To największe rozczarowanie trwających eliminacji. Guus Hiddink przegrał cztery z pięciu pierwszych spotkań. Po raz ostatni tak zły początek selekcjoner "Oranje" miał w 1995 roku. Był nim... Guus Hiddink. Wtedy udało mu się zaprowadzić kadrę do ćwierćfinału Euro 1996. Ale teraz oczekiwania są większe, w końcu po Louisie van Gaalu odziedziczył trzecią drużynę na świecie.
Ale czy Holandia nie jest zbytnio uzależniona od Arjena Robbena? To on był ich największą - może jedyną? - gwiazdą w Brazylii. Bez niego Holendrzy przegrali w sparingu z Włochami (0-2) oraz na początek eliminacji z Czechami (1-2). Z nim wygrali 3-1 z Kazachstanem (Holandia wyszła na prowadzenie dopiero w ostatnich 10 minutach) oraz przegrali 0-2 z Islandią. Jednak wtedy Robben jako jeden z niewielu stwarzał jakiekolwiek zagrożenie i nie jego winą była nieskuteczność kolegów.
Ale ogromne wątpliwości budzi obrona. W środę Holendrzy przegrali w sparingu rozegranym w Amsterdamie z Meksykiem (2-3). - Nie możemy tak grać na poziomie międzynarodowym. Nie można popełniać takich błędów. Mamy problemy z bronieniem Przy pierwszym golu wszyscy byli zbyt statyczni. Nie weszliśmy dobrze w mecz. Potem posypały się kolejne błędy - stwierdził Guus Hiddink. Kontuzji w trakcie meczu doznał środkowy obrońca Ron Vlaar. Dobre okazje z przodu marnował Klaas-Jan Huntelaar, a i Robin van Persie nie wydaje się ostatnio tak skuteczny jak jeszcze rok czy dwa lata temu. Obaj panowie krzyczeli na siebie podczas meczu z Kazachstanem; zresztą nigdy się specjalnie nie dogadywali i praktycznie ze sobą nie rozmawiają.
Wobec tego atmosfera w kadrze nie jest najlepsza. A Guus Hiddink jasno powiedział - jeśli nie wygramy w niedzielę z Łotwą, podam się do dymisji. Podobną decyzję mógłby podjąć nawet w przypadku remisu. Ale na korzyść Holendrów działa system eliminacji. Nawet trzecie miejsce - a na takim obecnie się znajdują - daje prawo do gry w barażach.
To kolejna drużyna z grupy A. W środę w domowym sparingu z Brazylią polegli 0-4. Ten mecz był jedynie potwierdzeniem ich problemów. Dla Turków ich ucieleśnieniem jest postać selekcjonera, Fatiha Terima.
- Tak długo jak Gokhan Tore jest częścią zespołu, Hakan nie będzie grał dla reprezentacji - stwierdził miesiąc temu Huseyin Calhanoglu. To ojciec Hakana, obecnie największej gwiazdy tureckiej piłki. Dlaczego? Rok temu po meczu z Holandią Tore miał grozić Calhanoglu oraz Omerowi Toprakowi bronią w hotelu. Terim miał go już nigdy nie powołać. Ale danego słowa nie dotrzymał. Wziął Tore do kadry na październikowe mecze, wobec czego Calhanoglu i Toprak odrzucili powołania. Turecka federacja ich absencję tłumaczyła wtedy "problemami zdrowotnymi".
Na listopadowe mecze nie wziął ich Terim, choć Calhanoglu stwierdził, że "oczekiwał powołania, znajduje się w dobrej formie i nie jest kontuzjowany". Terim popełnił podwójny błąd - pokazał swoją niekonsekwencję oraz zrezygnował z czołowych piłkarzy swojej reprezentacji.
Ale to nie jego jedyne grzechy. Znacznie poważniejszym jest "zacofanie taktyczne", o co oskarżają go tureccy kibice. Ich zdaniem zatrzymał się w rozwoju trenerskim na początku XXI w., tak jak i cały turecki futbol. To wtedy odnosili swoje największe i ostatnie sukcesy. W 2000 roku Galatasaray wygrał Puchar UEFA oraz Superpuchar Europy pokonując w finałach Arsenal oraz Real Madryt. Dwa lata później Turcy zaszokowali cały świat zdobywając brąz na mistrzostwach świata. Od tego czasu tylko raz zagrali na wielkim turnieju. Na Euro 2008 - prowadzeni przez Terima - doszli do półfinału. Ale za tym występem nie poszły dalsze sukcesy, potencjał został zaprzepaszczony.
Wątpliwości budzi również jego selekcja. W samej Bundeslidze gra 19 Turków, ale na najbliższe spotkanie z Kazachstanem Terim powołał jedynie trzech piłkarzy grających poza Turcją - Kaana Ayhana (Schalke), Ardę Turana (Atletico Madryt) oraz Mevluta Erdinga (Saint-Etienne, choć zamiast w ataku zdarza mu się wystawiać go na skrzydle). - Turcy muszą zaakceptować stan faktyczny, w najbliższych latach nigdzie nie zajdziemy - "uspokoił" kibiców Terim. Jego podopieczni jak do tej pory przegrali z Islandią (0-3), Czechami u siebie (1-2) oraz zremisowali z Łotwą (1-1).
Bośniacy mieli podbić Brazylię swym ofensywnym stylem gry, ale odpadli już w fazie grupowej. Od tej pory selekcjoner Safet Susić jest cały czas krytykowany. Na mundial powołał tylko dwóch napastników, a na najbliższy mecz z Izraelem... żadnego. - Barcelona czasami gra bez niego, nawet Bayern Monachium i jakoś nadal grają ofensywną piłkę - tłumaczy Susić.
Kontuzji doznał Vedad Ibisević, a w ostatniej chwili jego los podzielił Edin Dżeko. - Bez niego w Izraelu liczę na remis - stwierdził Susić. A co mówią jego podopieczni? - Musimy wygrać w Izraelu. Musimy nadrobić stratę po porażce z Cyprem - powiedział Haris Medunjanin. Minimalizm Susicia nie podoba się nikomu. A co gorsza kilka dni temu, gdy absencja Dżeko nie była jeszcze w 100 proc. pewna, stwierdził w bośniackich mediach, że "nie ma planu B" na wypadek jego nieobecności. Właśnie za to dostało mu się po nieudanym mundialu, gdy nie potrafił zmienić niczego w grze swojego zespołu i w Bośni nawoływano do jego zwolnienia (choć Bośniacy zostali skrzywdzeni przez sędziego w meczu z Nigerią). Urazów w kadrze jest więcej. Nie zagrają Sead Kolasinac, Sejad Salihović, Avdija Vrsajević czy Tino-Sven Susić (siostrzeniec selekcjonera). Safet Susić na tyle boi się kontuzji, że odwołał czwartkowy trening. Bośniacy po porażce u siebie z Cyprem (1-2) oraz remisach z Walią i Belgią są na piątym, przedostatnim miejscu w grupie. Kolejna wpadka może ich drogo kosztować.
Po mundialu z prowadzenia reprezentacji Szwajcarii po sześciu latach zrezygnował Ottmar Hitzfeld. Jego następca, Vladimir Petković jak na razie nie radzi sobie najlepiej. W debiucie w meczu o punkty przegrał na własnym boisku z Anglią (0-2), ale o wiele bardziej bolesna była wyjazdowa porażka ze Słowenią (0-1). Jedyne punkty w tych eliminacjach to zasługa zwycięstwa z San Marino (4-0). Jeśli Szwajcarzy chcą zająć jedno z dwóch pierwszych miejsc - premiowane bezpośrednim awansem - nie powinni się już więcej potykać. A na pewno nie z Litwą na własnym boisku (mecz w sobotę).
Petković obecnie ma problemy z obroną. W związku z kontuzjami z Litwą oraz Polską (sparing we wtorek we Wrocławiu) nie zagrają Fabian Lustenberger (Hertha), Sylvain Widmer (Udinese) oraz Philippe Senderos (Aston Villa). Ale istnieje również inny, zdecydowanie większy problem. - Na chwilę obecną nie wszyscy grają regularnie w swoich klubach - stwierdził Petković w jednym z wywiadów. Trafił w sedno. Josip Drmić w Norymberdze strzelał na potęgę, ale po przejściu do Bayeru Leverkusen dba głównie o to, by ławka rezerwowych nie była za zimna. W podstawowym składzie wyszedł tylko raz. W podobnej sytuacji znajduje się Xherdan Shaqiri w Bayernie Monachium; regularnie plotkuje się o możliwym odejściu z zespołu mistrza Niemiec. Dopiero ostatnio w Hercie Berlin zaczął regularnie występować Valentin Stocker.
Grecy już chcieliby zwolnić Claudio Ranieriego. Kadra prowadzona przez Włocha zwolnionego z AS Monaco fatalnie rozpoczęła te eliminacje. Przegrała u siebie z Rumunią oraz Irlandią Północną. Na wyjeździe zremisowała z Finlandią. Wyspy Owcze to idealny rywal na przełamanie, ale nawet zwycięstwo nie uciszy spekulacji wokół jego osoby. Krytykowany jest za taktykę oraz selekcję - na najbliższe mecze nie powołał Kostasa Mitroglou oraz Giorgiosa Samarasa. Ale trzeba też pamiętać o tym, że przejął kadrę z której po wielu latach odeszli Giorgios Karagounis (139 występów w kadrze) czy Kostas Katsouranis, a niepowołany Mitroglou znajduje się w słabej formie. Przecież to jego bramki w barażach z Rumunią rok temu (trzy z czterech w dwumeczu) dały Grekom awans na mundial. Tam odpadli w 1/8 finału po rzutach karnych z Kostaryką.
Ranieri chce nieco odmłodzić reprezentację i zmienić jej styl gry, ale nie jest to łatwe zadanie. Grecy od ponad dekady grają w charakterystycznym stylu - stawiają na niezwykle szczelną defensywę, a bramki najchętniej zdobywają po stałych fragmentach gry. Włoch chce, by ten styl nieco ewoluował, ale Wasilis Torosidis ostatnio stwierdził, że Grecy go nieco zatracili.
A grecka federacja na pomoc Ranieriemu zatrudniła wspomnianego już Karagounisa (dawniej grał we włoskim Interze). Pełni on rolę pośrednika pomiędzy selekcjonerem a piłkarzami.