Przy wejściu do Starego Portu w Marsylii nic nie wskazuje na to, by było tam niespokojnie. Turyści przesiadują w kafejkach, robią zdjęcia, kibice chodzą z flagami. Kilkaset metrów dalej stoi już jednak kilkanaście radiowozów, a obok kilkudziesięciu funkcjonariuszy pilnuje, by zamieszki się nie rozprzestrzeniły.
W bocznych ulicach - ok. trzy kilometry od stadionu Stade Velodrome - wciąż trwają bójki. Chuligani wyzywają się, rzucają butelkami i śmieciami. Wciąż słychać syreny, do portu przyjeżdżają kolejne radiowozy i karetki - kilku chuliganów zostało w sobotę zabranych do szpitala.
Zamieszki nie mają nic wspólnego z meczem Anglia - Rosja, biorą w nich udział także lokalni chuligani. Policja używa gazu łzawiącego, w piątek aresztowała dziewięciu bandytów, w sobotę zatrzymanych było już kilkunastu.
Bójki w Marsylii zaczęły się w czwartek, w piątek rano sytuacja w mieście się uspokoiła, ale wieczorem znów doszło do bijatyk. W sobotę chuligani bili się od południa. Policji udało się jednak sprawić, by bijatyki się nie rozprzestrzeniły, uczestniczy w nich zresztą zdecydowana mniejszość gości z Anglii i Rosji. Kilkaset metrów kibice śpiewają i przesiadują w pubach.