- Daliśmy się zaczarować - mówił po meczu Polska - Czechy zasmucony Karol, który oglądał spotkanie we wrocławskiej strefie kibica. - Powinniśmy się jakoś przygotować na taki scenariusz. W końcu wszyscy wiemy, jaki poziom prezentuje polska piłka i które miejsce zajmujemy w rankingu. To, co zobaczyliśmy w drugiej połowie, niczym przecież nie odbiegało od tego, co już doskonale znamy. Widzieliśmy to tysiące razy - komentował rozgoryczony.
Wypowiedź tego kibica, jak się wkrótce okazało, była jedną z bardziej rzeczowych i merytorycznych tego wieczora. Im więcej minut upływało od końca meczu, tym komentarzy było mniej. Wzrastały jedynie kolejki przy barach, a kibice, z których powoli odpływały emocje, jedynie kręcili z niedowierzaniem głowami. Coraz częściej padały już tylko wulgaryzmy dotyczące gry Polaków. Nikt już nie miał ochoty na głębsze analizy.
- Jakie to ma teraz znaczenie? - wzdychali. - Jutro nam w gazetach wyjaśnią, co poszło nie tak.
Szukano winnych porażki. Okazało się, że za złą postawę Polaków odpowiedzialni są: prezydent Bronisław Komorowski, premier Donald Tusk, szef PZPN Grzegorz Lato, Putin z Miedwiediewem, oczywiście Franciszek Smuda. Ale także pogoda, greccy bogowie, a także sami kibice, którzy wywierali zbyt wysoką presję na biało-czerwonych.
- Trzeba czymś zająć głowę, bo trudno się z tym pogodzić. Dla mnie mistrzostwa właśnie się skończyły - smętnie mówił Adam siedzący w jednym z barów przy Świdnickiej. I od razu został za to zbesztany przez nieznajomego z sąsiedniego stolika.
- Typowy kibic od święta. Czy my naprawdę nie możemy zachować się tak jak Irlandczycy? - zapytał, po czym wskoczył na krzesło i zaintonował: "Polacy, nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało!". Zawtórowali mu inni, ale było to tylko chwilowe uniesienie. Adam poszedł po piwo, a atmosfera z każdą minutą robiła się coraz bardziej napięta. Alkohol wyraźnie uderzał do głowy i po niektórych kibicach widać było, że już wkrótce będą agresywni.
- Nie wiem, jak to jest, ale my, Polacy, mamy w sobie coś takiego, że kiedy nam nie idzie, musimy się wyładować, i wtedy wychodzi z nas to, co najgorsze - usłyszałam od taksówkarza. - Najgorsza jest ta nasza agresja - wyliczał zdegustowany. - Miałem klienta, który mówił, że siedział w ogródku w towarzystwie obcokrajowców. I opowiadał, że co chwilę ktoś do nich podchodził i zaczepiał. Co jest z tymi ludźmi? - pytał retorycznie.
Ale równocześnie z soboty na niedzielę na wrocławskich ulicach można było usłyszeć głosy, że od niedzieli będziemy kibicować właśnie Czechom.
- Jak już ktoś miał awansować, to dobrze, że są to Czesi - tłumaczyła młoda dziewczyna do towarzyszącego jej chłopaka. Ten dodał z satysfakcją: - Odpadamy razem z Rosjanami. Grecy zrobili nam naprawdę miłą niespodziankę. Ech, a gdybyśmy tak lepiej zagrali drugą połowę na inaugurację Euro - zastanawiał się.
Wśród kibiców złość mieszała się z rozczarowaniem, a żal z niedowierzaniem. Momentami było też ironicznie. Jeden ze zmęczonych fanów szedł ulicą i skandował: "Już za cztery lata, już za cztery lata, Polska będzie mistrzem świata.".