"Metalowe blaszki w obojczykach? U nas to normalka" - ekstRemalna misja na Mazurach zakończona [RELACJA]

Soczyste wywrotki, potężne dawki adrenaliny, demony z przeszłości i radość na mecie - tak wyglądał Maraton MTB "Na granicy Mazur" w Gizewie, w którym wystartowała Ekipa EkstRemalna.

- Żyjesz? Spokojnie, my tu niejedną glebę zaliczyliśmy. Uwierz mi, te górki nie takie wywrotki już widziały. No, wstawaj, głowa do góry. Raz, dwa i jedziemy dalej... - motywował mnie nasz rowerowy przodownik Robert Janecki z Teamu Renault. Dzień przed Maratonem MTB w Gizewie "Na Granicy Mazur", dał mi wycisk po karkołomnej pętli w Bike Park Poręby.

Miejsce, jakich mało w naszym kraju. Dla fanów MTB to istny raj, ale początkujących kolarzy górskich wystawia na prawdziwą próbę charakteru, ocierającą się o palpitację serca. Ja rzecz jasna zaliczałem się do tej drugiej grupy.

Tak mocnej dawki adrenaliny, jak na krętym rowerowym "rollercoasterze", nie zafundowałem sobie chyba nigdy wcześniej. A to był dopiero początek naszej ekstRemalnej przygody.

Trening z mistrzami

Mazurski rajd MTB zapamiętamy, jako jedno z najbardziej wymagających wyzwań w historii Ekipy EkstRemalnej. Po raz pierwszy w tegorocznej edycji - na akcję zostali wysłani członkowie od zadań specjalnych z teamu Renault Captur: Marlena - kobieta, która żadnego sportu się nie boi, Franek - mistrz obiektywu, obieżyświat i dobry duch zespołu oraz autor tego tekstu, w dodatku zmagający się z demonami przeszłości.

Trening MTB mz Teamem RenaultTrening MTB mz Teamem Renault Franek Przeradzki Fot. Franek Przeradzki

Każdy z nas wywodzi się z wielu sportów, ale jazda na rowerze akurat nie była aktywnością, której ostatnio poświęcaliśmy najwięcej czasu. Marlena jest wziętą instruktorką fitness, Franek uwielbia szusowanie na nartach i nurkowanie, a ja najlepiej czuję się w butach do biegania.

Ostatecznie do startu w zawodach MTB w Gizewie na dystansie 44 km zapisałem się razem z Marleną, Franek skupił się na operatorskich zadaniach z kamerą.

Wprawdzie z Marleną przez ostatnie dwa tygodnie wykręciliśmy na dwóch kółkach sporo kilometrów, to czuliśmy, że brakuje nam fachowych porad od prawdziwych specjalistów. Owszem, kilka cennych teoretycznych wskazówek udzielił mi Andrzej Piątek , były trener Mai Włoszczowskiej, srebrnej medalistki olimpijskiej, ale przecież nic nie zastąpi prawdziwego treningu w terenie.

Na szczęście dzień przed imprezą, z podstaw kolarskiego rzemiosła zgodzili się nas podszkolić zawodnicy Teamu Renault, czyli m.in. Robert Janecki, Grzegorz Maleszka, Arkadiusz Jusiński i Bartosz Karczmarski. W sumie cała czwórka ma ukończone 363 maratony MTB!

W nogach baterie duracell

Przed wyjechaniem w teren otrzymaliśmy od ekipy profesjonalny sprzęt i zapas suplementów marki torq. Pod względem zasobów energetycznych zostaliśmy zabezpieczeni na kilka takich maratonów. Pozostało tylko - w trybie awaryjnym - popracować nad techniką. Na krótki, choć niezwykle intensywny trening wybraliśmy się do Bike Park Poręby w Mrągowie, gdzie na własnej skórze przekonaliśmy się, jak niezwykłym sportem jest kolarstwo górskie, a coś takiego jak długa prosta, raczej nie występuje w naturze.

- Trzymaj tempo, trzymaj rytm! Super! Stary, no elegancko, dałeś radę! - dopingował mnie Robert w trakcie jednej z pierwszych udanych wspinaczek. Każda pokonana górka, bez konieczności schodzenia z roweru, sprawiała mnóstwo satysfakcji.

Z zaliczaniem kolejnych wzniesień rzeczywiście szło mi całkiem nieźle. Nieskromnie przyznam, że momentami w nogach czułem taką moc, jakbym naładował je bateriami duracell. Kondycyjnie też czułem się dobrze.

Damian i Marlena z Ekipy EkstRemalnej na mecie zawodów MTB w GizewieDamian i Marlena z Ekipy EkstRemalnej na mecie zawodów MTB w Gizewie Fot. Franek Przeradzki Fot. Franek Przeradzki

Pokonałem demona

Znacznie gorzej radziłem sobie na zjazdach. Brakowało mi pewności siebie. Na tych najbardziej stromych przed puszczeniem się w dół, powracały dramatyczne wspomnienia. Dwa lata temu na ul. Dolnej w Warszawie rozbiłem się na rowerze. Skończyło się złamanym łokciem, obojczykiem z przemieszczeniem, operacją, gipsem do pasa, wmontowanymi w kości drutami Kirchnera i czteromiesięczną rehabilitacją. Fatalne migawki z tamtych chwil odżyły, gdy przy powolnym, jak się później okazało, zbyt wolnym zsuwaniu, przednim kołem najechałem na wyrwę, która wybiła mnie przed kierownicę. Poleciałem jak długi, rower wykonał obrót i wylądował na moim kasku. Chwała Bogu, tym razem kości były na swoim miejscu. - Musisz pozwolić rowerowi zjeżdżać, nie zatrzymuj się, bo tracisz kontrolę! Ale głowa do góry, nie załamuj się! Przeżywaliśmy tu już gorsze kraksy. Wizyta na SOR i metalowe blaszki w obojczykach? Normalka. Prawie każdy z nas to przerabiał. Nie myśl za dużo, co się może stać, tylko jak bezpiecznie zjechać - radził mi Robert Janecki.

I pomogło. Przełamałem się, a na kolejnych zjazdach było o wiele lepiej. Czasami jak Rafał Majka przed ostrymi zakrętasami w Rio, musiałem się przeżegnać, a dalej sunąłem w dół. Pokonałem demona.

Kolejny kontakt z glebą

Start zawodów w Gizewie "Na granicy Mazur" zaplanowano na godz. 11. Jak przystało na profesjonalistów budziki w komórkach ustawiliśmy na 6:45. Chcieliśmy zjeść obfite, energetyczne śniadania na trzy godziny przed wyścigiem i spokojnie dojechać na miejsce, aby odebrać numer startowy. Start i metę organizatorzy wyznaczyli w malowniczym miejscu, w ośrodku wypoczynkowym "Siedlisko Gizewo" nad jeziorem Kiersztanowskim.

Tuż przed wyścigiem przybiliśmy "piątki" z zawodnikami Teamu Renault i zdecydowanymi faworytami dwóch dystansów, czyli półmaratonu (45 km) i maratonu (90 km).

Ostrzegano nas, że najtrudniejsze będą pierwsze cztery kilometry, podczas których będziemy musieli pokonać strome, śliskie podjazdy i zjazdy. Razem z Marleną byliśmy przygotowani na walkę, ale nie spodziewaliśmy się aż tak trudnych warunków. Momentami nie było mowy o podjeżdżaniu. Zejście z roweru też nie załatwiało do końca sprawy, bo było tak grząsko, że ledwo przesuwaliśmy się do przodu. Jeszcze gorzej było na błotnistych zjazdach, na których trudno było o kontrolę roweru. Z naszym brakiem doświadczenia, to była walka o przetrwanie. Raz poszedłem na całość, ale na chwilę straciłem panowanie i zaliczyłem kolejny - niegroźny - kontakt z glebą. Później rzeczywiście było mniej hardkorowo, więcej prostych, ale jak to w MTB, również sporo wymagających odcinków.

Królewski podjazd i soczyste wywrotki

Największym wyzwaniem był tzw. królewski podjazd w Widryniu, gdzie zmagaliśmy się ze stromą, prawie 3-kilometrową kamienistą drogą do Śpiglówki. Bezcenna okazała się współpraca z innymi zawodnikami. Nawzajem się wspieraliśmy i pomagaliśmy, przejmując na zmianę prowadzenie. Pod koniec podjazdu w płucach zaczynało brakować tlenu, a coraz głośniejszy oddech wydobywał się z każdego kolarza.

Szybko jednak odzyskaliśmy siły. Trochę odpoczęliśmy na długim i łagodnym zjeździe. Ostatnie kilometry pokonywaliśmy już na pełnym gazie. Tuż przed metą z Marleną przybiliśmy jeszcze "piątkę", uśmiechnęliśmy się do kamery. Oboje wykonaliśmy kawał dobrej roboty. I wiecie co? Chyba złapaliśmy bakcyla. Zawody MTB to naprawdę niesamowita przygoda! W dodatku są organizowane bardzo często, niemal co tydzień w wielu zakątkach kraju. Warto spróbować swoich sił w tym sporcie.

Jeszcze słowo o największych harpaganach rywalizacji w Gizewie z Teamu Renault. Na dystansie półmaratonu triumfował Grzegorz Maleszka, a w maratonie najlepszy był Arkadiusz Jusiński, który mimo "soczystej" wywrotki, nie tylko nie wymiękł, ale nie dał szans rywalom. Gratulujemy i najważniejsze, że nos jest cały.

Arkadiusz Jusiński chwilę po wygraniu maratonu MTB na 90 kmArkadiusz Jusiński chwilę po wygraniu maratonu MTB na 90 km Franek PRZERADZKI franekp@gmail.com Arkadiusz Jusiński chwilę po wygraniu maratonu MTB na 90 km. Fot. Franek Przeradzki

Werdykt Ekipy EkstRemalnej: Mazurski Maraton MTB to miejsce, które zdecydowanie spełnia najbardziej ekstremalne wymogi. Przyjeżdżajcie!

Damian i Marlena na mecie zawodów MTB w GizewieDamian i Marlena na mecie zawodów MTB w Gizewie Damian i Marlena na mecie zawodów MTB w Gizewie. Fot. Franek Przeradzki Damian i Marlena na mecie zawodów MTB w Gizewie. Fot. Franek Przeradzki