 mln). To ponad trzy razy więcej, niż otrzymuje Joachim Löw, selekcjoner Niemiec - mistrza świata (2,7 mln).

Zauroczenie Donem Fabio, bo tak nazywany jest w Rosji trener, skończyło się podczas mundialu. Prowadzona przez niego drużyna wyjechała z Brazylii już po pierwszej rundzie, a jeszcze gorszy od wyniku był zaprezentowany przez nią styl. - Gorszy od nas był tylko Honduras - pisali dziennikarze. Eksperci domagali się rozwiązania umowy, choć federacja musiałaby wypłacić selekcjonerowi aż 20 mln euro odszkodowania.

Egzorcyzmy ucięli minister sportu Witalij Mytko i Nikołaj Tołstych, prezes rosyjskiego związku piłkarskiego, w którym zresztą zastąpił Mytkę. Wtedy można było odnieść wrażenie, że większym zwolennikiem Capella jest Tołstych. Krytycy przycichli, ale na krótko. Argumentów dostarczył im sam Włoch. Zaproponował, by przed następnym mundialem, który zostanie rozegrany w Rosji, w lidze występowała... reprezentacja. Zostało to wyśmiane przez szefów klubów. Później chciał odwołania dwóch kolejek ligowych przed spotkaniami ze Szwecją i Mołdawią. Dostał dodatkowe trzy dni.

Dwa lata temu, na początku swojej pracy, Capello zaczął eliminacje do MŚ od czterech zwycięstw. Teraz jego podopieczni strzelili cztery gole słabemu Liechtensteinowi, ale kolejne spotkania - wyjazdowe ze Szwecją i u siebie z Mołdawią (w grupie są jeszcze Austria i Czarnogóra) - tylko zremisowali. Włocha zasypała lawina błotna krytyki. Zarzuca się mu preferowanie defensywnego stylu, błędy w selekcji, przywiązanie do nazwisk, brak koncepcji, a najczęściej wszystko naraz. - Zapomnijcie o efektownym, bezmyślnym, ofensywnym futbolu. On dawno umarł, tak jak romantycy - komentował szkoleniowiec.

Według mediów cierpliwość stracił prezes Tołstych. Pojawiła się już nawet informacja, że 14 października zwolni selekcjonera. Capello podpadł mu, gdy ujawnił zaległości finansowe związku wobec niego i jego pomocników. W obronie Włocha stanął minister Mytko, który chce mieć większy wpływ na federację piłkarską. - Czy ja muszę komentować każdy krok tego Tołstycha? Dlaczego ma wobec Capella wielkie zaległości? Przecież jego związek jest najbogatszy. To pokazuje, jak traktowany jest selekcjoner. A wtedy odpowiada tym samym, czyli brakiem szacunku dla pracodawcy - mówił dziennikarzom Mytko. Zdradził też, że długi wynoszą 250 mln rubli, czyli 6 mln euro.

W Rosji to nic nowego. Podobnie traktowani byli Guus Hiddink czy Dick Advocaat. Im jednak część pensji płacili oligarchowie, z Romanem Abramowiczem na czele. W razie konieczności regulowali długi. Teraz pieniądze na gigantyczny kontrakt musi znaleźć sam związek. - Staramy się wypracować jakieś rozwiązanie - zapewnia Tołstych. Mytko odpowiada złośliwie, że najpierw wypłatę powinien dostać szkoleniowiec, a dopiero później prezes i 70 pracowników federacji. - Niepłacenie selekcjonerowi nie przynosi chwały Rosji - dodał.

Pytany przez dziennikarzy Capello odpowiadał, że zaległości w wypłatach go nie niepokoją. - Mam ważniejsze problemy - stwierdził. Inaczej jego nastrój przedstawia minister sportu. - Jest strasznie zdenerwowany - mówił Mytko podczas wczorajszej konferencji prasowej poświęconej przygotowaniu do MŚ w 2018 r.

Nawet jednak taki sprzymierzeniec jak minister sportu może nie uratować Capella. Słabymi wynikami reprezentacji zainteresowali się politycy. Deputowany do Dumy Igor Ananskich z Partii Liberalno-Demokratycznej (jej przewodniczącym jest Władimir Żyrinowski) wezwał włoskiego szkoleniowca, by wytłumaczył się z niepowodzeń przed komisją sportu. - Nigdzie nie pójdzie, chyba że sam będzie chciał - skwitował Mytko, dodając, że ma zaufanie do Włocha i wierzy, że dzięki jego programowi za cztery lata Rosja odniesie sukces w mistrzostwach świata.

Następny mecz w eliminacjach do ME sborna rozegra 15 listopada - zmierzy się na wyjeździe z prowadzącą w grupie G Austrią. - Jego wynik będzie kluczowy - uważa Mytko.

Dwie Borussie, nowa rzeczywistość Gerrarda? Sprawdź czego dowiedzieliśmy się po trzeciej kolejce Ligi Mistrzów!

Więcej o: