Wszystkie osobliwości fazy grupowej Euro 2012

Polsko-ukraińskie mistrzostwa są fantastyczne, nie brakuje im ani dramaturgii, ani niespodzianek, ani pięknych bramek. Ale przede wszystkim są niezwyczajne. Oto dziewięć osobowości Euro 2012.

Osobliwość pierwsza: gole

To się na turniejach nie zdarza. Nie musieliśmy znieść ani jednego bezbramkowego remisu, tak nielubianego przez fanów przeliczających atrakcyjność widowiska na częstotliwość wpadania piłki do siatki, żadna drużyna nie wyjedzie też z turnieju z zerowym kontem. Nastanie wystrzałowej ery futbolu, obfitującej w snajperów trafiających w tempie z lat 50., ogłaszałem już w ?Gazecie? kilkakrotnie - odwoływać niczego nie muszę, duch mistrzostw jest tak przychylny dla napastników, że nawet niezgułowaty Nicklas Bendtner potrafił przyłożyć dwoma golami Portugalii.
Co zaskakujące, do ćwierćfinałów awansowały reprezentacje z wyrwą na środku ataku - Czechy, Grecja, Portugalia - natomiast odpadli ci, którzy przywieźli atak teoretycznie największego kalibru. Holendrzy wystawiali króla strzelców Bundesligi Klaasa Jana Huntelaara (48 goli w 47 meczach Schalke we wszystkich rozgrywkach) oraz króla strzelców ligi angielskiej Robina van Persiego (37 goli w 48 meczach Arsenalu we wszystkich rozgrywkach). Odpadł też najlepszy być może atakujący pierwszej rundy Zlatan Ibrahimović. Pożegnał się godnie, typową dla siebie akrobacją, która pomogła Szwedom pokonać Francję.

Osobliwość druga: rzuty karne

Nie było ich, nie padł z nich ani jeden gol, co każe jeszcze bardziej docenić strzeleckie osiągnięcia finalistów turnieju. Kibice lubią, kiedy powodzenie przynoszą ofensywne akcje, jedenastka staje się wydarzeniem właściwie tylko wtedy, gdy zostanie obroniona. Na Euro 2012 jedyną obronił nasz Przemysław Tytoń, najpewniejszy obok Ikera Casillasa, Martina Stekelenburga, Manuela Neuera i Gianluigiego Buffona bramkarz mistrzostw.

Osobliwość trzecia: polskie piękno

Nie wiadomo, czy Kuba Błaszczykowski strzelił najładniej, bo zachwyciły też nożyce Mario Balotellego oraz pięta Danny'ego Wellbecka, a jego odpalona z dystansu bomba należy jednak do innego gatunku. Ale już to jest niezwykłe, że bramkę Polaka można zgłaszać do konkursu na najpiękniejszą - nie zdarzyło od 1982 roku, wtedy na mundialu efektownie dokazywał Zbigniew Boniek. Na poprzednim Euro 2008 atrakcji mieliśmy ubóstwo. Nie dość, że jedynego gola Roger Guerreiro strzelił dla nas ze spalonego, to jeszcze urządziliśmy dziką awanturę Howardowi Webbowi za słuszne podyktowanie karnego dla Austrii. Wtedy był obciach, teraz przynajmniej trochę drobnych przyjemności.

Osobliwość czwarta: Holandia

Przegrała wszystkie mecze, z okrąglutkim zerem wyjeżdża z turnieju po raz pierwszy w historii. Na częściowe usprawiedliwienie wypada jednak przypomnieć, że nie przeżyła najbardziej śmiercionośnej grupy śmierci, jaką widział futbol reprezentacyjny. Tworzyły ją wyłącznie drużyny z czołowej dziesiątki rankingu FIFA - Niemcy (3. miejsce), Holandia (4.), Dania (9.) i Portugalia (10.).
Klęskę Pomarańczowych zrozumieć jednak niełatwo, przecież wymienionych wyżej strzelców wyborowych wspierał najbardziej przebiegły bodaj rozgrywający fazy grupowej. Wesley Sneijder wreszcie wydobył się z wielomiesięcznej zapaści, wizjonerskie podania rozdawał znakomicie, w normalnych okolicznościach zostałby królem asyst. Nienormalne okoliczności miały na nazwisko van Persie. A może i miały kilka nazwisk, bo Holendrzy solidarnie pudłowali na potęgę.

Osobliwość piąta: Cristiano Ronaldo

Nie, wcale nie piję do tego, że znajduje w przerwie czas, by zmienić fryzurę, a przed rzutami wolnymi rozstawia nogi szerzej niż westernowy rewolwerowiec. On wreszcie na reprezentacyjnej imprezie lansuje się na boisku grą!
Zaczął Portugalczyk byle jak, czyli w swoim stylu. Dotąd ten wybitny piłkarz klubowy, a zarazem przeciętny reprezentacyjny, klasę zademonstrował tylko na Euro 2004, gdy nie obciążały go jeszcze wycieńczające obowiązki ligowe. Na mundialu w 2006 r. jedynego gola wtłukł Iranowi z rzutu karnego, a zapamiętaliśmy go bardziej dlatego, że bez jego popisów Wayne Rooney nie zakończyłby turnieju czerwoną kartką. Na Euro 2008 jedynego strzelił w grupowym meczu Czechom. Wreszcie na mundialu w 2010 r. ugodził tylko Koreańczyków z Północy, gdy cała drużyna wbiła goli aż siedem. Nędza. Ba, w eliminacjach do tego ostatniego turnieju nie włożył ani jednej bramki i nie przemycił ani jednej asysty! On, jednoosobowa eskadra urządzająca dywanowe naloty na pola karne wszystkich rywali Manchesteru United oraz Realu Madryt!
Na Ukrainie rozhulał się w trzecim, decydującym meczu. Strzelał gole i w słupki, zmyślnie podawał, w wygranych pojedynkach - dryblerskich, biegowych, powietrznych - zaimponował zwierzęcą siłą i agresją. To jest gracz monstrum, zdolny pociągnąć Portugalią do finału, choć nie wiemy, czy Holendrzy jednak mu nie pomogli, bo wolnej przestrzeni na tyłach zostawili mnóstwo.

Osobliwość szósta: awans Anglii

Wyznaję bez wstydu, że skazywałem ją na dno grupowej tabeli, i to nie tylko ze względu na zatrucie wspomnieniami z mundialu w 2010 roku (pokonała tylko Słowenię, w 1/8 finału rozjechali ją Niemcy) oraz eliminacji do Euro 2008 (nie zakwalifikowała się). Bałaganili wyspiarze niesłychanie. W lutym stracili selekcjonera, o nominowaniu następnego przypomnieli sobie tuż przed turniejem, chmarę piłkarzy skosiły kontuzje, po wybrykach Johna Terry'ego pozbyli się defensywnej opcji o imieniu i nazwisku Rio Ferdinand, nawkładali do kadry graczy z nałogowo przegrywającego Liverpoolu, dwie kolejki musieli wytrwać bez Wayne'a Rooneya. Z każdym dniem ich mizerne szanse jeszcze mizerniały, aż przygnieceni kłopotami Anglicy doszli do sensacyjnego wniosku, że tym razem reprezentacja nie ma szans na złoto.
I z gry ludzi Roya Hodgsona na Euro 2012 nie sposób wyczytać, że ma. Na inaugurację z Francją obie strony zagrały bojaźliwie i ospale, Szwecję pokonali po meczu wyładowanym defensywnymi, jakby powiedział Jan Tomaszewski, wielbłądami, Ukraina mogła ich roznieść na strzępy. Ale jej bramkarz Andrij Pjatow też postanowił poudawać wielbłąda i sprezentował gola Rooneyowi, a potem żaden z pięciu sędziów nie zauważył, że po strzale Marko Devicia Terry wybił piłkę już z bramki, i wyspiarze zagrają w ćwierćfinale. Zdobędą pierwszy medal po 1996 roku właśnie teraz, gdy mieli mniej powodów niż kiedykolwiek, by w niego wierzyć? Futbol przestanie być grą, w której 22 facetów biega za piłką, a na końcu zawsze przegrywają Anglicy? Skoro wyrósł im między słupkami kandydat na najlepszego bramkarza mistrzostw, to naprawdę wszystko jest możliwe.

Osobliwość siódma: słaby Piszczek

Przywykliśmy, że wraz z Lewandowskim i Błaszczykowskim rządzą w Bundeslidze, że stali się Bońkiem rozmnożonym do trzech Bońków, czyli rozpoznawalnymi w Europie ludźmi mającymi fundamentalny udział w triumfach renomowanego klubu okładającego wszystkich konkurentów w czołowej lidze na kontynencie. W euforii zapominaliśmy, że Piszczek w wersji dortmundzkiej mógł się w ataku zatracać o tyle beztrosko, że ubezpieczali go skrupulatni Mats Hummels, Neven Subotić czy Sebastian Kehl, a pierwszy z nich uchodzi za stopera nadzwyczajnie zdolnego, na miarę przyszłego giganta na swojej pozycji. W kadrze wsparcia nie miał, do przodu wyrywał rzadziej, w obronie dawał się wyprowadzać w pole częściej. Plotki o transferze do Realu Madryt ucichły.
Wsparcia nie miał też, nawiasem zaznaczając, Lewandowski. Rozegrał naprawdę dobry turniej, obrońców zamęczał w fizycznej walce niemożliwie, był najczęściej - 16 razy - faulowanym zawodnikiem fazy grupowej. Niestety, był też zbyt często odizolowany z przodu od reszty zespołu.

Osobliwość ósma: brzydka Hiszpania

Narzekają na grę mistrzów świata i Europy wszyscy, zresztą w meczu z Chorwacją piłkarze Vicente del Bosque balansowali na krawędzi, od odpadnięcia dzieliło ich zaskakująco niewiele. Zarazem jednak królują we wszystkich podstawowych danych - strzelili najwięcej goli, a stracili najmniej, oddali najwięcej strzałów i najwięcej strzałów celnych, wykonywali najwięcej rzutów rożnych, najczęściej podawali, w podaniach mieli najwyższą precyzję. Może trudniej im usatysfakcjonować publikę, bo oceniają ich ludzie zdemoralizowani comeczową paradą atrakcji oferowaną przez Real i Barcelonę?

Osobliwość dziewiąta: styl polski

Zazwyczaj najgorszy był właśnie styl. Odpadaliśmy w żałosnym, nigdy nie zapomnę, jak podczas mundialu w 2002 roku pewien Argentyńczyk - doświadczony dekadami pasjonowania się piłką, znał się na niej wspaniale - podniósł pyłek z podłogi autobusu i oświadczył, że naszych graczy widzi w takich właśnie rozmiarach, że na trwającym właśnie turnieju widzi tylko jedną słabszą drużynę - Arabię Saudyjską, poharataną wówczas przez Niemców ośmioma golami (perorował jeszcze przed zwycięskim meczem o honor z USA).
Teraz trochę jednak przeżyliśmy, naród na przeszło tydzień dał się porwać, mistrzostwa jednak zapadną nam w pamięć. Wiecie, że nasi piłkarze oddali na Euro 2012 więcej celnych strzałów niż Niemcy, Holendrzy, Anglicy i jeszcze kilka drużyn? Wiecie, że generalnie częściej od naszych uderzali tylko piłkarze sześciu reprezentacji? Ten turniej jest jeszcze bardziej osobliwy niż nam się zdaje...

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.