Euro 2016. Futbol nikogo nie wyklucza

Jesteście zmęczeni mistrzostwami Europy? Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i komentator Sport.pl, napisał do was list.

"Nie możemy już tego znieść", powiadacie. "W gazetach, w telewizji, w radiu i w internecie nic tylko piłka i piłka". "Boję się, że otworzę lodówkę i wyskoczy z niej Lewandowski. A jak nie Lewandowski, to Kapustka czy inny Pazdan". "'Piłkarze zjedli śniadanie', 'obserwuj samolot z reprezentacją' - kogoś tu kompletnie pogięło". "Z większości rozmów czuję się wykluczony: w pracy snuję się po kątach, bo wszyscy dyskutują o fatalnej trawie na jakimś głupim stadionie".

Są, oczywiście, i poważniejsze zarzuty, np. o dominację kultury maczystowskiej. Przed rozpoczęciem turnieju furorę w internecie robił poradnik dla kobiet, utwierdzający w gruncie rzeczy seksistowskie stereotypy. Ba, żebyż to "poradnik" - nazwano to "regulaminem" i sprowadzono kobiety do roli kelnerek ("posiłki wydajemy przed/w przerwie i po meczu" - głosił jeden z punktów), zakazywano im ruchu między kanapą i telewizorem albo łaskawie przyznawano nielimitowany czas na wyjścia do mamusi lub koleżanek. Tak, macie rację: cichym problemem Euro pozostaje lejący się strugami alkohol (te wszystkie reklamy piwa!) i jego potencjalne efekty społeczne, np. eskalacja domowej przemocy. Nie chcąc tego wszystkiego unieważniać, chciałbym jednak zwrócić uwagę na kilka aspektów piłkarskiego święta, które umykają zmęczonym i sfrustrowanym.

Dużo zabawy

Po pierwsze, mamy do czynienia ze świętem właśnie. Tysiące polskich kibiców, bawiących się na francuskich ulicach tak samo dobrze jak na stadionie, pojechało do Francji świętować. Można by nawet powiedzieć, patrząc na przekazy światowych mediów, że jak Islandczycy, Albańczycy czy Irlandczycy z północy, przynosimy zmęczonej Europie tchnienie świeżości i nadziei. Że w dobie nieufności, spoglądania spode łba czy tendencji do zamykania granic takie sceny, jak słynny już pojedynek na pieśni o Willu Griggu (Irlandczycy) i ogórku (my), są nie do przecenienia. Podobnie jak słowa pomocnika reprezentacji Polski Grzegorza Krychowiaka, dziękującego kibicom za oklaski dla hymnu niemieckiego ("Róbcie tak dalej, pokazujecie klasę w Europie").

Pozytywny przekaz

Po drugie, to trochę tak, jak z przyjazdem papieża: nie wszyscy muszą, i nie wszyscy zapewne pójdą go zobaczyć. Niektórym Kościół może się kojarzyć z grzechami jego poszczególnych członków - tak jak widziany z zewnątrz futbol może się kojarzyć ze stadionową przemocą, komercjalizacją, homofobią czy rasizmem. Ale przecież sam przekaz, z którym przyjeżdża papież, jest przekazem pozytywnym - i podobnie z piłką nożną: opowieść o odbywających się właśnie mistrzostwach Europy jest opowieścią o kulturowej różnorodności (jedna czwarta występujących tu piłkarzy albo samemu urodziła się w innym kraju niż ten, który reprezentuje, albo jest dzieckiem imigranta), o fair play, o wyrównaniu szans, o zdrowej ambicji i wytrwałości (prawie jedna trzecia bramek pada w końcówkach meczów), ale przede wszystkim o dobrej zabawie, przewijającej się przez wypowiedzi większości występujących tu piłkarzy. Robert Lewandowski jeszcze przed rozpoczęciem imprezy mówił w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", że jeśli po doświadczeniach poprzedniego Euro miałby coś radzić młodszym kolegom, to żeby się bawili; żeby nie myśleli, że to wielki turniej, że muszą coś zrobić dla kraju, tylko cieszyli się grą. To też znamienne: przed meczem z Niemcami żaden tabloid nie przebierał piłkarzy rywala w mundury Wehrmachtu albo pikielhauby. Opisywano to spotkanie jako starcie z wymagającym przeciwnikiem, mistrzem świata, ale wszystko odbywało się w kategoriach sportowych, nie politycznych.

Odpoczynek od polityki

To może najfajniejszy aspekt sprawy: w ciągu tych kilku tygodni odpoczywamy od wyniszczającego i kompletnie w gruncie rzeczy jałowego sporu politycznego. W telewizyjnych studiach jakby mniej oburzonego "ja panu nie przerywałem". Dyżurni hejterzy polskiego życia publicznego gdzieś się pochowali. Skądinąd: czy ktoś kiedykolwiek pytał o poczucie wykluczenia tych, którzy nie chcą brać na siebie niedobrej energii bijącej z ekranu, gdy pokazują tam kłócących się przedstawicieli politycznych plemion? O negatywne skutki społeczne oglądania wykrzywionych twarzy i słuchania złych słów? Tak, wiem, myśl, że Krystyna Pawłowicz i Stefan Niesiołowski wspólnie kibicują, byłaby jednak zbyt piękna, ale wolę już, jak z lodówki zamiast nich wyskakuje piłkarz.

A w lodówce tej poza tym - jak uczą Anna i Robert Lewandowscy - mamy same zdrowe rzeczy.

Zobacz wideo

Polscy piłkarze na przejażdżce rowerowej. Humory znakomite [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.