Euro 2012. Mieli być europejskimi gwiazdami, wracają do kraju. Rosjanie zgaśli

Na Euro 2008 zrobili furorę, rzuciły się na nich renomowane zachodnie firmy. Jednak nasi rywale na mistrzostwach kontynentu albo rozczarowali, albo głęboko rozczarowali. I zostali przepędzeni

Prowadzona przez Guusa Hiddinka Rosja była jedną z rewelacji poprzedniego Euro, w zachwycającym stylu dotarła do półfinału. Dziś też ma holenderskiego trenera Dicka Advocaata, nieznacznie zmienioną kadrę i jeszcze większe aspiracje sięgające przynajmniej powtórzenia wyniku z 2008 r. Czy uzasadnione?

Po losowaniu grup Euro 2012 Rosjanie wpadli w euforię. W Polsce, Grecji i Czechach widzą co najwyżej europejskich średniaków, a swoją reprezentację postrzegają przez pryzmat swoich klubów. Szastających gigantycznymi pieniędzmi, zatrudniających gwiazdy, odnoszących sukcesy międzynarodowe. W 1/8 finału Ligi Mistrzów rosyjską ekstraklasę reprezentują dwa zespoły - Zenit St. Petersburg i CSKA Moskwa - czyli tyle, ile angielską Premiership czy Bundesliga. Właśnie na piłkarzach tych klubów selekcjoner zamierza oprzeć reprezentację.

Car całkiem zwyczajny

Kto może zagrozić tej, jak myślą Rosjanie, potędze? Polska, która zdaniem tamtejszych fanów nie ma ani jednego naprawdę znanego piłkarza (może poza bramkarzami Arsenalu, kolegami z klubu ich największej gwiazdy Andrieja Arszawina)? Grecja, która najlepsze lata ma za sobą? Przeciętni Czesi, uważani zresztą za najtrudniejszego przeciwnika w grupie? - To najlepsze losowanie w historii naszej piłki - twierdzi Waleryj Masłow, przed laty reprezentant ZSRR.

Im więcej jednak czasu upływa od losowania, tym optymizm jest mniejszy. W Rosji coraz częściej zaczynają dostrzegać, że ich gwiazdy w ostatnich latach przygasły.

Zachwycający na Euro 2008 Jurij Żyrkow nie zrobił kariery w Chelsea, choć miał poparcie jej właściciela Romana Abramowicza. Wrócił do Anży Machaczkała jako zawodnik przegrany, nawet rodacy zarzucali mu, że wybrał wielkie pieniądze zamiast kariery w silnej lidze.

Za nim podążył do ojczyzny napastnik Roman Pawljuczenko, wykupiony z Tottenhamu przez Lokomotiw Moskwa.

Nie podbił Anglii również Dinijar Bilaletdinow. Pomocnik Evertonu stracił miejsce w klubowej jedenastce i przeniósł się do moskiewskiego Spartaka.

- Zawsze twierdziłem, że reprezentanci powinni grać co tydzień, a nie siedzieć w rezerwie. Tylko tak mogą podtrzymać formę. Przed mistrzostwami to zrozumieli, z czego jestem zadowolony - komentował Advocaat. Holender chwalił też decyzję o zmianie klubu przez innego napastnika Pawła Pogrebniaka, który po poprzednim Euro zmienił Zenit na VfB Stuttgart. On też furory nie zrobił, ale do Rosji nie wrócił, bo został wypożyczony przez Fulham. Jest jedynym reprezentantem grającym jeszcze na Zachodzie. Gole dla Ajaksu Amsterdam strzela co prawda Dmitrij Bułykin i dopomina się o powołanie, ale Advocaat go nie dostrzega. - Nasza reprezentacja to zamknięty klub - skarży się napastnik.

Dopiero jednak w piątek holenderskiemu selekcjonerowi naprawdę spadł kamień z serca. Niespełna dwie godziny przed zamknięciem w Rosji zimowego okna transferowego zakończył się najpopularniejszy serial wśród rosyjskich kibiców, opowiadający o losach Andrieja Arszawina. Ich największy gwiazdor też nie zrobił kariery na wyspach. Lider reprezentacji, o którym kibice na forach nazywają "Bogiem i carem naszej piłki", grał coraz rzadziej w słabym w tym sezonie klubie, aż został przesunięty do rezerw. - Jeśli to się nie zmieni, może nie pojechać na Euro - ostrzegał Advocaat. To byłaby katastrofa, bo pozycja wychowanka Zenita w rosyjskiej kadrze jest silniejsza niż u nas Roberta Lewandowskiego. Bez Arszawina Rosjanie nie wyobrażają sobie sukcesów.

Rosyjskie gazety na czołówkach informowały o jego golach w rezerwach Arsenalu i zastanawiały się, kto może wyciągnąć do niego rękę. Oczywiście padła nazwa Anży, lecz Arszawin odmówił przenosin do stolicy Dagestanu. W końcu pod naciskiem opinii publicznej i mediów ofertę do Londynu wysłał Zenit. Po trwających cały piątek rozmowach, relacjonowanych na żywo przez wszystkie sportowe portale, wypożyczył swojego wychowanka. Za darmo na pół roku.

Coraz więcej fachowców zauważa jednak, że Arszawin stał się zwyczajnym zawodnikiem, jakich mnóstwo. Widzą oni też, że Pawljuczenko, który niepowodzenia w Tottenhamie tłumaczył nieporozumieniami z trenerem, potrafi przez 80 minut stać na boisku. - On nie nadaje się nie tylko do Anglii. U nas też będzie miał kłopoty - piszą.

Obrona przed spadkiem za 25 mln

A następców nie widać. Trzon reprezentacji się nie zmienia. Stanowią go bracia Bierezuccy, Sergiej Ignaszewicz, Aleksandr Anjukow, Władymir Bystrow, Konstantin Żyrianow, Igor Siemszow, Roman Szyrokow czy Aleksandr Kerżakow. To nazwiska znane od lat, odkryte przez Europę cztery lata temu w Austrii i Szwajcarii.

Jedyną jaskółką jest Alan Dżagojew, 22-letni pomocnik CSKA Moskwa. Ponoć interesuje się nim Manchester United, a warta 15 mln euro oferta z Lazio została odrzucona. Jednak w poprzednim sezonie urodzony w Biesłanie pomocnik częściej występował w kadrze niż w klubie, a przyczyną był konflikt z trenerem Leonidem Słuckim.

Każde powołanie wysłane przez Advocaata dla młodego piłkarza staje się więc wielkim wydarzeniem, choć żaden nie ma szans, aby stać się kluczowym graczem w kadrze.

Dopływu młodych nie ma także dlatego, że w czołowych zespołach kluczowe role odgrywają obcokrajowcy, a skoro ktoś za nich zapłacił 10 albo 15 mln euro, to muszą grać. Nawet, gdy otwarcie twierdzą - jak Carlos Eduardo Marques, kupiony przez Rubin Kazań za 11 mln z Hoffenheim - że przyjazd do Rosji był krokiem wstecz.

I nie zanosi się, by było lepiej, bo klubom przybywa pieniędzy, którymi kuszą coraz lepszych obcokrajowców. Broniący się przed spadkiem Tom Tomsk ogłosił, że wydał na transfery blisko 25 mln euro!

Advocaata martwi też przedłużające się leczenie Igora Akinfiejewa. 26-letni bramkarz pół roku temu zerwał więzadła w kolanie i nie wiadomo, czy będzie wyzdrowieje ma Euro. - Nikomu niepotrzebny jest jednonożny bramkarz - twierdzi kapitan reprezentacji. Jego zmiennik Wiaczesław Małafiejew z Zenita nie zagra w środę przeciwko Danii, bo też leczy uraz.

Rosjanie nadal są jednak przekonani, że wyjście z grupy jest obowiązkiem, a nawet awans do ćwierćfinału nie będzie sukcesem. Gorące głowy studzi Dmitrij Alejniczew, były gracz FC Porto i Romy. - Kategorycznie sprzeciwiam się temu, że mamy lekką grupę - mówi. - Dla mnie łatwiej zagrać z Hiszpanami, którzy są zdecydowanym faworytami turnieju niż z Polakami, Czechami i Grekami. To średnie drużyny, ale stać je na sprawienie niespodzianki. Przypomnijmy sobie mistrzostwa w Portugalii wygrane przez Greków, na których nikt nie stawiał.

Wygraj meczową koszulkę kadry Polski z autografami piłkarzy!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.