Kamil Glik: To rzeczywiście bardzo fajne uczucie wygrać pierwszy raz w mistrzostwach Europy. Przecież nigdy nam się to jeszcze nie udało. Ale to dopiero pierwsze spotkania, zabawa dopiero zaczyna się rozkręcać. W jakiś sposób napisaliśmy mały fragment historii polskiej piłki, ale to jeszcze nie jest dla nas Mount Everest wygranie jednego meczu. Czekają nas przynajmniej kolejne dwa. Teraz chwila relaksu, odpoczynku i radości. A od poniedziałku już myślimy o meczu z Niemcami. Nie ma czasu na zbyt długie analizy.
- Cierpliwość była w tym meczu naszym atutem. Nie udało się strzelić gola w pierwszej połowie, ale wiedzieliśmy, że po przerwie też stworzymy sytuacje. I rzeczywiście nasza cierpliwość została nagrodzona. W końcu udało się wbić piłkę do bramki. Irlandczycy dość dobrze bronili i w ofensywie było nam trudno się przebić. Łatwo nie było walczyć z rywalem, ale jesteśmy dobrze przygotowani do turnieju. Czuliśmy się dobrze, nie było już skurczów, które pojawiały się w meczach z Litwą i Holandią.
- Na pewno poza cierpliwością, lepiej operowaliśmy piłką, bo po prostu mamy lepszych piłkarzy. To my dominowaliśmy i ciągle byliśmy w posiadaniu piłki. Cierpliwość i jakość przeważyły.
- Trzeba pamiętać, że dla wielu z nas to były debiuty w tak dużej imprezie. To wyjątkowa chwila, ale wielkiej nerwowości w zespole nie zauważyłem. Od początku do końca mieliśmy spotkanie pod kontrolą.
- Wojtek jest od tego, by obrońcom czasem pomóc. Świetnie się zachował w tych sytuacjach.
- Fajnie, że tak młody chłopak w takim stylu rozgrywa mecz na inaugurację mistrzostw Europy. Wytrzymał ciśnienie, a to nie jest łatwo. Oby tak dalej.