Łukasz Fabiański: Nie wiem, nie myślę w takich kategoriach. Nie chcę tego robić, bo jeszcze przede mną mam nadzieję sporo lat kariery. Potem sobie będę szeregował wszystkie rozegrane mecze, analizował. Cieszę się po prostu z tego, że awansowaliśmy.
Starałem się przede wszystkim zachować spokój. Wiedziałem, jak dobrze ułożoną lewą nogę ma Rodriquez i że może spróbować strzału w okienko. Byłem przygotowany. Tak samo było z sytuacją Erena Derdiyoka, jego uderzania głową. Koncentracja, szybka analiza, kontrola ustawienia, i tyle. Ja nie jestem z natury osobą, która chce wprowadzać nerwowość. Gdy Szwajcarzy zaczęli częściej stwarzać sytuacje, to się z tym pogodziłem, taka jest piłka nożna i taka moja praca. Zaatakowali z większą agresją, zaczęli nam zagrażać, ale my się przecież nieźle broniliśmy, nie mieli mimo wszystko wielu sytuacji, nie robili z nami co chcieli. Gol dla nich był dla nas sygnałem, że pora odzyskać kontrolę nad meczem.
Jeśli chodzi o wybór pierwszego bramkarza, ja czy Wojtek, podchodziłem do tego spokojnie. Starałem się zachować gotowość i pomagać drużynie.
Nie zwracałem na to uwagi. Na kibiców szwajcarskich też nie.
Pokazywał, ale jakoś mi nie poszło. Takie życie.