Zbigniew Boniek dla Sport.pl: Drużynie Nawałki brakuje tylko szaleństwa

Gramy dobrze taktycznie, przezornie, jesteśmy poukładani. Ale żeby wygrać coś poważniejszego, przydałoby się, żeby ktoś odpalił - mówi prezes PZPN, były reprezentant Polski, Zbigniew Boniek. W sobotę o 15:00 Polska gra ze Szwajcarią o ćwierćfinał Euro 2016. Relacja na żywo w Sport.pl i aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.

RAFAŁ STEC, MICHAŁ SZADKOWSKI: Jak pan przyjmuje opinię, według której Polska nic jeszcze nie osiągnęła, bo jest w szesnastce najlepszych drużyn w Europie? Czyli powtórzyła wynik z 2008 r., gdy w finałach brało udział 16 zespołów.

- Jeśli zbadamy, kto to mówi, okaże się, że są to ludzie sfrustrowani, wszystko widzący negatywnie, którym brakuje uśmiechu. Powiedzcie Holandii, Danii, Norwegii, Bośni i Hercegowinie, Serbii, Grecji, Rosji i Ukrainie, że awans do 1/8 finału nic nie znaczy. Coś trzeba było zrobić, by tu się dostać. Zaczynając od tego, że trzeba było zająć drugie miejsce w jedynej grupie eliminacyjnej, która wprowadziła do fazy pucharowej Euro trzech przedstawicieli.

Do UEFA należy 55 krajów, kiedyś - 30. Nie było grup eliminacyjnych, o awansie decydował mecz i rewanż. I jak to porównywać?

Który moment fazy grupowej był kluczowy?

- Od początku byliśmy przekonani, że z tej grupy wyjdziemy. Ale ludzie w kadrze i wokół niej są bardzo przezorni. Nie powiedzą, że rywale to kelnerzy, że będzie łatwo. Ja też zawsze podchodziłem do meczów w ten sposób. Jeśli człowiek od początku spodziewa się, że będzie łatwo, psychicznie jest zbyt rozluźniony, na boisku trudno jest to zmienić. Gdy w 20. minucie orientuje się, że coś, co miało być łatwe, jest trudne, jest już za późno. Dlatego najlepiej do każdego rywala podchodzić tak, jakby to byli mistrzowie świata.

Przez 70-80 minut nie pozwoliliśmy północnym Irlandczykom grać w piłkę. W ostatnim kwadransie zachowaliśmy się zgodnie ze starym scenariuszem, który mówi, że kto nieznacznie prowadzi, ten w końcówce się cofa, żeby nic złego już mu się nie stało.

Co się panu najbardziej podobało w reprezentacji?

- Nie to, co robiła na boisku, ale to, jak wygląda poza nim. Niełatwo być razem od połowy maja niemal bez przerwy, a oni wciąż się sobą bawią, jest bardzo przyjemnie. Na treningach widzę dużo energii, chęci, radości. A jak jest frajda, to znaczy, że nie ma zmęczenia psychicznego. Popatrzcie na Zlatana Ibrahimovicia. Trzymał fason, bo to jego ostatni turniej w karierze, ale było widać, że jest znużony. Koszulka dojechała, ale Zlatan - nie. W trzech meczach niemal nic nie zrobił, po jego uderzeniu padła tylko bramka samobójcza. Piłkarze dobrze się czują z trenerem. Słuchają go. Na boisku grają, jak chce Nawałka. Teraz trzeba do tego dołożyć szaleństwo. Żeby ktoś strzelił dwa gole z 20 metrów albo hat tricka. To robi różnicę. Drużyna jest ułożona, przydałoby się jeszcze, by ktoś odpalił. To nie musi być Lewandowski, tylko w bajkach jest tak, że zawsze strzela ten, na którego wszyscy stawiają. Gdyby Arka Milika piłka słuchała i miał więcej szczęścia, mógłby mieć już dwie--trzy bramki.

Żeby wygrać coś poważniejszego, potrzeba czegoś ekstra, musi być bohater. Gramy dobrze taktycznie, jesteśmy poukładani. Nie przez przypadek nasi rywale w trzech meczach mieli jedną szansę do strzelenia gola - w pierwszej połowie meczu z Ukrainą bramce Fabiańskiego zagroził Jarmolenko. Potem kilka razy było już tylko zamieszanie wynikające ze stałego fragmentu gry.

Teraz trzeba do tego dołożyć coś dziwnego. Może Glik strzeli po rożnym? Krychowiak zza pola karnego? Grosik może się urwać, jest Kuba Błaszczykowski. Ktoś musi się wpasować.

Nie bał się pan o atmosferę, gdy trener zdecydował, że pierwszym bramkarzem będzie Wojciech Szczęsny, a nie Łukasz Fabiański? Ten ostatni nie zrobił nic, by stracić miejsce...

- ...a Wojtek zrobił wszystko, by je odzyskać.

Ale pamiętajcie, że nawet, gdyby zabrał na Euro trzech Thibautów Courtois, grać mógłby jeden. Łukasz nie był przeszczęśliwy, ale w La Baule jest także Artur Boruc. Na treningach wyłapuje takie strzały, że nie mam wątpliwości, że jest w genialnej formie.

To, jak piłkarze zareagowali na decyzję trenera, świadczy o tym, że ma u nich szacunek. Gdyby tak samo zachował się inny selekcjoner, dwóch spakowałoby się i wyjechało. A tutaj wszyscy przyjęli jego wybór spokojnie.

Kamil Grosicki mówił nam, że decyzji Waldemara Fornalika nie rozumiał, a gdy Nawałka coś zmienia, to wie dlaczego.

- Też mnie zdziwiło, gdy na mecze kończące eliminacje mundialu w Brazylii przyjechał Mariusz Lewandowski, którego nikt wcześniej nie widział. Lubię go i szanuję, ale nie wiadomo, skąd się tam wziął. Piłkarzowi trzeba pewne rzeczy wytłumaczyć, porządek jest najważniejszy. Na początku dziennikarze twierdzili, że Nawałce z tą grupą się nie uda, bo u niego jest dyscyplina, nie można gazety poczytać ani kawki wypić. A przecież na zgrupowanie przyjeżdża się do pracy. Trener decyduje, kiedy jest czas wolny, po treningu drużyna nie robi, co jej się podoba. Na zmianę mentalności trzeba było czasu, ale ta drużyna kupiła Nawałkę w 100 proc. Jego idee, styl pracy, sposób zachowania się, rozmowy.

Czyli mamy już trenera na eliminacje mundialu w Rosji.

- Nie rozmawiałem o tym z Adamem. Kontrakt wygasa w lipcu. Chciałbym, by pozostał selekcjonerem, ale musimy usiąść i zobaczyć, czy on chce. Wydaje mi się, że tak, ale nie ma co wykonywać ruchów z dużym wyprzedzeniem, tym bardziej przy naszej relacji. Od lat jesteśmy dobrymi kolegami, nie ma potrzeby, byśmy co pięć minut o tym rozmawiali. A jeśli przyjdzie np. Ukraina i da mu kilka milionów euro? Albo ktoś inny? To byłaby jego życiowa szansa.

Lewandowski po meczu z Ukrainą machnął ręką na zmarnowaną okazję na gola, mówił, że najgorsze jest to, że tych szans nie ma.

- Robert nie jest naszym problemem, tylko problemem rywali. Gdyby strzelił gola, byłoby mu łatwiej, bo wszyscy od niego tego oczekują. Tego nie da się zmienić - jeśli jeden z najlepszych snajperów na świecie nie strzela, wszyscy na niego szczekają. Ja widzę go jednak pozytywnego, zasuwającego, wpływającego na całą drużynę.

Można powiedzieć, że na Euro dostaliśmy się dzięki atakowi, ale awans do 1/8 finału zawdzięczamy obronie. Nawałka planował taką zmianę przed Euro?

- Piłkarze bardzo ciężko pracowali podczas zgrupowań nad tym, aby nie tracić goli. Pamiętajcie, że w eliminacjach graliśmy z innymi rywalami. Tam trzeba było zgarniać punkty, tam lepiej jeden mecz przegrać i jeden wygrać, niż dwa zremisować. Tutaj wychodziło nam z wyliczeń, że z trzema remisami też można awansować do 1/8 finału. A teraz zaczyna się faza, w której nie chodzi o to, żeby zdobywać punkty, tylko żeby nie przegrywać. Jeśli nie stracisz gola, w najgorszym wypadku dojdziesz do rzutów karnych.

Mecz ze Szwajcarią nie wydaje się panu kandydatem na mocne 0:0?

- Nie. I wolałbym mierzyć się w 1/8 finału z drużyną o wyższej marce. Z Francją, Hiszpanią, Włochami mielibyśmy alibi. Ludzie zobaczyliby, że graliśmy dobrze, i zrozumieliby, jeśli się nie uda. Szwajcaria nie daje alibi - rywal trudny, ale każdy uważa, że do pokonania. Nie przyjechaliśmy jednak do Francji, by budować alibi, tylko wygrywać.

Największym zaskoczeniem fazy grupowej był Michał Pazdan?

- Nie. Nigdy nim nie był. Gdy Adam powiedział mi, że go powołuje, odpowiadałem, że to najlepszy możliwy ruch, bo to bardzo inteligentny zawodnik. A gdy obrońca myśli, poradzi sobie. Pazdan może mieć problemy, gdy za rywala będzie miał dwumetrowca. Jeśli dostanie kogoś w ramach swoich warunków fizycznych, da radę. Jest upierdliwy, ciągle siedzi na krzyżu, wyprzedza, jest skoncentrowany, lubi asekurować kolegów w obronie. Był niedoceniany, ale niesłusznie.

Ale do reprezentacji wskoczył późno.

- Bo Nawałka nie lubi zmian. Adama trzeba przekonać, to nie jest trener, który kombinuje, działa na zasadzie: uda się albo nie.

Piotr Zieliński największym rozczarowaniem?

- Trzeba jasno powiedzieć: najlepiej w meczu z Ukrainą nie zagrał. Ale ja jestem od tego, żeby młodych bronić, każdy z nas za młodu miał mecze słabsze, w których nie wszystko nam wychodziło. Nie był to dla niego łatwy mecz, bo grał za Lewandowskim, a nie dostawał podań ze środka pola i z każdą minutą coraz bardziej się frustrował, biegał bezproduktywnie. Nie było to jednak jego ostatnie spotkanie, dostanie jeszcze wiele szans. Jesteśmy z nim, niech się odbudowuje, nie wiadomo, czy jeszcze na Euro nie będzie musiał wejść w końcówce i coś zmienić. Po meczu było mu przykro, ten chłopak kocha piłkę. I trzeba go bronić. Piłka byłaby zbyt prosta, gdyby w każdym meczu pokonywało się kolejny szczebel.

Widział pan Szwajcarów?

- Znam ich, niebezpieczny zespół. Grają szybko, dobrze wyszkoleni technicznie. Ale to drużyna, z którą możemy walczyć jak równy z równym.

Johan Djourou może być potencjalnie najlepszym rywalem dla Lewandowskiego.

- Nie ma co go podciągać na duchu. Zacytujecie mnie, bank informacji Szwajcarów przetłumaczy, że prezes PZPN go nie ceni, i chłopak będzie miał dodatkową motywację. Dziś dochodzi do paranoi, drużyny kręcą z wieżowców treningi rywali.

W La Baule na początku powiesiliście nad trybuną płachtę, żeby nikt nie podglądał treningów.

- Jeśli zespół ma pięć wariantów wykonania rożnego i ktoś je podejrzy, to jest już zabezpieczony. Szpiegostwo piłkarskie istnieje.

Biała płachta pojawiła się, bo uznaliście, że z tamtego miejsca można za dużo zobaczyć?

- Pojawiła się, bo chcieliśmy żagiel z trybuny zrobić, żeby odpłynęła.

Podoba się panu Euro?

- Tak. Mam tylko zastrzeżenia do postawy Francuzów. Gdybyśmy my organizowali ten turniej, nie byłoby strajków, ludzie chcieliby promować kraj. A tutaj panuje tumiwisizm, niech się dzieje, co się dzieje. Można też narzekać na murawy, ale dojdziemy do tego, że stadiony planowane przez architektów świetnie wyglądają, ale zdarza się, że zapomina się o piłce nożnej, o tym, by słońce padało na trawę...

Ma pan żal do Francuzów?

- Piękny kraj. Ale Francja wyjdzie z tego turnieju z połamanymi kończynami. Zaprosiła Europę, a nikt nie czuje się tu gospodarzem. Przyjeżdża się do miejsca X z kierowcą, ale jeśli trzeba coś zrobić rano, trzeba szukać nowego, bo ten ma teraz 12 godzin odpoczynku. U nas ludzie chwaliliby się, że mogli pomóc. Pod pewnymi względami ME nietrudno zorganizować, jest przygotowany przez UEFA szablon. Otwarcie ma wyglądać tak i tak, mecze tak i tak. Ale ludzie i miasta dają dodatkowy bodziec, czego tutaj specjalnie nie widać.

Piłkarsko kto zrobił najlepsze wrażenie?

- W każdej kolejce ktoś inny. Po drugiej myślałem, że Hiszpanię będzie trudno ograć, ale w trzeciej przyjechali Chorwaci i dzięki talentowi, dzięki zarozumialstwu pokonali obrońców tytułu. We włoskiej telewizji widziałem narzeczoną Gianluigiego Buffona, która narzekała, że w jednej połowie drabinki grają prawdziwe drużyny, a w drugiej rywalizują kawalerowie z żonatymi. Ale tam jest Chorwacja, Belgia, Polska, Szwajcaria.

Trudno powiedzieć, kto się wyróżnia, na pewno nazwy nie grają. Francja męczyła się z Albanią i ze Szwajcarią. Niemcy grają swoje, wciąż utrzymują się przy piłce, ograć ich będzie ciężko. Belgia jest zespołem z potencjałem. Ale tam widać, że gdy np. na boisko wchodzi Dries Mertens, wszyscy są poobrażani. Szesnastu chciałoby grać. Już przed Euro mówiłem, że czarnym koniem będzie Chorwacja. Ale to taka drużyna, która w każdym momencie może oszaleć. A wtedy jest po nich. Nie ma żadnej gwarancji, że wygrają z Portugalią.

Raczej z Cristiano Ronaldo, on chce wygrywać mecze sam?

- Tam wszystko, co dzieje się na połowie rywala, zależy od niego. Kto by piłki nie dotknął, każdy patrzy, gdzie jest Ronaldo. Wszyscy są jego ministrantami. Gdy był w formie, załatwiał im wszystko, przecież dzięki niemu Portugalia pojechała na mundial w Brazylii. Ma wielki wpływ. Pozytywny i negatywny.

Lewandowski to piłkarz na jego poziomie, a jest człowiekiem drużyny. A Ronaldo oddał na tym turnieju 30 strzałów. Drugi w kolejności ma 17...

- Wiem, z jaką się zmaga presją. To młody chłopak, który topi się w pieniądzach, ale wciąż mu się chce, walczy. Nie jest mu łatwo, ale jestem po jego stronie, bo w każdym meczu dużo ryzykuje. Albo cały naród podniesie na duchu, albo wszyscy będą do niego mieli pretensje. Robert ma inną inteligencję, kulturę, jest wtopiony w zespół. Tylko mu pomaga, nawet jeśli nie strzela goli. A Ronaldo jeśli nie trafia, to przeszkadza, bo wszyscy grają na niego. Jeśli my wygramy 3:0, ale Lewandowski nie trafi, będzie tak zadowolony, jakby trafił. A jeśli Portugalia wygra 3:0, ale Ronaldo nie strzeli, to on będzie się czuł, jakby przegrał 0:3.

Polska wygra Euro? Łatwa ścieżka do finału? [SPRAWDŹ SAM!]

Zobacz wideo

Wybierz z nami Miss Trybun Euro 2016! [GŁOSUJ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.