Eliminacje Euro 2016. Austria młoda, piękna i z awansem. "Postanowiła zostać nową Holandią"

Byli zapatrzonymi w siebie nudziarzami, są nową atrakcją reprezentacyjnej piłki. Seryjnymi zwycięzcami, którzy w poniedziałek rozbili Szwecję 4:1 i nawet Zlatan Ibrahimović wyglądał przy nich blado. Austriacy nie zdążyli przygotować drużyny na Euro u siebie. Ale potem włączyli turbodoładowanie.

Trener Marcell Koller na konferencji prasowej po powrocie z meczu ze Szwedami założył beret, gryzł bagietkę i ogłaszał: "Francjo, nadchodzimy". Tłum kibiców czekał na piłkarzy na lotnisku, choć lądowali o czwartej nad ranem. W austriackich mediach tylko temat uchodźców jest w stanie wyprzeć teraz piłkarzy z czołówek. To się dzieje naprawdę. W Austrii. W kraju, który w Euro zagrał wcześniej tylko raz, gdy był współgospodarzem w 2008. I część kibiców zorganizowała wtedy akcję "Austria pokazuje charakter", wzywając do wycofania reprezentacji z turnieju, żeby nie robiła wstydu.

A teraz Austria jedzie do Francji jako lider grupy, w której oprócz Szwecji jest m.in. Rosja. Jedzie jako jedno z oczarowań eliminacji, drużyna młoda, odważna, trzymająca się ataku jako najlepszego sposobu na obronę.

Siedem zwycięstw z rzędu

Szwecja źle się ostatnio kojarzyła Austriakom. Porażka 1:2 w Sztokholmie dwa lata temu, w finale eliminacji mundialu w Brazylii, oznaczała, że austriackie odrodzenie, które się wtedy zaczynało, nie doczekało się nagrody w postaci baraży. Austriacy już wtedy grali odważnie, prowadzili 1:0, a powinni 2:0, ale David Alaba, lider kadry, zmarnował świetną okazję. A potem Zlatan Ibrahimović załatwił Austriaków dwoma błyskami geniuszu, asystą i golem. Zajęli wtedy trzecie miejsce w grupie, za Niemcami i Szwecją. Ale nie zdjęli nogi z gazu. We wtorek w Sztokholmie Zlatan zdołał strzelić gola dopiero przy stanie 0:4. Serii siedmiu zwycięstw z rzędu w meczach o punkty jeszcze w historii austriackiej piłki nie było.

Prezes wie, czego chce

Twarz temu sukcesowi daje trener z bliskiej zagranicy. Szwajcar Koller pracuje w Austrii od blisko czterech lat. A wydawało się, że nie przetrwa nawet jednych eliminacji, tak go przeczołgiwali. Gdy austriacka federacja zatrudniała go w 2011 roku, wielu ludzi z tamtejszego piłkarskiego światka uznało to za policzek. - Nie potrzebujemy go. Takich trenerów mamy w Austrii pod dostatkiem - mówili. Koller wcześniej dwa lata był bez pracy. CV miał jednak ładne: w Szwajcarii na nazwisko trenerskie zapracował w Sankt Gallen, wygrywając z tym klubem mistrzostwo kraju (poprzednie klub zdobył w 1904) i dobrze grając w pucharach. Potem mistrzem był jeszcze z Grasshoppers Zurych, w FC Koeln postawił na młodego utalentowanego Łukasza Podolskiego, potem prowadził Bochum. A i piłkarzem był bardzo dobrym, seryjnym mistrzem z Grasshoppers, kapitanem drużyny, grał ze Szwajcarią w Euro 96. Ale dla jego przeciwników w Austrii to było za mało.

A przeciwnicy byli znani i głośni. Krytykowały ten wybór byłe gwiazdy kadry: Andreas Herzog, Hans Krankl, Toni Polster. A tabloid "Österreich" ze szczucia nowego trenera zrobił sobie serial. Szefowie federacji mieli jednak nie tylko odwagę sięgnąć po Kollera, ale i trwać przy nim wbrew krytykom. Prezes federacji Leo Windtner wie, czego chce w życiu: związkiem rządzi od 2009, łączy to z szefowaniem dużej spółce energetycznej (ponad miliard euro rocznego przychodu), w związku działał od lat, interesując się przede wszystkim szkoleniem młodzieży. Ma biznesowe podejście: projekt, realizacja, ocena.

Rzeź w Walencji, klęska z Wyspami Owczymi

Był już najwyższy czas, żeby wyrwać austriacki futbol z apatii i rozpamiętywania przeszłości. Byliśmy kiedyś trzecią drużyną świata, mieliśmy Ernsta Happela, mieliśmy mocne kluby, mieliśmy "cud w Cordobie" (wygrana z Niemcami na mundialu 1978). O przedwojennych artystach nie wspominając. I tak dalej. Było, minęło. Reprezentacja w ostatnich 25 latach awansowała do wielkiego turnieju tylko raz: do mistrzostw świata 1998 we Francji. W czasach, gdy jeszcze grała z libero, a po boisku biegali Herzog i Polster. W tamtych finałach zdobyła dwa punkty, a niedługo później w eliminacjach Euro Hiszpania rozbiła ją 9:0, co nazwano "rzezią w Walencji". Nazbierało się Austriakom więcej takich kompromitacji w ostatnich dziesięcioleciach. Choćby porażka z Wyspami Owczymi 0:1 w meczu o punkty w 1990 roku. A w Euro 2008 Austria rywalizowała z Polską o miano najbardziej nijakiego finalisty mistrzostw. Jedynego gola strzeliła po pamiętnym rzucie karnym, gdy Mariusz Lewandowski złapał za koszulkę Sebastiana Proedla (Proedl nadal gra w kadrze), a bramkę strzelił najlepszy w drużynie, 38-letni Ivica Vastić.

Korepetycje za milion euro

Trudno ich było wtedy nazwać drużyną z przyszłością. Ale trzeba było spojrzeć dalej, za pierwszą reprezentację. Rok przed Euro 2008, w mundialu do lat 20 - tym w którym grała również Polska, a Grzegorz Krychowiak strzelił gola Brazylii - Austria zajęła czwarte miejsce. Dzisiejsi kadrowicze Rubin Okotie i Zlatko Junuzović są z tamtej drużyny. Już wtedy zaczynało przynosić efekty rozpoczęte w 2002 udoskonalanie systemu szkolenia. Najpierw nazwane jeszcze "wyzwaniem" - plan nazywał się "Challenge08". Ale następny już śmielej: "Projekt12", wydłużony potem o kolejne trzy lata, do 2015. Te projekty rozwoju rozwijają się teraz we współpracy związku piłkarskiego z austriacką Bundesligą i z ministerstwem obrony narodowej i sportu. Kosztują około milion euro rocznie. Niewiele, bo obejmują tylko wyselekcjonowaną grupę kilkudziesięciu piłkarzy i piłkarek: obecnie to 40 osób, bywało już ponad 50 (bywało też, że budżet programu sięgał półtora miliona euro). Tej elicie austriackich młodych talentów związek zapewnia najlepszą możliwą opiekę i dodatkowe szkolenia u wyspecjalizowanych trenerów.

Takie dodatkowe prestiżowe korepetycje obejmują m.in. taktykę, technikę, ćwiczenie motoryki, żywienie. Są realizowane albo na specjalnych związkowych kursach, albo w klubach, w których ci zawodnicy i zawodniczki grają, albo w centrach szkolenia piłkarskiego w poszczególnych austriackich landach.

"Musimy być krajem szkolenia, tylko tak możemy gonić świat"

Szkolenie w klubach to przede wszystkim zajęcia ze specjalnymi trenerami techniki. Taki trener musi mieć co najmniej licencję A UEFA i dokumentować swoją pracę w bazie danych związku piłkarskiego. W pierwszych latach funkcjonowania projektu największy problem był właśnie z klubami. Nie chciały współpracować, np. w Rapidzie Wiedeń otwarcie mówili, że mają lepsze sposoby niż te związkowe. Obecna formuła jest kompromisem. Związek zapewnia 440 tysięcy euro rocznie na opłacenie grupy trenerów techniki, a kluby korzystają z takiej pomocy, negocjując indywidualnie umowy ze związkiem na szkolenie. - Udało nam się przekonać naszych piłkarskich decydentów, że Austria ma szansę gonić świat tylko jeśli stanie się krajem szkolenia - mówi Willi Ruttensteiner, dyrektor sportowy związku, który te projekty koordynuje. On zarządził, że wszystkie drużyny od seniorskiej do U-15 mają dążyć do podobnego stylu gry, rozszerzył sztaby wszystkich kadr od specjalistów od przygotowania fizycznego, techniki, medycyny sportowej, psychologii. Mówiąc najkrócej, Austria postanowiła być Holandią z dawnych lat. Akurat wtedy, gdy Holandia nie bardzo już wie, kim ma być i tonie w obecnych eliminacjach.

Piłkarze piszą list

Większość obecnych reprezentantów Austrii to absolwenci tego związkowego latającego uniwersytetu. Ale oprócz szkolenia, trzeba im było jeszcze mądrego przywódcy. I tak wracamy do Marcela Kollera. Szwajcar przejął drużynę po Didim Constantinim, trenerze, który nigdy nie był niczemu winien, niczego nie chciał tłumaczyć, o wszystko się dąsał. Koller jeśli chodzi o dobór piłkarzy zmienił niewiele. Ale jeśli chodzi o podejście, zmieniło się wszystko. Koller umie rozmawiać z każdym. Odwiedzał piłkarzy w klubach, dyskutował z nimi, zostawiał im płyty z analizami ich gry. Nie uchylał się od trudnych pytań w mediach, kibicom odpowiadał na swojej stronie na Facebooku.

"Tam gdzie za czasów naszych trenerów był wdzięk instruktora narciarskiego, tam się pojawił profesjonalizm" napisał o nim "Der Standard" niedługo po tym, jak Koller zaczął pracę. Najpierw Szwajcar uszczelnił obronę, potem zabrał się za atak. - Żeby poprawić obronę, trzeba piłkarzy przekonać do poświęceń, do tego, żeby się cofali o te kilka metrów głębiej. Za to żeby poprawić atak, trzeba piłkarzy przekonać przede wszystkim, że potrafią. Tu pewność siebie jest kluczem - tłumaczył.

Jest pierwszym w XXI wieku trenerem Austrii, który częściej wygrywa niż przegrywa. Mimo że Koller przegrał poprzednie eliminacje, po wspomnianym 1:2 ze Szwecją, aż 90 procent kibiców było za tym, żeby został na stanowisku. A gdy tabloid "Österreich" podczas negocjacji nad przedłużeniem umowy znów zaczął atakować, nazywając go zdrajcą i najemnikiem, piłkarze kadry napisali list otwarty z poparciem dla trenera.

Wiedeńczycy wszystkich krajów, łączcie się!

Herbert Prohaska, który wprowadził Austrię do mundialu 1998 i był początkowo otwartym przeciwnikiem zatrudniania Kollera, przyznaje, że się w ocenie Szwajcara pomylił. Mówi, że dzisiejsza drużyna jest dużo silniejsza niż jego zespół z 1998, bo niemal na każdej pozycji jest dubler. Odszedł też w przeszłość inny problem austriackiej kadry, czyli wojenki klubowe. Głównie te wiedeńskie: Austrianern kontra Rapidlern (zachowując wszelkie proporcje, trochę jak napięcia Real - Barcelona w hiszpańskiej kadrze). Obecna kadra już nie musi się o to kłócić, bo to kadra piłkarzy z zagranicznych klubów. Wśród powołanych na ostatnie mecze z Mołdawią i Szwecją w lidze austriackiej grają tylko Yasin Pehlivan z Red Bulla, Michael Madl ze Sturmu Graz i bramkarz Robert Almer z Austrii Wiedeń (jedyny z rodzimej ligi w podstawowym składzie). Najwięcej piłkarzy z zagranicznych klubów gra w Niemczech, aż 14 z ostatnio powołanych. Najsławniejszy i najlepszy jest oczywiście Alaba z Bayernu. Ale jest też aż czterech piłkarzy z beniaminków Bundesligi (trzech z Ingolstad, jeden z Darmstad), trzech z drugiej Bundesligi, z RB Lipsk i TSV Monachium. Jak u sąsiadów z Niemiec i Szwajcarii, wiele jest w składzie obco brzmiących nazwisk. Ale większość z nich to piłkarze urodzeni już w Austrii. Najczęściej w Wiedniu, jak Alaba, syn filipińskiej pielęgniarki i nigeryjskiego DJ-a. Choć są wyjątki. Zlatko Junuzović, specjalista od rzutów wolnych, urodził się w serbskiej Loznicy. Martin Harnik w Hamburgu. Rubin Okotie to syn Austriaczki i Nigeryjczyka, urodzony w Pakistanie. Gyoergy Garics (czyli Jurica Garić) urodził się w węgierskim Szombathely jako Chorwat, dopiero mając 14 lat przyjechał do Wiednia. Yasin Pehlivan to Turek urodzony w Wiedniu. Wiedeńczycy wszystkich krajów, łączcie się.

Alaba zagra wszędzie

Tak powstała młoda drużyna, która po Euro 2016 spokojnie może myśleć o mundialu w Rosji. Zespół "Trzech Muszkieterów" jak ich nazywa austriacka prasa, bo trzymają się razem również poza boiskiem. Tych trzech to David Alaba, który potrafi zagrać wszędzie tam, gdzie zechce trener (najczęściej chce, żeby rozgrywał), Marko Arnautović ze Stoke, do którego Koller potrafił dotrzeć i przekonać go, że musi przestać się tylko cały czas dobrze zapowiadać, oraz Aleksandar Dragović, dziś piłkarz Dynama Kijów, obrońca, który jeśli trzeba radzi sobie również w pomocy. Ci trzej muszkieterowie mają do pomocy zastęp solidnych piłkarzy, i błyskotliwego trenera, który dobrze wypada nawet w berecie i z bagietką. Nawet "Österreich" już nie chce wyganiać Kollera z kraju. Mało tego, ktoś tam nawet wspomniał o tytule honorowego Austriaka.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.