Euro 2016. Ondrej Duda zwycięski w meczu Słowacja - Rosja (2:1) [OKIEM ZA PIŁKARZEM]

Po strzeleniu gola w meczu z Walią pomocnik Legii Warszawa Ondrej Duda stał się najbardziej widocznym na Euro 2016 piłkarzem z polskiej ligi. W meczu z Rosjanami łatwo było go jednak przeoczyć.

W środowe popołudnie 21-letni Słowak zagrał od początku. Jego mentor Jan Kozak od zawsze głosował na Dudę. Kiedyś wprowadzał go jako nastolatka do składu ligowego słowackiego MFK Koszyce, teraz jest trenerem kadry i zastąpił Dudą w podstawowej jedenastce napastnika Michala Duriša. Wśród modnie wytatuowanych słowackich piłkarzy-twardzieli stojąc w rządku podczas hymnu nie odbiegał od normy, ale podczas gry nie był już tak widoczny jak choćby Marek Hamšik czy Władimir Weiss.

Słowacy przez większość meczu grali bez piłki i najmłodszego w ich składzie Dudę wysunęli w niby-presingu najbliżej obrońców rosyjskich. Miał zatem świetny widok na Wasilija Bierezuckiego i Siergieja Ignaszewicza, który między sobą wymienili ponad setkę bezużytecznych podań. Nie, żeby Duda coś przeszkadzał. Raczej w jednostajnym tempie biegał w stronę piłki, prawo-lewo, lewo-prawo

Przyspieszeń w jego grze nie było, nie ożywiał się też, kiedy Słowacy przejmowali piłkę. Niemrawo skakał do główek przy długich piłkach. Co ciekawe, w ataku wcale nie stawał się napastnikiem, ale wręcz dawał się minąć w ustawieniu skrzydłowym, a także grającemu z głębi pola Hamšikowi, zmieniając się w ofensywnego pomocnika, jak w Legii. Koledzy często go pomijali, ale kiedy był przy piłce, grał raczej asekurancko do najbliższego (11 podań o tyłu i sześć do przodu), choć miał w 10. minucie podanie kluczowe do strzału Hamšika (mocno niecelnego). No i strzał niecelny, choć prawdę mówiąc trudno zaliczyć jako taki odbicie głową piłki w stronę bramki po rzucie rożnym, stojąc tyłem do bramki (49. minuta).

Piłki Duda stracił cztery razy (trzy razy po zbyt długim kiwaniu), choć trzeba powiedzieć, że znane w Warszawie dryblowanie było w pozytywnym użyciu co najmniej dwa razy. Nie dało to oczywiście tak spektakularnych skutków jak przy bramkach Słowaków, kiedy to środkowi obrońcy Rosjan goniąc Weissa i Hamšika spersonifikowali powiedzenie o furmance na zakręcie. Przy obu golach udziału Dudy nie było, co zresztą nie dziwi, bo przecież oprócz strzelców w promieniu 20 metrów żadnych innych Słowaków nie było. A operatorzy furmanki z Rosji walczyli z własnymi słabościami.

Duda zszedł w 62. minucie, dzięki czemu w samym tym meczu zagrał dłużej niż w kwalifikacjach (3 mecze, 50 minut). Ogólnie zrobił swoje. Po meczu z Rosją piłkarz, który w Polsce ma zawsze o jakieś dziesięć procent więcej skojarzeń niż każdy inny ze względu na skojarzenia prezydenckie, mógł w szatni w Lille spojrzeć w lustro i powiedzieć do siebie: może nie byłem liderem mojej formacji, może nie miałem wiele do powiedzenia, może koledzy nie za bardzo się ze mną liczą, ale to my zwyciężyliśmy!

Zobaczymy, jak porządzi z Anglikami. Ponoć jego idolem jest Steven Gerrard i marzy o grze w Liverpoolu. Może chociaż na Wyspach nie będą go kojarzyć z głową państwa. Do królowej niepodobny.

Ondrej Duda w meczu z Rosją

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.