Euro 2016. Polska w obcej skórze

Mecz z Niemcami wydobył charakter z drużyny Adama Nawałki, pojedynek ze Szkocją obnażył jej wady. Jest nad czym pracować, ale jest też z kim i dla kogo

W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Wojciech Szczęsny powiedział, że o ile zarabia się w klubie, o tyle przepustką do serc i pamięci fanów jest drużyna narodowa. W trzy dni między zwycięstwem nad Niemcami i remisem ze Szkocją gracze Adama Nawałki mieli okazję poczuć na własnej skórze bezkres zapotrzebowania na ich sukces. Futbol to najbardziej niezwykła z gier zespołowych, tu element przypadkowości, szczególnie w pojedynczym meczu, jest wyjątkowo wysoki. Sercem można zdziałać wiele, można pokonać mistrzów świata, drużynę lepszą i dojrzalszą pod każdym względem. Można też postraszyć lepiej zorganizowanych Szkotów, choć remis w Warszawie to wynik bardziej zły niż dobry.

Ale mimo historycznego triumfu nad Niemcami z peanami na cześć dokonań Nawałki trzeba się wstrzymać. To prawda, że na październikowe mecze drużyna była dobrze zmotywowana. Powstało coś w rodzaju chemii psychicznej między zawodnikami, którzy odnaleźli chęć i radość we wspólnej harówce. Jest znacznie gorzej, gdyby według meczu oceniać schematy wypracowane na treningach. Polscy piłkarze w ataku pozycyjnym wciąż cierpią i skazują na cierpienie kibiców. Jakby wchodzili w obcą skórę i czuli się w niej wyjątkowo niewygodnie. O płynności, powtarzalności, zaskoczeniu marzyć trudno: wszystko polega na walce, a kiedy trzeba się oprzeć na umiejętnościach, każdy sobie rzepkę skrobie. Drużyna rozpada się na 11 osób, które w bólach i znoju poszukują wspólnego języka.

Może w ogóle nie doczekamy chwili, w której drużyna Nawałki oczarowałaby atakiem pozycyjnym? Jej akcje bywają wolne, schematyczne i nie technika ani błyskotliwość, lecz wola walki pozwala zakończyć je od czasu do czasu sukcesem. Nie powinno tak być, choćby ze względu na umiejętności Lewandowskiego, Piszczka, Krychowiaka i Szczęsnego, ale o ile Szkoci grają płynnie mimo niższej klasy indywidualnej, o tyle Polacy, jeśli chodzi o organizowanie gry, wciąż tkwią na początku drogi.

Rewelacją października byli Arkadiusz Milik i Sebastian Mila, gracze ostro kwestionowani w kadrze. Trudno sobie przypomnieć inny przypadek pomocnika z polskiej ligi, który w dwóch trudnych meczach reprezentacji dostał 40-minutową szansę i zrobił na boisku jakościową różnicę. Brzmi jak paradoks: wyszydzany rezerwowy pomocnik Śląska trafił na zgrupowanie jako ostatni, by przekonać kraj, że w drużynie narodowej może być kimś znaczącym. Ale i tu należy przezornie powstrzymać się od euforii, pamiętając, że rodzime gwiazdy równie szybko gasną, co się zapalają.

Były to dni wyjątkowe z powodu rozhuśtanych nastrojów, euforii po zwycięstwie z Niemcami i zawodzie po remisie ze Szkotami. Jeśli nawet ten drugi mecz był do oceny klasy zespołu Nawałki bardziej znaczący, to podarowała ona swoim kibicom coś bezcennego - wielkie emocje. Nie skrajną rozpacz, zniecierpliwienie i nudę, jak bywało dawniej, ale sportowe napięcie i zachwyt nad umiejętnością rozwiązywania sytuacji krytycznych. I chyba też dumę, że drużyna pokazuje charakter. Kapitan Lewandowski, wysokoopłacany pracownik Bayernu, wytrwał 80 minut gry ze Szkocją z dziurą w nodze.

Niezwykłe, że przy prowadzeniu z mistrzami świata ktoś w drużynie Nawałki ośmielił się pomyśleć o drugim golu i nie rozłożył bezradnie rąk po drugiej bramce dla Szkocji. Do pełni szczęścia zabrakło, by Kamil Grosicki w 84. minucie meczu ze Szkocją kopnął piłkę bardziej w prawo. Drużyna miałaby wtedy po trzech meczach 9 pkt. Ma siedem, to dużo, choć nie aż tyle, aby zapewnić sobie spokój. Zwłaszcza że nietykalni - tak się wydawało jeszcze tydzień temu - naszej grupy, czyli Niemcy, potknęli się dwa razy. A teraz wygląda na to, że walka o awans na Euro 2016 zamiast za plecami mistrzów świata będzie się toczyć z ich udziałem. Dziś drużyna Joachima Loewa jest na trzecim miejscu, wyprzedza Szkocję jednym golem. Polska znalazła się w czwórce rywalizującej o dwa miejsca, a nie w trójce bijącej się o drugą pozycję.

Drużynie Nawałki udało się obudzić entuzjazm w kibicach, krusząc stereotypy piłkarzy. W Polsce traktowało się ich jak grajków, sportowców gnuśniejszych od innych, minimalistów łatwo zadowalających się statusem gwiazd. Brzydkie kaczątko naszego sportu dzięki 90 minutom meczu z Niemcami rozwinęło skrzydła, dziś może spoglądać nieśmiało nawet na Kamila Stocha, Justynę Kowalczyk czy siatkarzy. To może być zarodek sukcesu. Ale czy urodzi się z niego awans na Euro 2016? Pewności nie ma żadnej. Na razie piłkarze przestali być chłopcami do bicia, na których rodak odreagowuje frustracje. Może to jest tak samo cenne jak cztery punkty wydarte Szkotom i Niemcom.

Internauci o meczu Polska - Szkocja [MEMY]

Więcej o: