Ekipa EkstRemalna u Macieja Lepiato. Niepełnosprawny olimpijczyk w drodze po drugie złoto: "Zaciskam zęby i zasuwam" [WIDEO]

Na treningu skocznościowym wykonuje 500 odbić, na siłowni przerzuca setki ton żelastwa. Tak do nadchodzących igrzysk paraolimpijskich w Rio de Janeiro trenuje Maciej Lepiato, skoczek wzwyż i stypendysta Renault Handisport Team.

Z mistrzem olimpijskim z Londynu, podczas zgrupowania w Słupsku rozmawiał Damian Bąbol, członek Ekipy Ekstremalnej Renault Captur

Damian Bąbol: Wszystko dopięte na ostatni guzik? Jesteś gotowy do walki o złoty medal w Rio de Janeiro? 

Maciej Lepiato: Będę walczyć o pełną pulę. Jestem w wysokiej formie. Zresztą sam to widzisz. Wciągnięta twarz, wyżyłowane dłonie, waga odpowiednia. To są oznaki ciężkiej pracy skoczka wzwyż, który musi być chudy, silny i skoczny. Przez trzy tygodnie zasuwałem w Centrum Lekkoatletycznym w Słupsku. Miałem idealne warunki do treningu.

I cel jest jasny. Chcę nie tylko po raz drugi zdobyć złoty medal, ale również pobić rekord świata i ponownie przeżyć te niesamowite emocje. To, co wydarzyło się cztery lata temu w Londynie, było czymś niezwykłym. Pojechałem tam, jako absolutny debiutant i przy komplecie kibiców zdobyłem złoty medal.

Teraz będziesz musiał sobie poradzić z presją faworyta.

- Jestem mocny psychicznie. Przez ostatnie cztery lata z każdych mistrzostw wracałem, jako mistrz i nowy rekordzista świata. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby przedłużyć tę passę.

Na czym polega twoja niepełnosprawność?

- Wrodzona wada. Urodziłem się z końsko-szpotawą lewą stópką. Mam krótszą kończynę nogę o pięć cm, duży ubytek mięśniowy w podudziu oraz praktycznie zerowy zakres ruchu w stawie skokowym. Ze względu bezpieczeństwa każdy trening wykonuję w specjalnej ortezie.

Czujesz się osobą niepełnosprawną?

- Nie. Inni mają większe problemy, zmagają się ze znacznie trudniejszymi przypadkami.

Z powodu schorzenia miałeś problemy z uprawianiem sportu w dzieciństwie?

- Nie było z tym wielkich kłopotów. Z całkiem dobrym efektem rywalizowałem ze zdrowymi rówieśnikami. Od zawsze byłem ruchliwy i przede wszystkim skoczny. Wyróżniałem się również w grach zespołowych. Nieźle grałem w siatkówkę i koszykówkę. Za tą drugą dyscypliną jakoś jednak nigdy nie przepadałem. Trenerzy mnie prosili, żebym jeździł z drużyną na zawody, ale wsady z piłką jakoś nie dawały mi frajdy. W końcu dowiedzieli się o mnie trenerzy lekkiej atletyki. I przerzuciłem się na inny sport, czyli skok wzwyż.

Słyszałem, że masz poważny problem z dobraniem obuwia sportowego?

- Rzeczywiście, to trochę skomplikowane. Gdyby nie to, mógłbym osiągać jeszcze lepsze wyniki i zniwelowałbym skrót lewej stopy, która w dodatku jest mniejsza o trzy rozmiary. Normalnie mógłbym kupować dwie pary po 500 zł, ale po pierwsze nie stać mnie na tak częste wydatki, a po drugie nie załatwiałoby to całej sprawy. Nie mogę znaleźć producenta, który by się podjął zrobienia krótkiej serii na wymiar. Bo takie buty trzeba byłoby stworzyć od zera. Lewy musiałby mieć wyższą podeszwę i lekki materiał, który nie przekracza kilograma. Kilka razy sam próbowałem coś takiego sklecić. U szewca podklejałem warstwy gumy pod mój sportowy but, ale wychodziła z tego cegła, ważąca dwa i pół kilograma. Mogłem zapomnieć o chodzeniu, a co dopiero o skakaniu. Wiadomo, że Polak zawsze coś wykombinuje. Z trenerem działamy trochę chałupniczo. Bierzemy but do rzutu oszczepem, wkładamy do niego 4-centymetrową wkładkę, w to wsadzam stopę i zaklejam na okrętkę buta taśmą z marketu budowlanego. Z boku wygląda to pewnie komicznie i trochę głupio, ale najważniejsze, że wszystko trzyma się kupy i jest skuteczne.

Za chwilę zaczynasz trening na siłowni, który w twojej konkurencji odgrywa ogromną rolę. Ile ton żelastwa przerzucasz na takich zajęciach?

- Ponad sto. Wchodzimy już na maksymalne ciężary przed startem na igrzyskach. Robię m.in. cztery półprzysiady z obciążeniem 170 kg. Bywało, że na sztangę zakładałem nawet 190 kg. Na takich treningach trzeba bardzo uważać, pod naporem podeszwa w bucie totalnie się spłaszcza. Ale nie tylko siła się liczy. Kiedy realizujemy trening skocznościowy, to czasem w trakcie dwóch godzin wykonujemy 500 odbić! Tak właśnie obecnie wygląda sport osób niepełnosprawnych. To już nie jest zabawa, jak niektórym może się wydawać. Jeżeli ktoś chce być najlepszy na świecie, to musi zacisnąć zęby i zasuwać. 

Polecasz uprawianie sport osobom niepełnosprawnym?

- Zdecydowanie. Najlepszym przykładem jest mój kolega z reprezentacji Łukasz Mamczarz, również skoczek wzwyż, ale o jednej kończynie. Pięć lat temu miał wypadek. Skończyło się amputacją nogi powyżej kolana. Szybko zaczął trenować, więc tak naprawdę nawet nie miał czasu na załamkę. Nasz klub w Gorzowie ma porozumienie z tamtejszym oddziałem rehabilitacji. Jak tylko trener dowiaduje się o takiej osobie, od razu zaczyna ją wciągać do sportu. To najlepszy sposób na poradzenie sobie w życiu z nową sytuacją. Ostatnio nawet ktoś się zapytał Łukasza, co by wolał. Mieć takie życie jak teraz, czyli związane z jeżdżeniem po świecie, startowaniem na igrzyskach czy powrót do wcześniejszego stanu, kiedy miał dwie zdrowe nogi. Łukasz się zastanawiał...

Rozmawiał Damian Bąbol

Ekipa EkstRemalna, czyli sześć niezwykłych osób, które ruszają w Polskę na pokładach dwóch samochodów: Magda, Franek i Michał w Renault Kadjar oraz Marlena, Dominik i Damian w Renault Captur. Ich celem jest przeżycie niezwykłych, ekstremalnych, sportowych doznań, które dzięki bogatym relacjom foto/video, zapadną w pamięć na długo nie tylko samym uczestnikom wyjazdów.