Euro 2016. Polska - Portugalia. Krychowiak: Przegraliśmy o centymetry. Trochę więcej świeżości, trochę więcej ryzyka i mogło nie być karnych

- Turniej był dość udany, ale bez przesady, gdzie tu powód do euforii? Granicę sukcesu wyznaczał mecz z Portugalią. Gdybyśmy go wygrali i awansowali do półfinału, stałoby się coś wyjątkowego. Ćwierćfinał jest po prostu dobrym wynikiem - mówi Sport.pl o Polsce w Euro 2016 pomocnik reprezentacji Grzegorz Krychowiak

Paweł Wilkowicz: Słyszałem od ludzi ze sztabu kadry, że poranek w La Baule po meczu z Portugalią był fatalny: wszyscy załamani, rozdrażnieni, zmęczeni. Nie chcieliście zostawać jeszcze na dzień w hotelu, poprosiliście żeby już zakończyć zgrupowanie.

Grzegorz Krychowiak: - Nawet nie było kiedy przeanalizować Euro: z lotniska do hotelu, krótki sen i wyjechaliśmy z La Baule. Jeszcze nie rozpamiętywaliśmy wspólnie tego co się stało. Nie wyszło i niedosyt jest ogromny. My mieliśmy naprawdę wielkie ambicje. I został nam niesmak po Portugalii. Mieliśmy możliwość powalczyć o lepszy wynik, były okazje. Nie przegraliśmy tego ćwierćfinału z zespołem, który nas stłamsił, zdominował. Przegraliśmy o centymetry. Trochę więcej świeżości, trochę więcej ryzyka i moglibyśmy ten mecz rozstrzygnąć przed karnymi. Zresztą, już nie pamiętam, kiedy ostatnio ktokolwiek nas stłamsił. Nauczyliśmy się grać z najsilniejszymi, mecze z Niemcami są najlepszym dowodem. Coś po tym ćwierćfinale uwiera, a jednocześnie jest do czego wracać: ten turniej pokazał nam, jak wiele już wypracowaliśmy, że szliśmy w dobrym kierunku. To dużo. Plusów jest więcej niż minusów. Zawsze po takich turniejach słychać było: zakończył się jakiś etap. I ruszała budowa od podstaw. A tutaj nic się nie zakończyło. Jesteśmy gotowi do eliminacji mundialu.

W którym momencie meczu z Portugalią Polska mogła zrobić więcej? Robert Lewandowski mówił pod szatnią to samo co pan: można było to załatwić bez karnych. Ale kiedy była najgododniejsza okazja do tego?

- Mówię o całym meczu. Uważam, że brakowało nam trochę szaleństwa, podjęcia ryzyka. Ale to wynikało z tego, że obydwa zespoły były już zmęczone turniejem. Nie wyglądaliśmy zbyt dobrze fizycznie, ani my ani Portugalczycy. I odnosiłem wrażenie, jakby obie strony były zadowolone z tego, że to się rozstrzygnie w karnych. Żeby było jasne: byliśmy bardzo dobrze przygotowani fizycznie, ale to był już piąty mecz, wcześniej dogrywka ze Szwajcarami w upale. Portugalczycy tez mieli problemy, organizmu nie oszukasz.

Polska z zasady nie podejmowała w tym turnieju zbędnego ryzyka. Z drużyny ataku staliście się podczas mistrzostw drużyną obrony.

- Takie były nasze priorytety. Przede wszystkim nie tracić bramek, grać w obronie bardzo uważnie, solidarnie. Uważam, że to jest odpowiednie podejście. Z tego i tak rodziło się bardzo dużo bramkowych szans dla nas. Brakowało nam momentami skuteczności, ale nikt do nikogo nie miał pretensji. Gdy kiedyś mieliśmy problem z traceniem goli, wtedy też nikt nie rozliczał czwórki obrońców, tylko cały zespół, bo cały musi odpowiadać za grę w obronie. Nasi napastnicy na Euro wykonali tytaniczną pracę w obronie. Tutaj wszystko trzeba było sobie wybiegać. I potem to się przekładało na grę ofensywną. Osłabiło ją. Ale i tak strzelaliśmy bramki, zdobyliśmy cztery. Oczywiście, mogło być więcej. Ale w każdym elemencie gra mogła być lepsza. Gdybyśmy tu we Francji wychodzili z radosnym nastawieniem, to pewnie strzelilibyśmy kilka bramek więcej, a punktów by od tego moim zdaniem nie przybyło. Ale akurat za Portugalię jesteśmy źli na siebie. Bo czuliśmy, jak blisko jest sukces. Tak niewiele zabrakło, żeby być w półfinale. Taka otwarta jest nasza strona drabinki w tym turnieju. To był akurat ten moment, kiedy mogliśmy bardziej zaszaleć w ataku.

To jaki wynik by was zadowolił? Półfinał?

- A dlaczego nie iść po wszystko?

Marzyło wam się by być nową Grecją, sensacją z 2004?

- W sporcie sens ma tylko nastawienie na sukces. A w tym turnieju tylko jeden zespół osiągnie sukces. Turniej jest w kraju, do którego mam ogromny sentyment. Nie było mi dane zagrać w Euro 2012, cieszę się że się udało we Francji którą uważam za drugą ojczyznę.

Waszą siłą we Francji była bardzo wyrównana jedenastka. Nieważne, czy piłkarz z Polski czy z wielkiego klubu, każdy doskoczył do wymaganego poziomu.

- Każdy zrozumiał swoją rolę. I to bardzo pomogło na boisku. Stworzyliśmy zgraną grupę, mocną we wszystkich elementach, od obrony po atak. Graliśmy z mistrzami świata jak równy z równym.

A jaki to był turniej dla pana?

- Nigdy nie oceniam siebie w oderwaniu od drużyny. Indywidualne osiągnięcia nie są ważne.

To inaczej: który rywal w pomocy zrobił na panu największe wrażenie?

- Na mnie największe wrażenie zrobili piłkarze reprezentacji Polski. Drużyna się rozwinęła, czyli jest dobrze. Teraz wymagania wzrosną. Kibiców wobec nas, nasze wobec siebie. Trzeba to wszystko potwierdzić w eliminacjach mundialu.

A tam będą przeciwnicy, którzy nie działają tak na wyobraźnię, a potrafią napsuć krwi (Polska zagra w grupie z Rumunią, Danią, Czarnogórą, Armenią oraz Kazachstanem). Trudno się będzie przeciw nim zmobilizować?

- Uważam, że nie wolno popadać w hurraoptymizm. Turniej był dość udany, ale bez przesady, gdzie tu powód do euforii? Granicę sukcesu wyznaczał mecz z Portugalią. Gdybyśmy go wygrali i awansowali do półfinału, stałoby się coś wyjątkowego. Ćwierćfinał jest po prostu dobrym wynikiem. Ale oceniamy go na chłodno.

A komu będzie pan teraz kibicować w turnieju?

- Będę śledził wyniki, ale raczej nie będę oglądać. Był czas na pracę, a teraz jest czas na wypoczynek i trzeba się zresetować z dala od piłki. Przygotować się do nowego sezonu.

Sezonu w nowym klubie, w Paris Saint Germain.

- Na razie bez komentarza na ten temat.

Zobacz wideo

Memy po meczu z Portugalią

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.