Euro 2012. Czesi pokonali Greków i wracają do gry o ćwierćfinał

Po niezwykle emocjonującym meczu Czesi pokonali Greków 2:1 i nadal mają szansę na awans do ćwierćfinału. Wszystko dla nich rozstrzygnie się po sobotnim spotkaniu z Polską we Wrocławiu.

Choć w pierwszej kolejce drużyny Czech i Grecji osiągnęły diametralnie różne wyniki, to ich szkoleniowcy solidarnie zapowiadali, że początku wtorkowego meczu zagrają inaczej niż na inauguracje. Grecy mieli być od pierwszej minuty odważniejsi niż podczas zremisowanego pojedynku z Polską, a Czesi wręcz przeciwnie - ostrożniejsi niż podczas pogromu z Rosją. Na boisku zrealizował się jednak zupełnie inny scenariusz. Znany z pierwszych meczów, choć z lekkimi modyfikacjami.

Drużyna Michala Bilka, tak jak poprzednio ruszyła na rywala od początku spotkania, tyle że tym razem zamiast tracić, bramki strzelała. Najpierw Tomas Hubschman zagrał prostopadłą piłkę do wchodzącego ze skrzydła Petra Jiracka, a ten wykorzystał sytuację sam na sam z Kostasem Chalkiasem. Potem, Tomas Rosicky prostopadłym podaniem uruchomił prawego obrońcę Theodora Gebre Selassie, ten dograł do Valclawa Pliarza, a 24 - letni zawodnik nieco szczęśliwie zdobył swojego drugiego gola w turnieju. We Wrocławiu nie minęło więc sześć minut i już w zasadzie odbyło się trzęsieniem murawy. Czesi prowadzili 2:0, a szybkością trafień ustanowili rekord mistrzostw Europy.

Choć mecz trwał dalej, to nieszczęścia Greków nie chciały się skończyć. Jeszcze w pierwszej połowie bramkarz Kostas Chalkias po jednym z podań zarył nogą w murawę i z powodu kontuzji musiał zostać zmieniony przez Michalisa Sifakisa. Jeśli wiec, jak twierdził trener Fernandno Santos, jego podopieczni na wyżyny potrafią się wzbić właśnie w obliczu kłopotów, to we Wrocławiu musieliby wejść co najmniej na swój mityczny Olimp i jeszcze liczyć na pomoc swoich bogów.

Ci postanowili na Stadionie Miejskim pojawić się chyba w 52 minucie, bo doszło wówczas do zdarzenia niesłychanego. Po niedokładnym podaniu greckiego pomocnika piłkę albo mógł spokojnie złapać bramkarz Petr Cech albo mógł wybić ją obrońca Tomas Sivok. Nie zrobił tego jednak ani jeden ani drugi. Futbolówka niespodziewanie trafiła wiec do wprowadzonego po przerwie Fanisa Gekasa, a ten spokojnie umieścił ją w pustej bramce. Tym samym Czechów zawiodła ich ostoja - jeden z najlepszych golkiperów Europy, który w tym sezonie dźwignął wymarzony puchar za zwycięstwo w klubowej Lidze Mistrzów. Presji turniejów międzynarodowych na razie Cech z reguły nie dźwiga, rodacy wypominali mu, że w ostatnim meczu poprzedniego i pierwszym obecnego Euro puścił aż siedem goli. Pewnie żaden z nich nie obciążał jego konta tak mocno jak ten z Grekami.

Ostatecznie jednak Czesi swój dramat przetrwali i po zwycięstwie nad Grecją zachowują szanse na awans do ćwierćfinału. Wszystko dla nich rozstrzygnie się w sobotę w meczu z Polską.

Czesi zwycięstwem nad Grekami pokazali, że lekceważyć ich absolutnie nie wolno. Oni cały zamierzają grać możliwie odważnie i ofensywnie, szukając swoich szans głównie w środku pola.

Zobacz wideo
Zobacz wideo
Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.