Polska - Islandia 4:2. Stec: Zieliński obok Krychowiaka? To przełom!

"To gest zamaszysty, na miarę mentalnego przełomu. Dowód, że selekcjoner coraz wyżej wycenia możliwości swoich ludzi. Że należy poważnie traktować jego deklarację, iż Polacy mają ewoluować w kierunku drużyny przejmującej piłkę, a tym samym - kontrolę nad meczem" - pisze po sparingowym meczu Polski z Islandią dziennikarz Sport.pl i "Gazety Wyborczej" Rafał Stec.

Kiedy przed dwoma tygodniami pisałem o Piotrze Zielińskim jako brakującym elemencie reprezentacyjnej mozaiki - rozgrywającym z prawdziwego zdarzenia - przypuszczałem, że Adam Nawałka będzie chciał go uczynić jednym z trzech środkowych pomocników, zastępując nim jednego ze skrzydłowych. Ale w sparingu z Islandią selekcjoner zaryzykował z wariantem znacznie odważniejszym, może wręcz brawurowym. Piłkarza Empoli, znanego dotąd wyłącznie z walorów ofensywnych, ustawił obok Grzegorza Krychowiaka. Jako jedynego partnera dla jedynego piłkarza w pomocy typowo obronnego, przyzwyczajonego do bycia żywą tarczą osłaniającą pole karne.

To gest zamaszysty, na miarę mentalnego przełomu. Dowód, że selekcjoner coraz wyżej wycenia możliwości swoich ludzi. Że należy poważnie traktować jego deklarację, iż Polacy mają ewoluować w kierunku drużyny przejmującej piłkę, a tym samym - kontrolę nad meczem. Nawałka wykonał ruch trenera świadomego siły podwładnych, ruch wbrew naszemu odwiecznemu przekonaniu, że futboliści znad Wisłą są genetycznie zaprogramowani na kontratak.

Przypomnijmy sobie, jak obsadzali środek pola poprzedni selekcjonerzy, którzy awansowali na mistrzowskie turnieje. Leo Beenhakker - pracusiem bez wyobraźni Mariuszem Lewandowskim i wręcz prymitywnym w stylu gry Dariuszem Dudką, Paweł Janas - podobnie zorientowanymi Radosławem Sobolewskim i Arkadiuszem Radomskim, Jerzy Engel - Radosławem Kałużnym i Piotrem Świerczewskim, również piłkarzami defensywnymi. Wszyscy porywali się zazwyczaj na kilkumetrowe podania, wymyślić przeszywające obronę rywala zagranie potrafił niekiedy tylko ostatni wymienionych.

Na tle poprzedników Nawałka wygląda zatem niemal na rewolucjonistę. Oto pierwszy śmiałek, który uznał, że Polak potrafi. Czy ma rację, nie wiemy, odpowiedź zależy od Zielińskiego. To w pewnym sensie dla niego był wczorajszy wieczór.

I znów przebiegał - któryż to już raz? - jak w scenariuszu wyjętym z głowy selekcjonera. Rozgrywający Empoli początkowo zbyt często był poza grą, ale po otrzymaniu piłki, starał się przesuwać drużynę do przodu. To on zainicjował akcję, po której pierwszy raz uderzał Robert Lewandowski. I tę, po której pierwszy raz próbował Maciej Rybus. To on podawał do Grzegorza Krychowiaka (akurat w poprzek), gdy ten oddawał swój jedyny strzał, zresztą celny. A po przerwie dał asystę do wyrównującego gola i od tamtej pory uczestniczył już w niemal wszystkich natarciach Polaków.

Owszem, sparing długo był frustrujący. Uzmysłowił, że jeśli od wieczności cierpisz na niepełnosprawność ataku pozycyjnego, to nie wyleczysz się natychmiast po podjęciu decyzji, by podjąć terapię. Islandia prędko przyczaiła się na własnej połowie, a Polacy nie mieli pojęcia, jak zabrać się za rozbieranie jej defensywnych zasieków. Ale Zieliński (wciąż zaledwie 21-latek) daje małą nadzieję, że polski środek pola nie musi siać tylko niszczenia. Że może tam także wykiełkować myśl ofensywna.

A cała reprezentacja wciąż pozostaje pod opieką najwydajniejszego psychologa sportowego. Na imię mu zwycięstwo lub, w najgorszym razie - brak porażki. Polacy powoli zapominają, co to znaczy przegrać. W ostatnich 15 meczach ulegli ledwie raz, na wyjeździe Niemcom, a to bilans, którym pochwalić się możę jeszcze tylko jeden finalista Euro 2016 - Austria. Ba, nawet tamto niepowodzenie we Frankfurcie miało słodkawy posmak, bo w kraju wszyscy rozcmokali się nad zajadłością, z jaką piłkarze Nawałki przeciwstawiali się mistrzom świata.

I piłkarze rośli w swoich oczach, tak jak rosną w oczach selekcjonera. Nawet Jakub Wawrzyniak, reprezentant notorycznie rozczarowującej Lechii Gdańsk, zapytany, z kim z najwyższego koszyka chciałby zagrać na mistrzostwach (wywiad w poniedziałkowej "Wyborczej"), bez wahania rzucił, że z Niemcami. "Ja z nimi jeszcze nie przegrałem" - wyjaśnił. I należy podejrzewać, że graniczącej z bezczelnością pewności siebie jeszcze naszym przybędzie. Bo wychodzi im wszystko. Wiecie, że Lewandowski strzelił Islandii 45. gola w bieżącym roku i doścignął najskuteczniejszych dotąd na świecie - Messiego oraz Ronaldo??

Czytaj więcej na blogu Rafała Steca "A jednak się kręci"

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.