Euro 2016. Po Polska - Holandia. Bajeczki o balonach

Holendrzy w Gdańsku zrobili po prostu to, na co się z nimi umówiliśmy: pokazali kadrze jej braki, żeby tego tak łatwo nie zrobiły Irlandia Północna czy Niemcy

Świetnie, że się Holendrom chciało. Kilka dni temu z Irlandią zagrali jak za karę i ledwo uratowali remis, a na Polskę wyszli z dobrym planem i dobrym nastawieniem. Robert Lewandowski pewnie może powiedzieć co innego, bo kopali go bez pardonu i jeszcze dołożyli z liścia, ale przecież tak właśnie będzie 12 czerwca z Irlandią Północną. Faule na Lewandowskim i Arkadiuszu Miliku na zmianę, przez różnych rywali, tak żeby nie wpaść w oko sędziemu. Nicea albo śmierć.

Znamy to z eliminacyjnych meczów z Wyspiarzami. I świetnie, że sędzia który się będzie przygotowywał do prowadzenia naszego meczu zobaczy też ten cios z Gdańska, ręką w twarz od Riechedly'ego Bazoera. Będzie bardziej wyczulony. A i Robert miał w Gdańsku dobrą lekcję, że czasem szkoda jego energii na dyskusje, bo trafi się i taki sędzia, który wszystko wypuszcza drugim uchem, nieważne czy dyskutant ma rację czy nie.

To nie jest kadra meczów towarzyskich

Nie znoszę sparingów. A jeszcze bardziej: wyciągania z nich kategorycznych wniosków. Zwłaszcza z drugich połów, gdy każdy trener wymienia pół drużyny. Świetnie, że towarzyskiego grania jest coraz mniej, a lukę wypełni Liga Narodów. Ale jeśli już takie sparingi są, i mają jakiś sens, to właśnie taki, żeby dostać dobrą lekcję. Sprawdzić, ile brakuje i czy brakuje. Znakomicie, jeśli się przy okazji uda wygrać. Ale od pokrzepiania serc są mecze o punkty. Zapomnieliśmy już o tym, ale taka była właśnie przez długi czas kadra Adama Nawałki: nie do oglądania w meczach towarzyskich, a gdy przychodziło do meczów o punkty - zbierała je. Bo to jest drużyna, która szanse na sukces ma tylko wtedy, gdy daje z siebie wszystko. W eliminacjach tak grała. W pierwszych meczach towarzyskich po awansie też dawała. Ale wtedy trwał casting do kadry na Euro. A przed Holandią casting się skończył. Zaczęły się inne kalkulacje. I wiele można powiedzieć o reprezentacji z Gdańska ale nie to, że była przygotowana tak, by dać z siebie wszystko.

Lewandowski: samotność na desancie

A korepetytor z Holandii się postarał. Nie robił nic spektakularnego. Ale pokazał kulturę gry, organizację. A że był bardziej wypoczęty, po innych treningach niż Polacy, to mu wystarczyło, żeby polską drużynę rozkroić na trzy części i zerwać między nimi łączność. Jedno cięcie zrobić w pomocy, na linii gdzie się zadania defensywne mieszają z ofensywnymi, a drugie między Lewandowskim i resztą drużyny. W pomocy momentami stała kilkuosobowa holenderska zasłona, a po obu jej stronach zagubieni Polacy. A Lewandowski bywał w tym meczu Lewandowskim znanym poprzednim selekcjonerom: napastnikiem na desancie, który nie ma jak się wyłączyć z gry i wrócić do niej w zaskakujący dla rywala sposób, bo cała drużyna za rzadko robi coś, co odwróci od niego uwagę rywali. Odreagował to w dwóch sytuacjach, gdy za bardzo chciał strzelić bramkę sam.

Za mało też było wahadłowego ruchu Milik-Lewandowski między środkiem boiska a polem karnym. Ruchu, który tyle krwi już napsuł rywalom Polaków. Za mało szybkich wejść na skrzydłach. To ostatnie to zapewne raczej problem braku dynamiki po mocnej pracy na zgrupowaniu w Arłamowie. Tak jak zapewne gra w pomocy będzie wyglądała inaczej gdy wróci Grzegorz Krychowiak. Zapewne. Pewności nie ma nigdy. Podobnie jak pewności, że Arek Milik w meczu o stawkę próbowałby właśnie takiego strzału, jak ten który trafił w poprzeczkę, a nie najprostszego rozwiązania. A to była sytuacja, która mogła ustawić mecz po myśli Polaków.

Można po Holandii pokazywać palcami, kto ma jakie braki. Można, bo to jest drużyna wielu braków. I musi się pilnować, żeby je dobrze ukryć. Bez Krychowiaka, z chorującym Piszczkiem i oderwanym od drużyny Lewandowskim braków - jak w Gdańsku - ukryć bardzo trudno. Polska trafiła na Euro do naprawdę wymagającej grupy. Świetnie, że Holendrzy nam o tym przypomnieli i zostawili nas z listą rzeczy do poprawienia. I że zrobili to akurat w tych dniach, gdy niektórzy już pytają, czy mamy drużynę jak Orły Górskiego.

Spokój jest dla słabych

Kiedy Orły Górskiego jechały na mundial do Niemiec, Polacy byli w piłkę nożną mistrzami olimpijskimi, mieli trzech piłkarzy w czołowej dwudziestce Złotej Piłki, Ruch grał w ćwierćfinale Pucharu UEFA i odpadł dopiero po dogrywce, a Barcelona zapraszała Legię na sparingi przed sezonem.

Teraz mamy w kadrze najzdolniejszą od lat grupę, ale jeszcze nie wiemy, jak ona zdaje turniejowe testy. A w nich często jest tak, że to jak się ułoży cały turniej zależy od tego, jak kto kopnie piłkę w pierwszych minutach. Czy będzie rósł z każdym kolejnym kopnięciem, czy wpadał w panikę. Trzeba o tym pamiętać. Znaleźć drogę gdzieś pomiędzy Orłami Górskiego a przypominaniem że jesteśmy najniżej notowaną w rankingu drużyną grupy. Bo to tak samo mało wnosi jak historyczne porównania. To jednak my jedziemy na Euro, a nie Holendrzy z pierwszej piętnastki rankingu. Dajmy sobie trochę prawa do świętowania. Optymizm to nie grzech.

W kibicowskim szale z Arłamowa też nie widzę nic zdrożnego. Gorsze już są te serwowane bez przerwy banały o pompowaniu balonów. Jakich balonów? Wielkie turnieje czy igrzyska właśnie dlatego są wielkie: do zabawy w sport wciągają nie tylko piłkarskich maniaków, ale i kibiców niedzielnych oraz kibiców z przypadku. Podobnie jest z dziennikarzami: gdy się dzieje coś wielkiego, na front ruszają i przygotowani, i nieprzygotowani. Bo jest zapotrzebowanie. Bywa przez to śmiesznie, bywa strasznie, mało profesjonalnie. Tak dzieje się wszędzie, nie tylko w Polsce. A im mniejszy jest w danym kraju poziom wiedzy o piłce, tym doniesienia z frontu bardziej kuriozalne. Ale w jaki sposób miałoby to zaszkodzić piłkarzom, nie wiem.

Umiejętność grania pod presją to jedno z podstawowych kryteriów odróżniania dobrego piłkarza od złego. A wiara w to, że się uda wygrać, to nie balon, tylko esencja sportu. Wszystko zależy od tego co się dzieje wewnątrz kadry, a nie od tego co jest na pasku w telewizji informacyjnej. Na razie ta grupa piłkarzy nie odlatuje od ziemi. Ani nie przeprasza, że awansowała. Jest pierwszą od lat polską reprezentacją, która rusza na turniej w podobnych nastrojach w jakich kończyła eliminacje. Wie, jakie pułapki czekają po drodze. Ale też zna swoją wartość. Jak powiedział Robert Lewandowski odjeżdżając z Arłamowa (z postanowieniem powrotu): Spokój jest dla słabych. A potem w Gdańsku zamknął pochód piłkarzy z szatni do autobusu, zatrzymując się przy każdym, kto stał przy barierce na parkingu i chciał podpisu albo selfie.

Zobacz wideo

Wszystkie składy na Euro 2016. Kogo powołali selekcjonerzy, a kto został w domu?[ZOBACZ]

Więcej o:
Copyright © Agora SA