Euro 2016. Niemcy - Francja. Półfinał nieomylnych

Ten szlagier powinni w zasadzie wygrać i Niemcy, i Francuzi. Bo przecież obaj rywale są podczas Euro 2016 skazani na złoto.

Awanturka po ćwierćfinale z Włochami - zwycięskim dopiero po niesamowitym, pełnym osobliwych zachowań piłkarzy konkursie rzutów karnych - uzmysławia, że ludziom niemieckiego futbolu kompletnie zakręciło się w głowie. Reprezentacja od lat wygrywa i porywa stylem gry, a oni zastanawiają się, czy trener Joachim Löw zna się na swojej robocie.

Niemiec zawinił, ponieważ w meczu z Italią skopiował ustawienie rywali, upychając w podstawowym składzie trzech stoperów. I zdaniem Mehmeta Scholla - niegdyś piłkarza reprezentacji, dzisiaj eksperta publicznej telewizji ARD - zachował się w sposób urągający godności mistrzów świata, którzy powinni sami decydować, jak przebiega gra. Zwłaszcza gra z Włochami przeżywającymi kryzys, z zasobami kadrowymi uboższymi niż kiedykolwiek wcześniej. Dyskusja była na tyle głośna, że sprowokowała niemiecką federację do rozesłania oficjalnego stanowiska objaśniającego taktyczne wybory Löwa.

To wszystko uzmysłowiło też, jak niebotyczne wymagania można stawiać reprezentacji w kraju wyższej futbolowej kultury. Niemcy potrafią publicznie kwestionować nieomylność - pomińmy sensowność zarzutów - selekcjonera, który od dekady wyłącznie zwycięża. Na mundialu 2006 pełnił formalnie funkcję asystenta Jürgena Klinsmanna, ale zdaniem wtajemniczonych to on zaprojektował porywający styl Niemców, którzy zdobyli brąz. Na Euro 2008 już samodzielnie poprowadził piłkarzy do srebra. Na mundialu 2010 znów zatrzymał się dopiero w półfinale, podobnie jak na Euro 2012. Aż nadszedł mundial 2014 - ze złotem poprzedzonym spektakularnym 7:1 z Brazylią. Wraz z trwającym Euro 2016 mamy sześć turniejów z rzędu na poziomie medalowym, czyli wyczyn absolutnie bezprecedensowy w całej historii piłki nożnej.

Teraz też Niemcy suną przez turniej skazani na sukces. - Przyjechaliśmy tu nie po to, żeby wygrywać z Włochami, lecz po to, żeby wygrać złoto - wzruszał ramionami Oliver Bierhoff. Dyrektor reprezentacji bagatelizował ćwierćfinałowy wynik, choć drużyna uciekła od swojego najgłębszego kompleksu, wszak Italii nie pokonała na turnieju nigdy pomimo prób podejmowanych od 54 lat. I na razie wspina się do kolejnych rund w nienagannym stylu - gdyby nie gol wbity z rzutu karnego przez Leonardo Bonucciego (zaczęło się od pecha Jerome'a Boatenga, piłka uderzyła w jego ręce), nie straciłaby jeszcze bramki. Przez 480 minut gry.

Przed półfinałem do obmyślania alternatywnych wariantów zmuszają Löwa okoliczności. Obrońcę Matsa Hummelsa odebrała mu dyskwalifikacja za żółte kartki, a niesamowitego w meczu z Włochami napastnika Mario Gómeza oraz pomocnika Samiego Khedirę - kontuzje. Naruszone zostały wszystkie formacje, w dodatku leczy się także Bastian Schweinsteiger. Również dlatego Francuzi spotężnieli do roli faworytów.

Oni właśnie dali imponujący popis ofensywnej werwy. Islandii - dotąd świetnie zorganizowanej i zdyscyplinowanej - przyłożyli w ćwierćfinale pięcioma golami, a niewykluczone, że gdyby nie poczuli się zanadto zrelaksowani, to urządziliby rywalom piekło. I jak Niemcy budzą szacunek porządkiem w tyłach, tak gospodarze podbijają Euro tercetem, który przewodzi rankingowi snajperów - najbardziej błyskotliwym uczestnikiem turnieju Dimitrim Payetem, naturalnym kandydatem na króla strzelców Antoine'em Griezmannem, fantastycznie wydajnym w reprezentacji Olivierem Giroudem. Ten ostatni bez ustanku powtarza, iż w Manuelu Neuerze w żadnym razie nie widzi "muru nie do przebicia", a traktować go wypada o tyle poważnie, że w sześciu meczach pokonał niemieckiego bramkarza pięciokrotnie.

On reprezentuje zupełnie inną sportową kulturę, od Francuzów kilkakrotnie podczas turnieju słyszałem, że nie uważają się za kraj piłki nożnej - kręci ich przede wszystkim rugby, złoto wzięte na Euro dałoby im raczej przyjemność niż ekstazę. Jeśli to prawda, tym większy respekt budzi dorobek Trójkolorowych. Ilekroć bowiem organizują po wojnie mistrzostwa, rozprawiają się ze wszystkimi - w 1984 r. zostali najlepsi na kontynencie, a 1998 r. najlepsi na świecie. Co więcej, na swoich trawach pozostają nietykalni, ich fantastyczny dorobek na turniejach u siebie składa się z 15 zwycięstw oraz dwóch remisów. Tak, tylko o Francuzach można rzec, że są jeszcze bardziej od Niemców skazani na sukces.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.