Euro 2016. Długie 30 lat oczekiwania Węgrów. Najbardziej "polska" reprezentacja. Kiraly w dresie może pobić rekord

To prawdopodobnie najgorsza drużyna jaka zagra na Euro 2016. Węgrzy w eliminacjach pokonali tylko Finlandię i Wyspy Owcze, a przed barażami z Norwegią skazywano ich na pożarcie. Nawet po wygranej w pierwszym meczu ich selekcjoner mówił: to rywale są faworytami. To naród o wbrew pozorom wielkich tradycjach piłkarskich, ale taki, który wraca na wielką imprezę po 30 latach oczekiwania.

39 lat na karku z czego 20 spędzonych w charakterystycznym szarym bawełnianym dresie. Rewanż z Norwegią był 101. występem Gabora Kiraly'ego w kadrze, przez co wyrównał rekord reprezentacji Węgier. Kiraly to po węgiersku "król" i z pewnością zasługuje na taki przydomek po barażach. W pierwszym spotkaniu ratował swoją reprezentację, Norwedzy do tej pory zastanawiają się, jak nie wygrali tamtego spotkania. W rewanżu miał mniej pracy, ale i tak gdy musiał to świetnie interweniował. Skapitulował dopiero w końcówce, gdy nie miało to już większego znaczenia.

Skąd się wziął jego dres? - Jestem bramkarzem, a nie modelem. To kwestia wygody. Grałem na zmrożonej murawie w zimie i każdy upadek oznacza spory ból. Dresy wydawały mi się oczywiste. Zawsze zakładam o jeden rozmiar za duży, by mieć swobodę ruchów. W Niemczech i w Anglii próbowałem krótkich spodenek, ale nie odpowiadały mi. Wynik jest ważniejszy wygląd - tłumaczył w jednym z wywiadów. Ale dlaczego ten dres jest szary? - Miało to miejsce w Szombathely [jego pierwszy klub, tam się urodził] w 1996 roku. Czarne były akurat niewyprane, więc musiałem zagrać w szarych. Nie przegraliśmy przez kolejnych osiem czy dziewięć spotkań i uratowaliśmy się przed spadkiem, więc stały się moim talizmanem. I to się nie zmieni - wyjawił. Po latach spędzonych w Niemczech (Hertha, TSV) oraz w Anglii (Crystal Palace, Burnley) wrócił do swojego pierwszego zespołu.

W piłce widział już wiele. Gdy debiutował w reprezentacji - 25 marca 1998 roku - Martina Odegaarda z reprezentacji Norwegii jeszcze nie było na świecie. - Gdy zaczynałem nadal mogłem łapać piłki po podaniach kolegów. Sposób gry bramkarzy znacznie się zmienił przez lata - mówi Kiraly. Jeśli zagra na Euro 2016 będzie miał ponad 40 lat (czterdziestkę przekroczy w kwietniu) i stanie się najstarszym zawodnikiem w historii Euro. Pobije rekord Lothara Matthaeusa. Ale czy to oznacza, że skończy karierę? - Skończę, gdy tak mi powie moje ciało. Ale jeszcze nie teraz.

Bohater z przypadku

Wyobraźcie sobie, że na decydujący mecz z Irlandią Adam Nawałka powołał Dariusza Formellę z Lecha Poznań i wystawił go w podstawowym składzie. A ten Formella odwdzięcza mu się zwycięskim golem. Nierealne? Taka sytuacja miała miejsce w przypadku Laszlo Kleinheislera. Tyle że 21-latek w tym sezonie nie zagrał nawet minuty w lidze węgierskiej w Videotonie. O niewielkiej sile tego zespołu przekonaliśmy się gdy grał z Lechem w eliminacjach Ligi Europy. Mistrz Węgier ma za sobą fatalny start nowego sezonu i zaczął wygrzebywać się z dołu tabeli dopiero w ostatnich kolejkach. Dlaczego więc nie gra? Bo nie przedłużył wygasającego latem przyszłego roku kontraktu - latem testował go Śląsk Wrocław - i gnije w rezerwach.

Selekcjoner Bernd Storck wykazał się niezwykłym zmysłem. - To jeden z najlepszych węgierskich piłkarzy - uzasadniał swoje powołanie. Znał go z młodzieżowej kadry, którą wcześniej prowadził. Kleinheisler przez Węgrów często jest porównywany do Paula Scholesa. Głównie dlatego, że jest rudy, ale również ze względu na szybkość, agresję i mocne uderzenie z dystansu. Brak ogrania meczowego dał jednak o sobie znać w pierwszym spotkaniu z Norwegami. - Poczułem się zmęczony w 70. minucie. Przekazałem ławce, że jeśli to nie problem, chętnie zszedłbym z boiska, bo nie mógłbym dać z siebie wszystkiego - powiedział po meczu. Videoton zupełnie zapomniał, że Kleinheisler jest jego piłkarzem lub nie chciał się do tego przyznawać - w podsumowaniu spotkania zupełnie pominął fakt, że być może najważniejszego gola ostatnich 30 lat strzelił ich piłkarz.

Wspaniała historia

Pamiętacie okładkę jednej z polskich gazet po porażce z Ekwadorem na mundialu 2006? "Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo. Nie wracajcie do domu". Węgrzy poszli nieco inną drogą po batach, jakie dostali w 2013 roku od Holandii. Przegrali 1-8 ponosząc najwyższą porażkę w swej historii (obok dwóch 0-7). - Kiedy znów będziemy grać w piłkę? - takie dramatyczne pytanie zadała gazeta "Nemzeti Sport". W tle znalazły się największe wpadki i najboleśniejsze porażki z ostatnich lat - np. z Maltą czy Mołdawią.

Węgrzy nie zadawali pytania "czy w końcu nauczymy się grać w piłkę" tylko "kiedy znów"; bo przecież ich reprezentacja z początków lat 50. należy do jednej z najwybitniejszych drużyn w historii piłki nożnej. "Złota jedenastka" między 1950 a 1956 rokiem przegrała tylko jeden mecz. Najważniejszy, bo finał mistrzostw świata z Niemcami.

O skali sensacji - pokonali ich w fazie grupowej 8-3, prowadzili 2-0 po ośmiu minutach, wcześniej w meczach towarzyskich lali Anglików 7-3 i 7-1 (najwyższa ich porażka w historii, wtedy poprzysięgli sobie, że zaczną grać tak jak Węgry) - świadczy fakt, że po latach to spotkanie nazwano "cudem w Bernie". Nikt nie umiał tego racjonalnie wytłumaczyć. Dlatego ten mecz obrósł mitami. Węgrzy obwiniali swoich piłkarzy, mieli przegrać w zamian za mercedesy. Samo spotkanie analizowano wielokrotnie. Reprezentanci Węgier zwracali uwagę na strzykawki w szatni rywali. Oficjalnie to była witamina C, mająca służyć jako placebo. Badania uniwersytetu w Lipsku z 2010 roku wykazały, że mógł to być pervitin, czyli środek pobudzający podawany podczas wojny czołgistom oraz pilotom Luftwaffe. Teorii jest wiele, ale Węgrzy do dziś nie mogą pogodzić się z tą porażką.

30 lat oczekiwania

Mają na koncie inne medale wielkich imprez - srebro mundialu w 1938 roku oraz brąz na Euro 1964 - jednak ostatnich kilkadziesiąt lat to pasmo kolejnych niepowodzeń. Na mistrzostwa Europy wrócą po 44 latach, a na mundialu wystąpili po raz ostatni w 1986 roku. Ostatnie lata to trzecie i czwarte miejsca w eliminacjach. Zawsze pokonywali słabsze od siebie drużyny, ale nie mieli szans w pojedynkach z mocniejszymi.

Tyle że jeszcze do niedawna by awansować na wielką imprezę potrzeba było co najmniej drugiego miejsca; teraz do baraży wystarczyło wyprzedzenie Finlandii, Wysp Owczych oraz Grecji. Nie trzeba było pokonywać Irlandii Północnej oraz Rumunii. W grupie Węgrzy nie pokonali żadnej mocnej drużyny; po dwa razy zwyciężali z Wyspami Owczymi (2-1 i 1-0!) oraz z Finlandią (dwa razy po 1-0). Z Rumunią uciułali dwa punkty, z Irlandią Północną i Grecją po jednym. Bilans bramkowy? 11-9. A pomimo to bezpośredni awans na Euro stracili w niesamowitych okolicznościach. By nie zostali najlepszą drużyną z trzeciego miejsca w ostatnim dniu eliminacji Kazachstan musiał pokonać Łotwę, a Turcja Islandię. Kazachowie prowadzili, ale ze swojego zadania nie wywiązywali się Turkowie.Grali w dziewiątkę i remisowali do 89. minuty, ale wtedy zdobyli decydującego gola.

Wydawało się, że to koniec dla Węgier. Biorąc pod uwagę na to jak grali w eliminacjach wszyscy chcieli trafić w barażach właśnie na nich. Gdy ktoś na Twitterze zasugerował, że Niemcy mogliby zagrać w barażach Gaby Kovacs - dziennikarz anglojęzycznego portalu poświęconego węgierskiej piłce - stwierdził, że jego rodacy przegraliby w dwumeczu 0-22. Największą i jedyną gwiazdą reprezentacji jest Balazs Dzsudzsak. Zachwycał w PSV Eindhoven i interesowały się nim angielskie kluby, ale podjął złe decyzje. Najpierw trafił do Anży Machaczkała, a niedługo później do Dynama Moskwa. Dziś gra w tureckim Bursasporze.

Zostawił kadrę dla Herthy

Nie można nie wspomnieć o trenerze. A raczej o trenerach. - To jedyna nadzieja węgierskiego futbolu - powiedział o Palu Dardaiu były reprezentant Istvan Salloi. Dardai początkowo pracował z kadrą za darmo. Nie chciał być selekcjonerem na stałe. Po listopadowej wygranej z Finlandią zdecydował się podpisać kontrakt do końca tych eliminacji; przekonał go do tego syn mówiąc, że bez niego kadra nie zdoła wygrać niczego. W lutym został tymczasowym trenerem Herthy Berlin, a w maju podpisał długoterminowy kontrakt. I na prośbę władz Herthy zrezygnował z reprezentacji Węgier.

Niesie kaganek oświaty

Zastąpił go Bernd Storck. W ostatnich czterech meczach zdobył pięć punktów i doprowadził kadrę do baraży. - Taki był nasz cel - powiedział. Profesjonalizuje węgierską piłkę, działa w tym kierunku od 2013 roku, gdy został trenerem młodzieżówki. Działa w ramach planu "Dekada odrodzenia", który zakładał awans na mistrzostwa Europy dopiero w 2020 roku. Na Węgrzech ma powstać ponad 20 regionalnych centrów rozwoju piłkarzy, system ma być podobny do tego znanego z Niemiec. I musi wierzyć w to co robi, co pokazuje przypadek Kleinheislera.

- Jestem Węgrem - powiedział Storck po awansie. Przed barażami zabrał piłkarzy do Węgierskiego Muzeum Narodowego. - Młodzi piłkarze powinni wiedzieć, co ich przodkowie zrobili dla tego kraju. Oczekuję od nich identycznej walki - mówił nawiązując do Powstania węgierskiego z 1848 roku. Nieco narzeka na mentalność młodych piłkarzy. Jego zdaniem mają zbyt wiele respektu dla starszych zawodników, są cisi, wycofani. Wini za to hierarchiczność węgierskiego futbolu oraz... historię. - Na każdym zakątku jest pomnik Puskasa, również przy hotelu, w którym się przygotowywaliśmy. Złota era dawno minęła - w ten sposób stara się ściągnąć Węgrów na ziemię. Federacja chce poprawić sytuację młodych piłkarzy. Nagradza kluby premiami finansowymi za każdego piłkarza urodzonego w 1995 roku lub później w podstawowym składzie lub na ławce rezerwowych.

Storcka na trenera wybrał Sandor Csanyi - najbogatszy Węgier i prezes tamtejszego związku piłki nożnej. Niemiec dostał idealne warunki do przygotowań. Ostatnią kolejkę przed przerwą reprezentacyjną przełożono na jego prośbę, by mógł spędzić więcej czasu z piłkarzami.

Ekstraklasowy zaciąg

Mówiąc o reprezentacji Węgier nie sposób nie wspomnieć o piłkarzach z Ekstraklasy. Z Norwegią w podstawowym składzie wyszli Richard Guzmics (Wisła Kraków) oraz Tamas Kadar i Gergo Lovrencics (Lech Poznań). Na ławce zasiadł za to Nemanja Nikolić (Legia Warszawa). Guzmics posłużył Storckowi jako ciekawy przykład dla zilustrowania wad Węgrów. - Popełnisz jeden błąd i wylatujesz. Mats Hummels (Borussia Dortmund) robił błędy, ale pozwalano mu dalej grać. Weźmy Guzmicsa. W 2013 roku w meczu z Rumunią, wielkimi rywalami, zagrał źle. Półtora roku później wystawiłem Richarda właśnie przeciwko Rumunii. Po stadionie przeszedł pomruk. Ale po pierwszych dobrych interwencjach publiczność już cicho. Ludzie często są zbyt sceptycznie nastawieni - powiedział Storck w jednym z wywiadów.

Węgrzy przystępowali do meczów z Norwegią w cieniu wielkich tragedii. Zamachy w Paryżu dotknęły wszystkich, ale dzień przed pierwszym spotkaniem zmarł Marton Fulop, były reprezentant i bramkarz m.in. Manchesteru City, Sunderlandu i innych angielskich klubów. To jemu Węgrzy zadedykowali awans. - Publiczność przypisuje mu tę interwencję - napisał na Twitterze dziennikarz Gergely Marosi po tym, jak Norwegowie w pierwszej połowie rewanżu trafili w słupek. W podsumowaniu pomeczowym Marosi postawił sprawę jasno: - To futbolowe katharsis. Wielu z was czytających ten artykuł nigdy nie słuchało węgierskiego hymnu przed meczem na wielkiej imprezie.

I jak pozostali Węgrzy doskonale zdają sobie sprawę, że bez rozszerzenia turnieju nie mieliby szans na awans. Że są średniakami, że w teorii to prawdopodobnie najgorsza drużyna, jaka zagra w przyszłym roku we Francji, że krajowa liga nadal będzie słaba, że na stadiony nie zaczną przychodzić tłumy. Ale jakie to ma znaczenie w chwili, gdy w niepamięć odchodzą lata niepowodzeń?

Czy chciałbyś, by Polacy wylosowali Węgrów na Euro 2016?
Więcej o:
Copyright © Agora SA