Włochy na Euro 2012. Zajrzeć w głowę Mario Balotellego

Trener Prandelli twierdzi, że piłkarz już nie jest narwany. Jeśli tak, selekcjoner Włochów dokonał cudu. Finał Euro 2012 Włochy - Hiszpania w niedzielę, o godz. 20:45 na stadionie w Kijowie. Relacja Z Czuba i na żywo

Ole, ole, ole, ola! Trybuna Kibica zawsze pełna

Po półfinale ME z Niemcami podbiegł do trybun i długo ściskał się z przybraną matką. - Powiedziałem, że dla niej strzeliłem te dwa gole, chciałem, aby była szczęśliwa. To najlepszy wieczór w moim życiu, ale mam nadzieję, że w niedzielę po finale będzie jeszcze lepiej - mówił 21-letni Włoch, który na Euro 2012 trafił już trzy razy i może zostać królem strzelców imprezy.

Takiego Balotellego jak w Polsce i na Ukrainie chcieliby oglądać José Mourinho i Roberto Mancini, którym przybyło przez napastnika siwych włosów. Nie jeden i nie dziesięć razy stwierdzili, że nic z niego nie będzie.

Lepszy od Rooneya i Ronaldo

Jego rodzice - Thomas i Rose Barwuah - wyemigrowali na Sycylię z Ghany. Mario urodził się w Palermo, pierwsze miesiące życia spędził w szpitalu, bo lekarze zdiagnozowali u niego poważną chorobę jelit. - Nie wiedzieliśmy, czy przeżyje, było tak źle, że zdecydowaliśmy się go ochrzcić w szpitalu - mówi Thomas Barwuah. Później rodzina przeprowadziła się do Bresci, gdzie pracownicy opieki społecznej przekonali rodziców, by oddali syna do adopcji. Przyjęli go Francesco and Silvia Balotelli. Piłkarz twierdzi jednak, że został porzucony. Biologiczni rodzice tłumaczą, że liczyli na odzyskanie syna, ale powrót Mario blokowały sądy. - Państwo Balotelli znają wpływowych ludzi, a nas nie stać było nawet na prawników. Nie mogliśmy nic zrobić - tłumaczy Thomas Barwuah. Syn odpowiada, że gdyby nie stał się słynnym piłkarzem, dla państwa Barwuah nic by nie znaczył.

Łatwo mu nigdy nie było. Gdy zaczynał kopać piłkę w Serie A, trybuny ryczały: "Jeśli podskoczysz, Balotelli umrze!" - i skakały - oraz: "Czarni Włosi nie istnieją". Na meczach reprezentacji rozgrywanych za granicą narodowcy naśladowali odgłosy małp, gdy Balotelli był przy piłce, i wymachiwali transparentem z napisem: "Nie dla wieloetnicznej Italii". O grze w reprezentacji Ghany nie chciał jednak słyszeć, twierdził, że jest stuprocentowym Włochem.

Gdy go obrażano, koledzy i trenerzy wstawiali się za nim. Ale po chwili go ganili, bo Mario ma niebywały talent do wpadania tarapaty. Od przeprowadzki do Manchesteru City angielskie brukowce zamieniły się w kronikę dziwnych i jeszcze dziwniejszych przypadków z życia Mario Balotellego.

Półtora roku temu Mario wspólnie z bratem najechali kobiece więzienie w Brescii. Tłumaczyli, że zaintrygowała ich otwarta brama i nie mieli pojęcia, że powinni spytać o zgodę na wjazd. Zostali wypuszczeni po przesłuchaniu.

W październiku Mario bawił się fajerkami w łazience i spowodował pożar. Strażacy, którzy ugasili ogień, kazali mu spędzić noc w hotelu. Kilka dni później do jego rezydencji znów wezwano policję, bo sąsiedzi zauważyli, że ktoś wynosi z niej sprzęt elektroniczny. Okazało się, że Mario wrócił do domu po telewizor.

Gdy jest spokojny - a to zdarza się bardzo rzadko - odzywają się jego kochanki. Raffaella Fico, była dziewczyna Balotellego i Cristiano Ronaldo, orzekła na łamach prasy, że w sypialni w lepszej formie jest Włoch. Jenny Thompson, prostytutka, która gościła Balotellego i Wayne'a Rooneya, stwierdziła, że "poza boiskiem Mario bije rywala o kilka długości".

Piłkarz nietrenowalny

Gdyby Balotelli na treningach zamieniał się w ciężko tyrającego profesjonalistę, nie byłoby problemu. Ale to piłkarz - jak mówił Mourinho - nietrenowalny. Obijający się na zajęciach, niesłuchający ani trenera, ani starszych kolegów.

Balotelli rywali obraża i złośliwie fauluje. Gdy dostał czerwoną kartkę w meczu Ligi Mistrzów z Rubinem Kazań, skrytykowali go kapitan Interu Javier Zanetti i Mourinho. - Historia z Balotellim skończy się tak, że to ja wyląduję u psychologa - mówił portugalski trener.

W poprzednim sezonie, gdy kopnął piłkarza Dynama Kijów w klatkę piersiową, wyleciał z boiska, a jego Manchester City odpadł z Ligi Europejskiej, dzwonił do Prandellego i prosił o pomoc. - Tłumaczył, że zdaje sobie sprawę, że zawsze wszystko psuje - wspomina selekcjoner Włochów.

Nie pomogło, w kwietniowym meczu z Arsenalem znów się obijał, a w końcówce dostał czwartą czerwoną kartkę w sezonie za głupi faul na Bacarym Sagni. Wściekły Mancini ogłosił, że stracił cierpliwość, Balotelli już więcej u niego nie zagra, a latem zostanie sprzedany. Słowa nie dotrzymał, w ostatniej kolejce wpuścił Włocha na ostatni kwadrans, a ten asystował przy golu Sergio Agüero, który dał City pierwsze mistrzostwo od 54 lat.

Dziś Balotelli jest bohaterem Włochów. W końcu gra jak piłkarz, którego kilka lat temu obwołano największą nadzieją calcio i porównywano do Roberto Baggio, Sandro Mazzoli oraz Gianniego Rivery. Haruje na boisku, pomaga kolegom w defensywie. Prandelli, choć bardzo piłkarza chwali, utrzymuje, że wciąż nie ma pojęcia, co dzieje się w jego głowie.

Cesare Prandelli: ? Jestem dumny z chłopaków

Więcej o:
Copyright © Agora SA