Irlandia - Polska. Co dadzą Polsce skrzydła

W niedzielnym meczu eliminacji Euro 2016 z Irlandią Maciej Rybus i Sławomir Peszko więcej czasu mogą spędzić na rozbijaniu akcji niż najeżdżaniu pola karnego rywali

- Rozmawiam tylko o piłkarzach, których mam, a nie o tych, których nie mam - mawiał Leo Beenhakker pytany o zawodników, których do reprezentacji Polski nie zabrał. Jego były asystent Adam Nawałka z pewnością te słowa pamięta, ale zgrupowanie przed arcyważnym meczem z Irlandią (po zwycięstwie Polacy bardzo zbliżyliby się do awansu, a rywali skazali na walkę o baraże) musiał zacząć od wyjaśniania, dlaczego w kadrze nie ma Jakuba Błaszczykowskiego.

Selekcjoner przez całą zimę nie udzielał wywiadów, wczoraj na konferencji utrzymywał, że pominął 30--letniego skrzydłowego wyłącznie z przyczyn sportowych. Zapewniał, że z niego nie rezygnuje i ma nadzieję, iż piłkarz wróci do pełni formy przed kolejnym meczem o punkty (z Gruzją, 13 czerwca). Ale opowiadał też, że w grudniu Błaszczykowski - po decyzji o odebraniu mu kapitańskiej opaski - nie odbierał telefonów ani od niego, ani od nowego kapitana Roberta Lewandowskiego. Wersji piłkarza Borussii nie znamy, nie chce nic mówić o reprezentacji. Według selekcjonera piłkarz miał mu powiedzieć, że jeśli zostanie powołany, na zgrupowaniu nie będzie rozmawiał z mediami.

Niezależnie od tego, jak było, przed meczem w Dublinie Nawałka musi szukać nowego prawoskrzydłowego. Kamil Grosicki, który jesienią grał na tej pozycji, stracił bowiem kilka tygodni przez złamaną rękę i do Irlandii w ogóle nie jedzie.

Przed zgrupowaniem wydawało się, że o miejsce na prawej pomocy rywalizują Michał Żyro i Sławomir Peszko. Piłkarz Legii z powodu kontuzji nie dokończył jednak niedzielnego meczu z Lechem, zgrupowanie zaczął od badań lekarskich. Trener wczoraj twierdził, że sytuacja Żyry nie jest zła. Dziś wieczorem zapadnie decyzja, czy zostanie z drużyną.

Faworytem jest zatem Peszko, który wraca do kadry po blisko roku, ostatnio grał w majowym sparingu z Niemcami. - Widzę różnicę, wtedy drużyna była po przegranych eliminacjach mistrzostw świata i porażkach w sparingach. Jesienią przyszły zwycięstwa, które dały pewność siebie. Najbardziej widać to chyba po Arku Miliku, świetne mecze sprawiły, że zaczął wykorzystywać potencjał. Poprawiła się atmosfera, do takiego zespołu łatwo się wchodzi - mówi "Wyborczej" 30-letni zawodnik Köln.

Jesienią Peszko leczył kontuzje, ale wiosną regularnie gra w 12. zespole Bundesligi. W ofensywie jednak nie imponuje, w tym sezonie nie strzelił gola, dał tylko jedną asystę. W reprezentacji zagrał 29 meczów, trafił tylko raz. To zresztą szerszy problem - Maciej Rybus, który będzie biegał na lewej stronie, w 32 występach w kadrze zdobył tylko dwie bramki, obie w sparingach. Nie ma wątpliwości, że skończyły się czasy, gdy za ofensywę Polaków odpowiadali głównie skrzydłowi - w poprzednich eliminacjach Błaszczykowski strzelił cztery gole i miał dwie asysty. W kwalifikacjach do Euro 2016 Grosicki i Rybus mieli udział tylko przy golach wbijanych Gibraltarowi.

Peszko wyróżnia się jednak w defensywie - serwis statystyczny Whoscored.com uważa to za jego największą zaletę. W tym sezonie Polak średnio wykonuje 2,3 wślizgu na mecz, z bocznych pomocników w Bundeslidze częściej w ten sposób akcje przerywa tylko Christian Fuchs z Schalke, ale jemu zdarza się też grać na lewej obronie. - Naprawdę są takie statystyki? Wolałbym w innych być na topie. To kwestia naszego stylu gry, jesteśmy beniaminkiem, chcemy się utrzymać, często jesteśmy ustawieni bardzo defensywnie. Po niedawnym bezbramkowym remisie z Borussią Dortmund trener bardzo mnie chwalił, że poświęciłem się przerywaniu akcji. Mógłbym stać na połowie rywala i czekać na okazje, ale wtedy szybko wylądowałbym obok trenera, na ławce. Wolę pracować w obronie i próbować kontrataków - tłumaczy Peszko. Prawdopodobnie w niedzielę również będzie miał dużo obowiązków defensywnych, sam przyznaje, że "konsekwencja w obronie jest jednym z fundamentów tej reprezentacji".

Trzy lata temu Peszko został wypożyczony z Köln do drugoligowego angielskiego Wolverhampton. Zostali mu z tego czasu znajomi (w irlandzkiej kadrze jest trzech zawodników, którzy grali wówczas z Polakiem) i wyobrażenie, jak może wyglądać początek niedzielnego meczu. - W II lidze większość drużyn myśli tylko o tym, by na początku oddalić zagrożenie od pola karnego, wiec posyła dalekie podania do wysokiego napastnika. Na zasadzie "byle nie stracić, a może uda się strzelić". Tego spodziewam się w Dublinie po gospodarzach, nie wyobrażam sobie, by się na nas rzucili, przecież zdają sobie sprawę, jak dobrych mamy piłkarzy. Na papierze mamy zdecydowanie silniejszy skład, nawet Robbie Keane to nie jest piłkarz klasy Roberta Lewandowskiego - tłumaczy Peszko. Ale trzeba też pamiętać, że Irlandczycy nie bazują wyłącznie na długich podaniach posyłanych w pole karne, potrafią również grać po ziemi, duże zagrożenie stwarzają potrafiący grać jeden na jeden skrzydłowi. Boczni pomocnicy James McClean i Aiden McGeady mieli udział przy pięciu z dziesięciu goli Irlandczyków w tych eliminacjach. Także dlatego powinniśmy się spodziewać, że Peszko i Rybus więcej sił włożą w przerywanie akcji rywali niż budowanie własnych.

Więcej o:
Copyright © Agora SA