W XXI w. Niemcy tracili u siebie punkty osiem razy, ale w trzech przypadkach remis bądź porażka przychodziły, gdy faworyci byli już pewni awansu na wielki turniej. Mówiąc inaczej: raz na trzy lata zdarza się, by czterokrotni mistrzowie świata nie wygrali meczu o punkty u siebie, na którym im zależy. Dlatego tego, co wydarzyło się we Frankfurcie, nie powinniśmy ograniczać do samego wyniku. Choć Polacy przystępowali do meczu jako liderzy, wiadomo było, że Joachim Löw zarządza lepszymi piłkarzami i zdecydowanie lepszym zespołem. A mimo to goście kilka razy poważnie zagrozili bramce Neuera, tuż przed przerwą Lewandowski mógł doprowadzić do stanu 2:2. Tak, Polacy przegrali 1:3, ale postawili się grającym na serio mistrzom świata. I koniec końców wypracowali lepszy bilans dwumeczu. Kto się tego spodziewał przed losowaniem?
- U Adama Nawałki podoba mi się konsekwencja. Nie zmienia pomysłu co mecz, nie ładuje nagle do jedenastki sześciu obrońców, nie wprowadza chaosu - mówił kilka dni temu "Wyborczej" Kamil Grosicki. To, że w kadrze skończyły się czasy przypadkowych decyzji widać na każdym kroku: selekcjoner od początku zgrupowania planował wystawić w pierwszej jedenastce trzech środkowych pomocników. Gdy kontuzja wyeliminowała Karola Linettego nie zmienił pomysłu, tylko obok Krychowiaka i Mączyńskiego postawił na Jodłowca. Trener znalazł też sposób na zranienie Niemców, przez całą pierwszą połowę akcje Polaków sunęły lewą stroną, czyli tam, gdzie grał debiutant Emre Can. Próbował Maciej Rybus, ale najczęściej nacierał Grosicki, czyli....
Do kadry 27-letni skrzydłowy wszedł tuż przed startem eliminacji, dziś bez niego trudno wyobrazić sobie pierwszą jedenastkę. A przecież to nie było takie oczywiste, selekcjoner po kontuzji Błaszczykowskiego sprawdzał Peszkę, Sobotę i Pawłowskiego, ale w końcu prawoskrzydłowym mianował zawodnika Rennes. Jego wady wszyscy znamy, zdecydowanie lepiej wychodzą mu rajdy niż decyzje, co z piłką zrobić, ale trener wie, jak wykorzystać jego zalety. W piątek skrzydłowy Rennes grał najlepszy mecz w eliminacjach Euro 2016, kilka razy zagroził bramce Neuera, miał asystę (pierwszą w kwalifikacjach). Teraz czas na gola, bo dotychczas w kadrze strzelił tylko Gibraltarowi.
Bohaterem pierwszego meczu z Niemcami był Szczęsny, ale już wiosną spadł w hierarchii polskich bramkarzy na trzecie miejsce, bo stracił miejsce w klubie. Fabiański tak spektakularnie w piątek nie bronił, ale jest duża szansa, że na długo zajmie miejsce w pierwszej jedenastce. Sezon zaczął tak dobrze, jak skończył poprzedni, jest pewniakiem w Swansea, która w sierpniu pokonała Manchester United i zremisowała z Chelsea. Na początku drugiej połowie uratował Polaków. Przy trzecim golu mógł zachować się lepiej, ale wciąż nie dał powodów, by odesłać go na ławkę.
Nawałka wciąż widzi w Piszczku jednego z liderów kadry, więc wstawił go do pierwszej jedenastki. Nie miało znaczenia to, że piłkarz Borussii w tym sezonie zagrał tylko dwa mecze, niedawno leczył kontuzję. Nie ma wątpliwości, że w formie 30-letni zawodnik zdecydowanie wyrasta ponad innych polskich bocznych obrońców. Problem w tym, że przez ostatnie dwa lata Piszczek regularnie zmaga się z kontuzjami. W piątkowy wieczór znów doznał urazu i zszedł jeszcze przed przerwą. Nie wiadomo, czy Nawałka nie będzie musiał szukać stałego następcy na prawą obronę. Po Łukaszu Szukale może nie było wczoraj widać, że nie gra, ale wiadomo, że jeśli nie przebije się do składu tureckiego Osmanlisporu, to raczej w październikowych meczach ze Szkocją i Irlandią nie wystąpi. To wciąż nie jest tak, że trener ma już żelazną jedenastką, prawdopodobnie przed każdym zgrupowaniem będzie miał gasić pożary.