Euro 2012. Jak Euro wygrywa ze stereotypami. Dlaczego tak straszyliście?

Sol Campbell straszył zabitymi na ulicach w Polsce i na Ukrainie; BBC - rasistami i kibolami. Feministki - samczą agresją i wzrostem przemocy domowej; Włosi - rozgrzebanymi drogami i stadionami. Euro 2012 pokazało, że wszystkie te obawy - wynikające głównie ze stereotypów - mają nikłe potwierdzenie w rzeczywistości - pisze dziennikarz Sport.pl Michał Kiedrowski.

Straszenie Euro 2012 zaczęło się już tuż po zwycięstwie polsko-ukraińskiej kandydatury pięć lat temu.

Kraje bez jednej przyzwoitej asfaltowej drogi

Decyzja UEFA ogłoszona w kwietniu 2007 r. wywołała największe rozczarowanie we Włoszech. Italia również ubiegała się o Euro 2012 i panowało tam przekonanie, że jej zwycięstwo jest niemal oczywiste (obok Polski i Ukrainy organizować turniej chciały także Węgry razem z Chorwacją, a w pierwszym etapie selekcji odpadły Turcja i Grecja). Komentując wybór UEFA, dziennikarz Massimo Gramellini z "La Stampy" napisał ironicznie: "Przyznajmy: nie było proste odebrać organizację mistrzostw takim kolosom, jak Polska i Ukraina, sojuszowi biedaków, bez najmniejszych tradycji, ale przede wszystkim bez przyzwoitego stadionu ani asfaltowej drogi".

Włosi nie wierzyli, że Polsce i Ukrainie uda się przygotować do tak wielkiej imprezy. W czerwcu 2008 r. dziennik "Il Gornale" pisał, że UEFA przeniesie Euro do Włoch i Francji. Mecz inauguracyjny miałby się odbyć w Rzymie, a finał w Paryżu. Zwracając się do szefa UEFA, Michela Platiniego dziennik napisał też: "Drogi Michelu, sytuacja na włoskich stadionach w tej chwili jest z całą pewnością lepsza od tej, którą znajdziemy w 2012 roku w krajach wybranych przypadkowo".

Okazało się, że Włosi mylili się i to bardzo. Sami zresztą to przyznali. Tuż przed startem Euro w specjalnym dodatku przed turniejem dziennik "La Repubblica" jeden z artykułów zatytułował: "Droga Italio, oto jak wyglądają stadiony". W innym miejscu korespondentka gazety napisała: "W Polsce wszystko jest gotowe. Kraj wypucował się na mistrzostwa Europy; drogi naprawione albo zbudowane od zera, wzmocniony transport, nowe hotele, zaniedbane tereny doinwestowane".

Zobacz wideo

Anglicy będę trenować na wysypisku śmieci?

Obawy o przygotowanie Polski i Ukrainy nie ustały nawet, gdy wiadomo było, że oba kraje zdążą wybudować wszystkie stadiony i będzie na nie jak dojechać. Angielska prasa w ostatnich miesiącach przed Euro straszyła przede wszystkim swoją reprezentację. Straszyła Krakowem, miastem, które miała obrać za swoją bazę podczas turnieju. Angielskim piłkarzom miało przeszkadzać wszystko - hejnał z wieży mariackiej miał ich budzić w nocy i nie dawać zasnąć, boisko Hutnika miało nie nadawać się do treningów, długie loty na mecze na Ukrainie miały być przyczyną kiepskiej formy zawodników, a promowanie przez władze miasta Krakowa jako piątego organizatora Euro w Polsce miało zawodnikom odebrać szansę na spokój i ciszę. "Szatnie świecą gołymi ścianami, z sufitów zwisają kable, a boisko jest podmokłe" - opisywał angielską bazę na Euro tabloid "The Sun" okraszając relację z obiektów Hutnika zdjęciami zrujnowanych stadionowych kibli, w których dopiero miał zacząć się remont.

Wszystkie te obawy okazały się kompletnie bezpodstawne. Anglicy wygrali swoją grupę, mimo dalekich lotów (odpadli Szwedzi i Ukraińcy, którzy mieszkali w Kijowie). Niechętny dotąd Polakom "Daily Mail" napisał: "Zachwycający Kraków okazuje się idealnym miejscem dla Roy'a Hodgsona i jego gwiazd" i jeszcze: "Wybór hotelu, miasta, zakwaterowanie tuż przy Rynku Głównym, baza treningowa... Nie można było wybrać lepiej" - zachwyca się korespondent gazety z Euro.

Campbell mylisz się!

Tuż przed Euro najmocniej jednak zabrzmiały oskarżenia postawione w programie BBC - Panorama. Uchodząca za wzór rzetelnego dziennikarstwa stacja telewizyjna wyemitowała film dokumentalny, w którym straszyła Polską i Ukrainą jako siedliskiem rasistów, ksenofobów i brutalnych kiboli. "Nie jedźcie tam, bo wrócicie w trumnie" - ostrzegał brytyjskich kibiców były reprezentant Anglii, Sol Campbell. Tego typu ostrzeżenia i obawy wyrażane już wcześniej w brytyjskich tabloidach spowodowały, że brytyjska federacja (FA) nie sprzedała wszystkich biletów, które przysługiwały Anglikom na mecze Euro. Na Ukrainę pojechało tylko trochę ponad 3 tys. Anglików.

Program BBC wywołał oburzenie w Polsce. Ten głos był jednak słabo słyszalny w mediach na Wyspach. O wiele donośniej zabrzmieli angielscy kibice, którzy w Doniecku urządzili happening z tekturową trumną, wyśmiewając stronniczy film. "Campbell, mylisz się" - napisali na jednym z transparentów. Jedyny incydent, jaki miał miejsce na Ukrainie, to mała awantura między angielskimi, a... szwedzkimi kibicami, szybko uspokojona przez ukraińską milicję.

- Przez opowieści jak z horroru o zagrożeniach na Ukrainie straciliśmy mnóstwo fanów. Przykro mi z powodu ludzi, którzy zrezygnowali z przyjazdu. Ci, którzy się zdecydowali na przyjazd, są pewnie zachwyceni - mówił przed meczem z Ukrainą w Doniecku trener reprezentacji Anglii Roy Hodgson.

"Anglicy przekonali się, że Ukraińcy to normalni ludzie, wręcz mili i przyjaźni, a opowieści Campbella to brednie" - napisał "The Telegraph".

Angielska federacja piłkarska zamierza po Euro złożyć oficjalną skargę w BBC na wyemitowanie filmu "Stadiony nienawiści".

Wytrysk pieniędzy na samcze święto

Tych, którzy podsycali różnie strachy przed Euro, nie brakowało też w Polsce. Najgłośniej było tu słychać głos feministek. Kazmiera Szczuka mówiło o turnieju: - To jest samczy, infantylny i idiotyczny kult igrzysk, które nie mają żadnego celu poza tym, żeby ci mężczyźni mieli frajdę.

Dodała także: W czasie mistrzostw w 2006 r. angielska policja zanotowała wzrost przemocy domowej o 30 proc. A w czasie olimpiady w Atenach wykryto o 100 proc. więcej ofiar handlu ludźmi; kobiet zmuszanych do prostytucji.

O kobietach, które interesują się piłką nożną i Euro mówiła: - To śladowa ilość.

Z kolei Magdalena Środa przewidywała: - Miasta będą również płacić za naprawiane szkód wyrządzonych przez stadionową publiczność, która przeważnie składa się z młodzieńców wypełnionych piwem, adrenaliną i agresją (...) Według mnie pasje piłkarskie rozwijają mentalność plemienną, pogłębiają barbarzyńskie podziały na "swoich" i "obcych", stają się pożywką dla agresji i bezproduktywnego marnowania czasu, który można by poświęcić na naukę, kulturę lub aktywny sport.

Tuż przed Euro w polskich mediach można było też przeczytać wiele kuriozalnych wywiadów z różnymi osobistościami, które deklarowały, że turniej ich nie interesuje i zamierzają go nie śledzić. Kuriozalnych, bo przecież przed "Nocą muzeów", nie robi się wywiadów z tymi, którzy zamierzają ją przespać.

Przebieg Euro pokazał, jak mało pojęcia o tego typu imprezach, mieli ci, którzy straszyli zniszczonymi miastami, . Warto przytoczyć tu opinie jednego z socjologów oceniających przebieg turnieju i kibicowanie Polaków. Michał Wenzel ze Szkoły Wyżej Psychologi Społecznej mówi: - Energia społeczna Polaków związana z Euro może przynieść trwałe, pozytywne skutki dla życia publicznego w Polsce. Entuzjazm, jaki wzbudziło przygotowanie i przeprowadzenie tego sportowego przedsięwzięcia, wykracza daleko poza grupy kibiców piłkarskich. Zwróćmy uwagę ilu kibiców chodzi na mecze ligi czy nawet reprezentacji, a jaka ogromna liczba ludzi brała udział w oglądaniu meczów Polski z Grecją, Rosją lub Czechami. Po raz pierwszy w historii możemy pokazać nasz kraj tak szerokiemu gronu gości. I pokazać go z nieco innej niż martyrologiczna strony. Możemy pokazać Polskę jako kraj nowoczesny i normalny, który nie różni się w swoich zasadniczych aspektach od innych krajów europejskich.

W zagranicznej prasie nigdy w tak krótkim czasie nie ukazało się tyle pochlebnych artykułów o Polsce i Polakach niż w ostatnich dwóch tygodniach. Żadna kampania reklamowa w zagranicznych mediach nie przyniosłaby takiego pozytywnego skutku, jak doniesienia korespondentów, którzy przyjechali na Euro do Polski.

Owszem doszło do jednej poważnej awantury przy okazji marszu Rosjan na mecz z Polską 12 czerwca, ale był to incydent odosobniony. Generalnie kibice wszystkich grających w Polsce drużyn zostali przyjęci ciepło i gościnnie. Nie było szowinizmu i utrwalenia podziału na swoich i obcych, którego obawiali się publicyści. - Kiedy opuszczaliśmy hotel, spotkaliśmy się z liczną grupą polskich fanów. Rozstawali się z nami w taki sposób, jakby to ich drużyna właśnie wyjeżdżała. To bardzo miłe, aż nie chciało się wracać do domów - przyznał już w Pradze czeskim dziennikarzom Vladimir Smicer, menedżer kadry Czech. A przecież to właśnie Czesi pozbawili Polaków awansu do ćwierćfinału.

Podobne odczucia miały inne ekipy, trenujące w Polsce. Duński dziennik "Ekstrabladet" po otwartym treningu Duńczyków w Kołobrzegu napisał: "Polacy kochają Duńczyków" i dalej: "Wyraźnie dało się odczuć ogromną sympatię ze strony polskich gospodarzy, kiedy w niedzielę po południu zmęczeni podopieczni Mortena Olsena wybiegli na trening. Widać, że piłkarska euforia związana z naszą drużyną panuje nie tylko w Danii, lecz także tutaj, gdzie Polacy stworzyli nam naprawdę domową atmosferę".

Prezes DFB (niemiecka federacja piłkarska) Wolfgang Niersbach mówił natomiast: - Ten turniej pokazał, że Polacy są otwartymi, serdecznymi i przyjaznymi ludźmi. Podjęliśmy bardzo dobrą decyzję, wybierając Gdańsk jako miejsce pobytu naszej drużyny narodowej podczas Euro 2012.

Ręka, balonik, trzy żółte kartki. Słynne pomyłki sędziowskie

Więcej o: